Mały Szlak Beskidzki – wycieczka górska – 29 czerwca – 3 lipca 2025 r.

Trzech naszych kolegów postanowiło spędzić początek wakacji na Małym Szlaku Beskidzkim. Serdecznie zachęcamy do zapoznania się z relacją z tej wycieczki:

Dzień 1. Decyzję o wybraniu się na MSB podjęliśmy dzień wcześniej, zmieniając pierwotne plany. Godzina wyjazdu była dla nas dość nietypowa. Wyruszyliśmy autobusem z Czechowic-Dziedzic do Bielska-Białej dopiero o godzinie 11.52. Tam przesiadka na „11” i przed godziną 13.00 zameldowaliśmy się przy kropce oznaczającej początek szlaku, która znajduje się przy kościele na Straconce.
Wykonaliśmy pamiątkowe zdjęcie i ruszyliśmy w kierunku naszego docelowego miejsca tego dnia – Kiczery. Po drodze, poruszając się raz w górę, raz w dół, zdobywaliśmy kolejno Gaiki (816 m n.p.m), Groniczki (833 m n.p.m.), Hrobaczą Łąkę (828 m n.p.m.) oraz Żar (761 m n.p.m.).
W końcu znaleźliśmy się na Kiczerze (827 m n.p.m.) – szczycie zapewniającym piękne widoki, schronienie oraz miejsce na ognisko, które po krótkim odpoczynku postanowiliśmy rozpalić.
Równocześnie na szczycie pojawiła się para z Krakowa – Bartek oraz Agnieszka i towarzyszący im pies wabiący się Szynka, których serdecznie pozdrawiamy, a którzy również postanowili spędzić noc w tym pięknym miejscu. Tyle, że oni w namiocie a my na stołach oraz połączonych w celu utworzenia jednego łóżka trzech ławkach pod wiatą. I tych oto dwojga przyłączyło się do obrzędu rozpalania ognia. Gdy płomyki już radośnie hulały, kiełbaski się piekły, a biesiadnicy rozmawiali na tematy nieraz poważne, chodź doprawione dużą dozą humoru nadeszła noc. Niestety chmury spowiły wcześniej zachodzące słońce i postanowiły zostać z nami aż do brzasku dnia następnego. W międzyczasie została podjęta przez Agnieszkę nieformalna próba przefarbowania psa z koloru białego w czerwień. Mianowicie właścicielce jedzącej kiełbaskę i trzymającej jednocześnie swego pupila na kolanach wypłynął ketchup, który kres swego lotu znalazł na głowie czworonoga. Chwila śmiechu, zdziwienie Szynki, i pieskowi został przywrócony jego pierwotny kolor. Górski dzień rozpoczęty niezbyt wcześnie zakończył się baaardzo późno.
Dzień 2. Zbudziły nas głosy niewiast – Alicji, Zuzanny oraz Dominiki, które wybrały się na wschód słońca i nieświadomie przesunęły nam pobudkę z godziny 6:00 na 4:00. Pozdrawiamy! Magia tego poranku w pełni wynagrodziła wcześniejsze wstawanie. Dziewczyny – wielkie dzięki! Gdyż zapewne brzask byśmy przespali tracąc bezpowrotnie te niezapomniane chwile. Po chwilach zachwytu nastąpił powrót do przyjemnych codzienności. Pod warstwą już ostudzonego i wygaszonego popiołu znalazły się jeszcze pokłady żaru, więc przyjemne ciepło ognia zostało w moment przywrócone. Po śniadaniu, po przywróceniu wiaty do stanu pierwotnego, po spakowaniu wyruszyliśmy w dalszą podróż, pełni energii, humoru i ogólnego, pozytywnego nastawienia do świata. Zmieniając wysokość pokonaliśmy Kocierz (879 m n.p.m.), Beskid (759 m n.p.m.) oraz Przełęcz Kocierską docierając na Potrójną (883 m n.p.m.), na której wykonaliśmy kolejne pamiątkowe zdjęcie z banerem naszego towarzystwa. Następnie udaliśmy się do jednego z naszych ulubionych miejsc w górach – Chacie na Potrójnej. Tu czas spędziliśmy na kawie, herbacie oraz miłej rozmowie z gospodynią – Anią.
Kolejnym naszym celem była Łamana Skała (929 m n.p.m.), na szczyt której nieco musieliśmy zboczyć z wyznaczonego, głównego szlaku. Po niej przyszedł czas na Laskowiec (922 m n.p.m.) – niegdyś szczyt z piękną panoramą na Beskidy oraz Tatry, obecnie już częściowo przysłoniętą przez rosnące drzewa. Tym razem postanowiliśmy nie zbaczać z czerwonego szlaku i Schroniska PTTK „Leskowiec” nie odwiedziliśmy. Zamiast tego udaliśmy się w dół do Krzeszowa, w którym, po zaopatrzeniu się w prowiant urządziliśmy piknik, wykorzystując do tego celu stół i krzesła zamkniętej tego dnia pizzerii.
Ruszamy dalej i poprzez szczyt Żmijowej (595 m n.p.m.) docieramy do Zembrzyc. Po uzupełnieniu zapasów docieramy do miejsca naszego noclegu: Bar-Kawiarnia „Niwka”. Tu przy okazji przepysznej obiadokolacji spotkaliśmy trzy inne osoby wędrujące MSB. Jedną z nich jest Marcin – wędrowiec z Warszawy, o którym jeszcze wspomnę w realcji. Rozmowy o górach, wymiana doświadczeń oraz wspomnienia umilają nam czas tego wieczora. Wieczora nieco krótszego, gdyż krótsza poprzednia noc pozostawiła swój ślad.
Dzień 3. Pobudka nastąpiła o 6 rano, ale z łóżek wygramoliliśmy się dopiero 20 minut później. Zjedliśmy śniadanie i spakowaliśmy się. Tu należy wspomnieć, że noc była chłodna, z dość dużą ilością wilgoci w powietrzu więc i pranie zrobione poprzedniego wieczora nie zdołało przeschnąć. Zostało więc przytwierdzone do plecaków w celu dokończenia procesu suszenia. Na szlak wróciliśmy o 7.40.
Po chłodnej nocy, nastąpił chłodny ranek. Ubrani w bluzy ruszyliśmy. A że wyjście z Zembrzyc charakteryzuje się niezłym podejściem szybko ta część garderoby znalazła się w plecaku.
Przechodzimy przez Starowidz (534 m n.p.m.) i docieramy do Chełmu (603 m n.p.m.). Tu spotykamy 2 członków Piekarskiego Klubu Górskiego. Po krótkiej rozmowie okazuje się, że ich drogi dość często krzyżują się z drogami naszego oddziałowego kolegi – Tomasza Muskały. Pozdrawiamy ich i cały Piekarski Klub Górski!
Wędrujemy dalej. Między Chełmem a Chełmem Wschodnim (565 m n.p.m.) gubię suszącą się na mym dobytku oddziałową koszulkę. Ale jeszcze i do niej wrócimy.
Szlak nas prowadzi przez Palczę oraz Harbutowice. Docieramy na najwyższy szczyt tego dnia – Babicę (728 m n.p.m.). Tu urządzamy sobie długą przerwę. Ktoś je, ktoś pisze, ktoś drzemie. Czas upływa szybko. I koniec końców trzeba ruszyć. Po drodze prosimy napotkaną parę, by w przypadku znalezienia mojej zagubionej koszulki zabrała ze sobą i po powrocie do domu przesłała do paczkomatu. Zostawiam numer telefonu i idziemy dalej.
Przechodząc m.in. przez Słoneczną (681 m n.p.m.), Dział (552 m n.p.m.) oraz Sularzówkę (617 m n.p.m.) docieramy do Myślenic, gdzie zatrzymujemy się w pizzerii. I tu, podczas konsumpcji obiadokolacji, wypatrzył nas wspomniany w relacji z dnia drugiego Marcin z Warszawy. Po ok. 30 minutowej rozmowie rusza dalej. I nie jest to ostatnie spotkanie z nim tego dnia, o czym za chwilę napiszę.
Najedzeni, uzupełnieni w płyny ruszamy na nocleg, po drodze robiąc zakupy na następny dzień. Docieramy do miejsca docelowego. Gdy ustalamy kto gdzie śpi, o której się kładziemy i inne sprawy ważne i nieważne słyszymy pukanie. Otwieramy drzwi i… widzimy Marcina. Okazuje się, że śpi w tym samym budynku, tylko piętro niżej. Zapraszamy go do siebie na wspólne spędzenie wieczornych chwil tego pięknego dnia. I w ten oto sposób ustalona godzina rozpoczęcia snu wzięła w łeb. Ale czas spędzony na rozmowach był wart nieco krótszej regeneracji.
Dzień 4. Marcin już wyruszył. A my kolejnego dnia łapiemy opóźnienie… Poranek jest dużo cieplejszy od poprzedniego. Śniadanie, pakowanie i ruszamy na nasze dalsze wojaże.
Mijamy ruiny zamczyska, skoczni i zdobywamy Kozie Skałki. Końcówka podejścia na nie to naprawdę duże nachylenie, na którym trzeba uważać gdzie i jak stawiamy stopy. Wędrując dalej odbijamy na Uklejną, na wierzchołku której znajduje się niewielki Kopiec Papieski, którego zwieńczeniem jest krzyż.
Idziemy dalej. Czwarty dzień w górach to i ogarniająca momentami „głupawka” członków wyprawy staje się coraz „większa”. Przechodzimy przez Śliwnik (619 m n.p.m.) oraz Działek (600 m n.p.m.) docierając do Schroniska PTTK na Kudłaczach. Mimo godziny 11.00 postanowiliśmy zjeść obiad. Zamówiliśmy sobie placki ziemniaczane – w sosie borowikowym oraz po zbójnicku.
Po tak obfitym wczesnym obiedzie, z pełnymi brzuchami ruszamy dalej w kierunku najwyższego szczytu Beskidu Makowskiego – Lubomir, wnoszącego się na wysokość 902 m n.p.m. Tu wykonujemy pamiątkowe zdjęcie i po krótkiej przerwie ruszamy dalej. Zaraz po starcie odbieram telefon. Dzwoni koleżanka z informacją, że znalazła moją zagubioną koszulkę. Ustaliliśmy metodę dostarczenia.
Docieramy do Wierzbanowskiej Góry (778 m n.p.m.). Początkowo mieliśmy zamiar spać w chatce znajdującej się nieopodal szczytu, ale plany się zmieniły i postanowiliśmy zejść do Kasiny Wielkiej.
Przed nami dwa ostatnie tego dnia, niezbyt wysokie szczyty – Szklarnia (586 na n.p.m.) oraz Dzielec (650 m n.p.m.). I schodząc z tego drugiego doganiamy naszego nowego kolegę Marcina, któremu proponujemy wspólny nocleg.
I tak o to w czwórkę kwaterujemy się w Agrorelax-ie. Właściciele na naszą prośbę i użyczając swój czas zgadzają się podjechać z nami swoim autem do sklepu, za co serdecznie dziękujemy. Proponują nam również możliwość rozpalenia grilla, z czego korzystamy i za co również bardzo, bardzo dziękujemy.
Obiadokolacja przeciąga się do 21.00. Potem jeszcze godzinka w pokojach i spać idziemy o 22.00.
Dzień 5. Marcin wyrusza o 6.00. My chwilkę po 7.00, tradycyjnie łapiąc, chodź tym razem tylko kilkuminutowe, opóźnienie.
Z Kasiny Wielkiej wyruszamy na Lubogoszcz (968 m n.p.m.). Początkowo asfaltem, później wchodząc na leśne trakty. Podejście jest wymagające, długie, częściowo osłonięte lasem, częściowo wystawione na coraz bardziej palące słońce. Jest to najgorętszy dzień naszej wyprawy. W cieniu temperatury dochodzi do 30 stopni.
Po zdobyciu szczytu i chwili przerwy ruszamy dalej. Idziemy przez Lubogoszcz Zachodni (953 m n.p.m.) oraz trawersujemy Zapadliska (808 m n.p.m.). Dochodzimy do Mszany Dolnej. Tu urządzamy sobie dłuższą przerwę. Słoneczko grzeje pełną mocą. Jedni są zachwyceni, inni niekoniecznie.
Czas zebrać cztery litery i udać się w kierunku kropki na Luboniu Wielkim, która jest zwieńczeniem 5-dniowej podróży. Po drodze wchodzimy na Złote Wierchy (536 m n.p.m.), pokonujemy Przełęcz Glisne i rozpoczynamy ostatnie, piękne podejście na Małym Szlaku Beskidzkim. I w końcu jest! Luboń Wielki! I spotykamy Marcina. Spędzamy na szczycie ok. 2 godzin w bardzo miłej atmosferze.
Podsumowując krótko i zwięźle: pokonaliśmy 144 km (137 km MSB), spędzając na szlaku 44 godziny i 30 minut. Dopisała pogoda, dopisały humory, poznaliśmy wspaniałych ludzi. Po prostu wszystko na plus. Dla tych cudownych chwil spędzonych w górach warto się w nie wybrać. Góry pomogą wszystkim. Tylko należy dać im szansę!

Łukasz Zimny

nasi koledzy na Potrójnej

Ten wpis został opublikowany w kategorii kronika - 2025. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.