Šíp (Szypska Fatra, Słowacja) – wycieczka górska – 15 czerwca 2025 r.

Relacja – wersja krótka: Ach, cóż to była za wspaniała wyprawa!

Relacja – wersja szczegółowa:
Wyruszyliśmy z Bielska-Białej przed czasem, co – znając już trochę członków PTT – nie było niczym dziwnym. Udaliśmy się w kierunku Korbielowa, gdzie przekroczyliśmy granicę ze Słowacją, a następnie skierowaliśmy się na Stankovany, planując po drodze postój. Niestety, nasze marzenia o porannej kawie roztrzaskały się o zamkniętą stację benzynową.
Absolutnie nie wpłynęło to jednak na morale grupy i nie osłabiło jej ducha. Przeciwnie! Gdy po opuszczeniu autokaru mieliśmy wchodzić na zielony szlak, pojawiła się oddolna inicjatywa kilku uczestników, by zahaczyć wcześniej o siarkowe jeziorka, co zostało przyjęte z aprobatą przez resztę ekipy. Po krótkim spacerze i nawdychaniu się zdrowotnego ponoć „zapaszku” (rekompensata za brak aromatu kawy?), ruszyliśmy na polanę Podšíp. Z tego miejsca rozciąga się wspaniały widok m.in. na Wielki Rozsutec i inne szczyty, a na dalszym planie, jak to poetycko ujął nasz Przewodnik Wojtek, majaczy Wielki Krywań. Na polanie mogliśmy podziwiać drewnianą zabudowę, datowaną na początek XIX wieku. W niedużych, drewnianych chatach toczyło się tu „onegdaj” życie pasterzy wołoskich.
Po krótkim odpoczynku ruszyliśmy w dalszą trasę, tym razem szlakiem żółtym, prowadzącym przez bukowy las. Pomimo, że ścieżka wiodła zakosami, podejście było wymagające. Tu i ówdzie słychać było posapywanie strudzonych wędrowców, choć zdarzali się i tacy twardziele, którzy w trakcie podejścia toczyli nieustające rozmowy. To się nazywa być w formie! W końcu dotarliśmy na Zadni Šíp, skąd mogliśmy podziwiać wspaniałą górską panoramę. Przed nami rozpościerały się: Tatry, Wielki Hocz, Niżne Tatry i Mała Fatra.
Dalsza wędrówka to już właściwie spacer grzbietem wśród malowniczych głazów na liczący 1169 m n.p.m. Šíp (cierń, kolec, strzała). Zdarzyło się ciasne przejście między skałkami, które szybko się zakorkowało, z powodu realizowanych tu pełnych uśmiechów i „dzióbków” sesji fotograficznych. Po dotarciu na szczyt, z którego widoki były bardzo podobne, jak z Zadniego Šípa, zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcie i zaczęliśmy schodzić do Žaškovskégo Sedla, gdzie znajduje się wiata oraz miejsce na ognisko. Nasz niezawodny Przewodnik był zaopatrzony nie tylko w lekkie kije teleskopowe do smażenia kiełbasek, ale i w same kiełbaski oraz dodatki do nich. Tak więc, nawet ci, którzy nie posiadają FB i nie wiedzieli wcześniej o ognisku, mogli z niego w pełni skorzystać.
Po wzmocnieniu nieco nadwątlonych sił większość grupy ruszyła zdobywać ostatni tego dnia szczyt – Ostre. Zielony szlak wiedzie początkowo łagodnie przez piękną polanę, następnie wchodzi w las i w końcowej fazie przeradza się w ostre (nazwa zobowiązuje!) podejście na wierzchołek. By ułatwić wchodzenie i podnieść poziom bezpieczeństwa, zamontowano tu łańcuchy. Ja osobiście znalazłam się w gronie „maruderów”, którzy nie podjęli ataku szczytowego. Po dotarciu do bazy pod szczytem (Sedlo pod Ostrym) powoli ruszyłam z niewielką grupą osób w dół. Zejście okazało się wymagające nie tylko ze względu na stromiznę, ale i leżące na ziemi zeschłe liście, które sprawiały, że ścieżka była śliska i zdradliwa. Zgodnie z przewidywaniami zdobywcy Ostrego napędzani adrenaliną i euforią właściwą zwycięzcom szybko nas dogonili i przegonili.
Nawet nie próbowałam podjąć pościgu, gdyż wiem z poprzednich wycieczek, że to daremny wysiłek. Jak się wkrótce okazało – była to dobra decyzja. Kiedy wąska ścieżka zmieniła się w szeroką drogę, grupa prowadząca stawkę straciła czujność. Nikt nie zwrócił uwagi, że szlak z leśnej „autostrady” skręca w gęste zarośla, ponownie na stromą ścieżkę. W tym momencie nastąpiła realizacja biblijnej mądrości głoszącej, że „ostatni będą pierwszymi”. Oczom zamykających pochód ukazał się mknący pod górę Wojtek, szukający szlaku, a w pewnej odległości za nim reszta osób, które zeszły już nisko w dolinę, a teraz musiały wrócić. I tak oto, niespodziewanie dla siebie znalazłam się na początku grupy, niemal tuż za Przewodnikiem. Muszę zapamiętać tę chwilę, bo nie wiadomo, czy jeszcze kiedyś się powtórzy!
W końcu dotarliśmy do L’ubochny. Wszyscy marzyli o napiciu się wody, najlepiej zimnej i gazowanej. Gdy nadjechał autobus, Wojtek okazał się człowiekiem wielu talentów – w kilka minut sprzedał cały zapas wody zgromadzony w autokarze. Po zaspokojeniu pierwszego pragnienia nastąpił moment już bardziej wyszukanej degustacji. Zatrzymaliśmy się bowiem na stacji benzynowej i tu już każdy mógł dać upust swym pragnieniom i zachciankom. Nastąpił powrót do cywilizacji i rozpasanej konsumpcji. Teraz czekała nas już tylko droga do Bielska-Białej, która przebiegła bez zakłóceń.
Kończąc tę relację chciałam podzielić się z uczestnikami wycieczki swoim odkryciem. Sprawdzając niektóre dane dotyczące naszej wyprawy w Internecie, trafiłam na bardzo ciekawy kanał na YT o wdzięcznej nazwie „Pośród gór i lasów”, którego autorem jest nie kto inny, a Wojtek Biłko! Nasz Przewodnik ciekawie opowiada o swoich podróżach, m.in. na Šíp i Ostre. Kto ma ochotę „przeżyć to jeszcze raz”, zachęcam do obejrzenia. Myślę, że w ramach podziękowań za piękne wycieczki, jakie dla nas Wojtek organizuje, warto jego kanał zasubskrybować!
Dziękuję wszystkim za wspólne wędrowanie i do zobaczenia na szlaku!

Anna Wawryków

uczestnicy wycieczki na Szipie

Ten wpis został opublikowany w kategorii kronika - 2025. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.