Śnieżka, Śnieżne Kotły (Karkonosze, Czechy) i Zamek Książ – wycieczka górsko-krajoznawcza – 19-21 września 2025 r.

Trzy dni w Karkonoszach – czyli Śnieżka, Śnieżne Kotły, zamek, tajemnice i złotego pociągu nadal brak.
Piątek, 19 września – Śnieżka, najwyższy szczyt w Karkonoszach. Zaczęliśmy z przytupem – zbiórka o 4:45 na dolnej płycie PKS w Bielsku-Białej, czyli wtedy, kiedy większość ludzi przewraca się jeszcze na drugi bok. O 5:00 wyruszyliśmy w stronę Czech i punktualnie o 11:00 dotarliśmy do Pec pod Śnieżką, gotowi na pierwszy dzień naszej górskiej przygody. Trasa? Konkretna: Růžová hora – Śnieżka – Dom Śląski – Luční bouda – Výrovka – Liščí vodopád – Pec pod Śnieżką. 8 godziny marszu, ponad 18 km i 1000 metrów w pionie – brzmi jak plan dnia, nie jak trening? Cóż, nie da się ukryć – było intensywnie, ale pogoda dopisała jak na zamówienie, a widoki wynagradzały każdy krok. Na Śnieżce, zgodnie z tradycją, ludzi jak mrówek, ale za to widoczność wymarzona – było co oglądać, fotografować i czym się zachwycać. Po zejściu zasłużony relaks, zakwaterowanie i obiadokolacja z deserem.
Sobota, 20 września – Śnieżne Kotły, czyli wieje jak w Karkonoszach. Rano śniadanie o 7:30, potem szybki przejazd do Szpindlerowego Młyna i start drugiej trasy – tym razem jeszcze bardziej malowniczej (i nieco dłuższej): Horní Mísečky – Harrachovy kameny – Labský vodopád – Śnieżne Kotły – Labsky důl – Szpindlerowy Młyn. 8 godzin w drodze, 21,6 km i 900 metrów przewyższeń, ale przy takiej pogodzie to była czysta przyjemność. Jedynym wyzwaniem był wiatr na Śnieżnych Kotłach, który nie brał jeńców – serio, czapki niemal trzeba było przypinać na stałe. Ale poza tym – pełna bajka. Widoki zapierające dech w piersiach, góry w najlepszym wydaniu. Wieczorem powrót do Pecu, obiadokolacja i klasyczne „dajcie mi tylko prysznic i łóżko”.
Niedziela, 21 września – Zamek Książ, czyli zaglądamy w mrok historii. Ostatniego dnia postawiliśmy na zwiedzanie z klasą – ale z nutką tajemnicy. Po śniadaniu ruszyliśmy do Zamku Książ, gdzie na pierwszy ogień poszły podziemia. Mroczne, chłodne, nie do końca odkryte. Korytarze, beton, ślady nieznanych planów z czasów wojny – z jednej strony fascynujące, z drugiej lekko przytłaczające. I oczywiście – szukaliśmy złotego pociągu. Zerkaliśmy za każdy kamień, w każdą kratkę wentylacyjną, nawet tam, gdzie wyraźnie było napisane „nie zaglądać”. Efekt? Złotego pociągu nie ma, ale za to zyskaliśmy satysfakcję zawodowych odkrywców. Po tej podziemnej przygodzie przyszła pora na górne piętra zamku – reprezentacyjne komnaty, zdobienia, lustra i klasa sama w sobie. A na koniec – relaks w palmiarni, gdzie przez chwilę można było udawać, że jesteśmy w egzotycznych krajach, a nie w środku Dolnego Śląska.
Trzy dni pełne kontrastów – od zdobywania górskich szczytów, przez wiatr hulający po karkonoskich grzbietach, aż po mrok zamkowych podziemi i pałacowy klimat. Pogoda? Lepszej nie mogliśmy sobie wymarzyć. Widoki? Pocztówkowe. Złoty pociąg? No cóż, to jeszcze nie ta wyprawa. Ale kto wie, może następnym razem?

Karolina G.

uczestnicy wycieczki na Śnieżce

Ten wpis został opublikowany w kategorii kronika - 2025. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.