Kolejna niedziela z PTT Oddział Bielsko-Biała. Czwarta rano, pogoda pod chmurką, z nadzieją na późniejsze rozpogodzenie.
Odliczeni w autobusie ruszamy w Tatry Słowackie, aby zdobyć Koprowy Wierch i byle się nie okazał przy dzisiejszych zapowiedziach Kapryśnym Wierchem. Na pokładzie już z nami przewodnik Ania, a po drodze z Żywca zabieramy naszą główną kierowniczkę tej wycieczki – Karolinę.
Czas na dotarcie wymarszu mija dość szybko, bo cały autokar wypełniony najlepszymi piechurami oddziału PTT Bielsko-Biała regeneruje swoje siły i przesypia większość drogi. Pogoda dość ponura i nie pozwala na cieszenie się widokami na okoliczne szczyty i wioski mijane wzdłuż trasy przejazdu. Dopiero w okolicy stacji, gdzie w tym kierunku zazwyczaj odbywa się budzenie na przysłowiową kawę i rozprostowanie kości, pojawiają się nam szczyty Tatr usłane w kołderkowych obłokach, niechętnie uwidaczniając piękno swoich szczytów oraz sylwetek podniosłych grani, czy grzbietów górskich.
Po szybkiej kawie wracamy do autobusu, gdzie otrzymujemy informację, aby pozostawić co mamy do przebrania w autobusie, gdyż prognozy wskazują na dwie opcje, albo wrócimy suchą nogą albo przelani do suchej nitki. W autobusie ogrywa się jeszcze jedna dyskusja, niewidoczna dla wielu uczestników. Karolina już przed wyruszeniem podchodzi do jednego z Łukaszy i prosi go, aby zamykał grupę i chociaż mogło by się to wydawać karą dla niego, to później staje się nagrodą, natomiast dla wszystkich obecność Łukasza na końcu grupy gwarantuje bezpieczeństwo i pewność, że wszyscy dotrą na szczyt dzisiejszej wyprawy. Dodatkowym atutem bycia osoby Łukasza na końcu grupy jest jego obecność przy drugiej przewodnik Ani, gdzie czas wspólnie mija na wymienianiu się uwagami na różne górskie tematy, podróże bliższe i dalsze.
Tymczasem, mijamy kolejne podejścia, a między drzewami możemy spoglądać na skocznie w Szczerbskim Plesie. Na skoczniach tych kilkakrotnie odbyły się zawody Pucharu Świata w skokach narciarskich, ostatni w 1991 roku. Skocznia K-120 ze względu na zły stan techniczny została wyłączona z eksploatacji, natomiast czynna pozostaje jedynie skocznia K-90, na której ostatnie mistrzostwa świata juniorów odbyły się w 2009 roku. Idąc dalej, docieramy do rozwidlenia szlaków, czerwonego i zielonego.
Dzisiaj pójdziemy za zielonymi drogowskazami, natomiast przy dobrej pogodzie, w drodze powrotnej wrócimy czerwonym szlakiem od schroniska w Popradzkim Plesie. Po około kwadransie od rozejścia szlaków docieramy do schroniska. Tutaj chwila przerwy, spojrzenie na ginące w chmurach podejście na przełęcz pod Osterwą, oraz majestatyczną taflę jeziora i ruszamy dalej.
Przed nami, około godziny, dość łatwy odcinek leśną ścieżką z lekkim kamienistym podejściem do rozejścia szlaków na Rysy i Koprowy Wierch. Roześmiani, rozgadani, ubogaceni opowiadaniami naszych przewodniczek, po krótkim odpoczynku i sprawdzeniu całej grupy ruszamy w ciąg dalszy naszej trasy. Dzień dzisiaj bardzo ciepły, a wilgotność wysoka, co dodatkowo potęguje uczucie wysiłku. Jednak pod bacznym okiem Karoliny i nakazem spożywania dużej ilości płynów, wszyscy bezpiecznie docieramy do Wielkiego Stawu Hińczowego, który położony jest w Dolinie Hińczowej. Powierzchnia stawu to przeszło 20 ha, a głębokość maksymalna to prawie 54 m. Staw otaczają nam z jednej strony szczyty Mięguszowiecki Szczyt wraz z Hińczową Przełęczą oraz Zadni Mnich, a w drugą stronę Przełęcz Pod Chłopkiem i Mięguszowiecki Szczyt Czarny. Spoglądając na te majestatyczne pasmo Mięguszy, za naszymi plecami kryje się Wyżnia Koprowa Przełęcz, na którą po dłuższym odpoczynku i uzupełnieniu kalorii oraz płynów, udajemy się wspólnym krokiem… a nie, jeszcze nie… przecież zdjęcie trzeba z banerem zrobić dla Prezesa Szymona. Kilka ujęć, bo gdybyśmy dopuścili wszystkich fotografów wycieczkowych, to nie wiadomo, czy byśmy wyszli do przełęczy.
Spoglądamy na niebo, chmury nie odpuszczają, suną niczym nie zmącone na wysokości naszych głów, pozwalając tylko na kilkusekundowe spojrzenie na szczyty. Pogoda bawi się z nami nie dając pewności do samego końca, czy będzie szansa na piękne widoki. Niespełna po 40 minutach stajemy na Koprowej Przełęczy, skąd możemy dostrzec jakże olbrzymiego i zaopatrzonego w spory zapas tłuszczu świstaka. Spłoszony naszą obecnością ukrywa się pośród suchej trawy. W oddali dostrzegamy parę kozic, które pokazują nam swoim ubarwieniem, że zima w Tatrach jest już blisko.
W przypadku poprzednich wycieczek, po spotkaniu tatrzańskiej trójcy (trzech z: świstak, kozica, niedźwiedź, lis, sarna) wszystko wskazuje na to, że wycieczka przebiegnie zgodnie z planem. Tuż przed wyjściem na grań przed Koprowych Wierchem zostajemy poinstruowani i poproszeni o skupienie, bo będziemy od teraz poruszać się w trudnym terenie, a że cały czas chmury są z nami to trzeba bardzo się pilnować, aby nie zgubić szlaku.
Wychodzimy na grań przed Koprowym i w oczekiwaniu na pozostałą część grupy, próbujemy wypatrzeć Widmo Brockenu. Jest to zjawisko polegające na zaobserwowaniu własnego cienia na znajdującej się poniżej chmurze na linii pomiędzy słońcem, a mgłą, której to dzisiaj doświadczamy w nadmiarze. Jednak tlące się na nieboskłonie słońce jest zbyt mocno tłumione przez chmury, przez co Widma nie dostrzegamy. Jedyne, co udaje się dostrzec, to całą naszą grupę, która już dotarła i możemy znowu dalej ruszyć w drogę. Pozostało niewiele, bacznym krokiem docieramy na szczyt Koprowego Wierchu.
Dzisiaj pogoda nie pozwoliła nam spojrzeć w pełni na otaczające szczyty i zapewne piękną panoramę z widokiem na Rysy, czy Gerlach, ale nie to jest najważniejsze. Jesteśmy tu my, wspaniała grupa pod przewodnictwem naszych dziewczyn, Karoliny i Ani.
Po posileniu się i odpoczynku na szczycie pozostaje nam zrobić grupowe zdjęcie szczytowe. Grupa pozuje pięknie, a te chwile uchwyca Łukasz (jeden z naszej dzisiejsze czwórki Łukaszy, żeby nie było). Zdjęcie zrobione, Prezes usatysfakcjonowany, a my bezpiecznie i bez pośpiechu ruszamy tą samą trasą tylko w przeciwnym kierunku do schroniska w Popradzkim Plesie.
Po drodze, przy niewielkim wodospadzie, zebraniu całej grupy, zostaje wypowiedziane wręcz magiczne słowo, słowo zwalniające naszego kolegę Łukasza z powierzonego mu zadania, dzięki któremu każdy z nas uczestników i uczestniczek tej wycieczki mógł poczuć się bezpieczniej. Widzimy się przy schronisku Łukasz, a grupa pościgowa rusza w pogoni, co wcale nie jest łatwe.
Po około godzinie docieramy do schroniska, uzupełniając braki szlachetnego płynu energetycznego przy wspólnych rozmowach. To była jedna z tych bardziej udanych wycieczek i chociaż osobiście czuję niedosyt z powodu braku widoków na szczycie Koprowego, to całość nadrabia towarzystwo i przemiła atmosfera, osób które z wycieczki na wycieczkę docierają się i można liczyć na jeszcze większą dawkę humoru!
Karolino, Aniu – dziękujemy za kolejny wspaniały dzień!
Łukasz Gierczyk












