Dzisiejszego dnia spotkali się najwytrwalsi, by po raz ostatni w tym sezonie, wraz z PTT w Bielsku-Białej, przemaszerować wspólnie z przewodniczką Karoliną po tatrzańskich szlakach.
Tym razem padło na Tatry Bielskie. Po zebraniu się i odliczeniu śmiałków – tych, którzy byli na liście, i tych, których na niej nie było, a jednak w autobusie się znaleźli – wyruszyliśmy w kierunku Żywca, by tam zaprosić na pokład autokaru naszą Karolinę. Tym razem podróż autobusem przebiegła wyjątkowo szybko i nawet musieliśmy chwilę dłużej niż zwykle budzić się do życia na ostatniej stacji po stronie Polski. Nawet kierowcy udało się na postoju przyciąć komara.
Na miejsce startowe, pod Hotel Magura, przybyliśmy tuż po wschodzie słońca, co zaowocowało pięknie rozświetlonymi szczytami, muskanymi promieniami i pudrowanymi śniegiem górami, które mieniły się w kolorach pomarańczowo-złotych. W tym momencie wyglądaliśmy jak japońska wycieczka – i chyba wszyscy tego dnia mieli to samo zdjęcie w mediach społecznościowych.
Trasa dzisiejszej wycieczki przebiegała przez Dolinę Monkovą – w dolnej części tylko jej fragmentem, ze względu na zmianę wytyczonego szlaku. Stało się tak z powodu tragedii, jaka wydarzyła się w lipcu 2023 roku, kiedy to po ulewnych deszczach przeszła lawina błotna, porywając ze sobą dwie kobiety. Szlak został w dolnej części zamknięty do odwołania, a jego nowy odcinek poprowadzono przez Velký Grúň (1274 m n.p.m.), z którego rozpościera się piękny widok na Murań, Nowy Vrch, Havran – od prawej – aż po Zadnie Jatky i Bujací Vrch po lewej.
Po wyjściu na wspomniany Velký Grúň musieliśmy zejść w dół, by ponownie rozpocząć wspinaczkę Doliną Monkovą w kierunku Širokého sedla. Sceneria wokół nas zmieniała się wraz z pokonywanym przewyższeniem – z jesieni przenosiliśmy się w klimat zimowy. Jednak nachylenie terenu nie pozwalało nam na utratę ciepła – energia wygenerowana podczas pokonywania kolejnych metrów skutecznie nas ogrzewała. Na podejściu część osób założyła raczki, pozostali korzystali jeszcze tylko z kijków. Trzeba przyznać, że grupa była dziś zmobilizowana i dobrze przygotowana do panujących warunków. Razem, zwartą grupą, pokonywaliśmy kolejne przewyższenia, aż w końcu dostrzegliśmy upragnione słońce – to właśnie tam, na Širokým sedle, zaplanowane mieliśmy śniadanie. Im bliżej jednak do przełęczy, tym bardziej miało się wrażenie, że słońce ucieka spod nóg, a podejście nie ma końca. Ale jest! Upragnione śniadanko z widokiem na… no właśnie – chmurę, mgłę, chmurę… o, widać… nie, już nie widać. Dobra, jemy śniadanie, a potem czas pokaże.
Po dotarciu reszty grupy, nabraniu energii i odpoczynku ruszyliśmy dalej szlakiem. Warto wiedzieć, że w Tatrach Bielskich tylko niewielki obszar jest udostępniony do turystyki pieszej – w zasadzie nie ma szlaków na wcześniej wymienione szczyty, a każde wejście jest nielegalne. I nawet jeśli znajdzie się ktoś, kto chciałby na te szczyty wejść, musi liczyć się z mandatem – słowaccy strażnicy potrafią obserwować góry z trzech stron, a potem odnaleźć taką osobę w tłumie, nawet w dolinach. No chyba że, ale to już wiedzą ci, którzy byli i słuchali opowieści Karoli.
Tymczasem ruszamy dalej, by trawersem, ze szczególną uwagą, wejść na punkt widokowy pod Hl’upym (2061 m n.p.m.) – czyli „Głupim”. Jak to powiadają: trzeba być głupim, żeby dać się złapać na Głupim (Słowacy nie czytają litery „G”, stąd Hl’upy i Hory, czyli nasze Góry – tak, gdyby ktoś jeszcze nie wiedział). Na punkcie widokowym rozpościerał się piękny widok na Łomnicki Szczyt, Jagnięcy Szczyt, Rysy, tak, tak – przy dobrej wyobraźni. Jednak i tak było pięknie – co jakiś czas udawało się dojrzeć szczyty, ale zanim sięgnęliśmy po aparat, by uwiecznić je na zdjęciu, widok znikał. Ot, taka zabawa natury z nami. Założyliśmy raki – tym razem już wszyscy – i zeszliśmy do dzisiejszego celu wycieczki, jakim było Kopské sedlo. Tutaj zdjęcie grupowe, z pięknym widokiem na Vyšné Kopské sedlo w tle. Ruszamy dalej w kierunku Wielkiego Białego Stawu, skąd – przy dzisiejszej pogodzie – rozpościera się piękny widok na Jagnięcy Szczyt, Kozi Szczyt, a nawet Baranie Rogi. Tu już nie trzeba było uruchamiać wyobraźni.
Po krótkiej przerwie i zebraniu grupy ruszyliśmy wspólnie w kierunku jedynego dziś na trasie schroniska – Szarotka. Dotarliśmy tam po około dwóch godzinach marszu po coraz bardziej rozmokłym i błotnistym terenie, gdzie zimowy krajobraz pozostał już tylko w pamięci. Po spożyciu ciepłych i zimnych napojów wyruszyliśmy w kierunku parkingu, gdzie czekał na nas autokar. Trasa zejściowa od schroniska została lekko zmodyfikowana, a w pewnym momencie nasi nie doścignieni koledzy zostali „uwolnieni” spod dyktowanego przez Karolinę tempa, by mogli chociaż na tym ostatnim odcinku – na ostatniej prostej – rozwinąć skrzydła i potem oczekiwać w autobusie na resztę dzisiejszej załogi.
Dotarliśmy wszyscy, bezpiecznie, mimo miejscami trudnych warunków wymagających szczególnej uwagi i koncentracji. Dziękujemy serdecznie Karolinie za dzisiejszy dzień, za opowieści o Tatrach Bielskich, Koperszadach, formacjach skalnych powstałych w wyniku działalności wody, a także za cały sezon w Tatrach. Bo było tego trochę – i widoków, i kilometrów, podejść i zejść, przypadków trudnych, upartych, decyzji niełatwych, ale zawsze odpowiedzialnych i trafnych, błota po kolana, śmiechu po pachy!
Dziękujemy i polecamy się na kolejne wycieczki z Oddziałem PTT w Bielsku-Białej!
Łukasz Gierczyk

zdobyliśmy Kopske Sedlo











