Rok 2025 jest ważny dla Kóz. To właśnie w tym roku przypada rocznica 700-lecia koziańskiej miejscowości i z tej okazji zrodził się w głowach członków Koła Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego w Kozach pomysł, aby uczcić tę rocznicę realizacją projektu turystycznego pt. „Wielka Piątka dla Kóz”. Jest to niczym przybicie wielkiej piątki mieszkańcom Kóz z tej okazji, natomiast w praktyce wyruszymy do pięciu europejskich państw na najwyższe ich szczyty.
Projekt rozpoczął się dnia 20 czerwca 2025 roku. To wtedy o godzinie 3:00 nad ranem, spotkaliśmy się w Kozach, a w skład wyprawy wchodzili: Tomasz Węgrzyn (PTT K/Kozy), Tomasz Marek Badur (PTT O/Tarnów), Jerzy Bułka (PTTK K/Porąbka ) i Łukasz Król (PTT K/Kozy). Kilka minut później rozpoczął się przejazd samochodem w kierunku granic, kolejno ze Słowacją, Węgrami i Rumunią. Granicę Rumunii przekroczyliśmy o 13:10, a na miejscu byliśmy o 19:00 czasu polskiego. Po przejechaniu ponad 1000 km i rozłożeniu biwaku na kempingu w miejscowości Cârța, przyszedł czas na krótką regenerację po podróży i przygotowanie się do wyjścia w góry następnego dnia.
21 czerwca 2025 roku przed godziną 5:00 czasu polskiego wstaliśmy, a następnie podjechaliśmy samochodem do miejscowości Victoria, z którego rozpoczęliśmy zdobywanie najwyższego szczytu Rumunii położonego w Górach Fogaraskich. O godzinie 5:20, w trójkę, tj. Łukasz Król, Tomasz Marek Badur i Jerzy Bułka, weszliśmy na szlak znakowany czerwonymi trójkątami, który stopniowo podnosił swoją wysokość. Na szlaku mijaliśmy kilka malowniczo położonych mostków drewnianych. Dolina Viștea Mare jest długa i głęboka. Dopiero po kilku kilometrach zobaczyliśmy przepiękny widok na strzeliste góry i resztę doliny, stając pod ścianą, którą przyszło nam zdobywać. Przed nami pozostało najbardziej strome podejście (przynajmniej na tamtą chwilę tak myśleliśmy) – prawie 1000 m przewyższenia. Po drodze doszliśmy do przełęczy Portita Viștei na wysokość 2310 m, a następnie szlak zmienił oznaczenie na czerwone znaki w postaci kreski, który zawiódł nas na trzeci pod względem wysokości szczyt Rumunii – Viștea Mare (2524 m).
Nasz cel dzieliło od Viștea Mare już zaledwie 15 min, jak informowała nas tablica turystyczna, a szlak też zmienił ponownie znaki na czerwone kropki. Po kilku minutach i pokonaniu ubezpieczonego łańcuchami uskoku skalnego, w samo południe czasu polskiego, docieramy do celu naszej wędrówki, najwyższego szczytu Rumunii – Moldoveanu (2544 m). Wszyscy robimy pamiątkowe zdjęcia i po kilkunastu minutach rozpoczynamy schodzenie w odwrotnej kolejności, aż do wspomnianej przełęczy pod Viștea Mare. Następnie z przełęczy kierujemy się dalej szlakiem z oznaczeniem czerwonej kreski, przechodząc m.in. przez schron „Refugiul Viștea Mare” i kolejne kilka szczytów, które szlak mijał delikatnie poniżej wierzchołków dochodząc aż do Fereastra Mică a Sâmbetei, gdzie znajduje się kolejny schron, który obecnie jest już wyremontowany. Wcześniej ten schron miał zerwany dach.
Stamtąd schodzimy szlakiem żółtym oznaczonym trójkątami. Szlak gwałtownie zaczyna schodzić w dół doliny żlebem, który jest wypełniony od bardzo drobnego materiału skalnego po aż większe głazy. W żlebie szlak jest bardzo słabo oznaczony i jeśli jest to widać, są to porozrzucane różnego rodzaju formy, przypominające żółte trójkąty… i tu niezgadnięcie z czego?! – z pianki montażowej, tak dobrze przeczytaliście: „z pianki montażowej”, takiej stosowanej do montażu drzwi czy okien… Nigdy z takim oznaczeniem się nie spotkałem, ale zawsze jest ten pierwszy raz. Trasa zejścia nie jest jednoznaczna i mało wprawny turysta może się tam pogubić. Jeszcze patrząc z góry, widać mniej więcej możliwy przebieg szlaku, kierując się na powstające w dolinie schronisko, ale mimo wszystko to dość spory odcinek i wiele niewiadomych na trasie, zwłaszcza w tak stromym terenie, w jakim się znaleźliśmy. Przed wyjazdem próbowaliśmy znaleźć materiały wideo z tego miejsca i próżno było szukać w czeluściach Internetu. Dlaczego? Wydaje mi się, że jak już ktoś zapuścił się tam to nie robił żadnych materiałów, przechodząc ten teren możliwie najszybciej a zarazem bezpiecznie albo idąc od strony doliny ku górze dawał sobie spokój, bo nie odnajdywał w ogóle żadnych znaków i zawracał, wybierając prawdopodobnie inny szlak i drogę wejścia w górę.
Idąc dalej, teren bardzo pomału wypłaszczał się i nadal w kilku miejscach schodził dość stromo, już niestety od pewnego czasu bez żadnych oznaczeń. Cała szerokość doliny była do naszej „dyspozycji” i tu też, jedynie do pewnego momentu, pomagał widok na położone w oddali budujące się schronisko. Po przekroczeniu dwóch rzeczek, tym razem bez żadnych mostków, w pewnym momencie docieramy do niebieskiego szlaku oznaczonych kółkami, ale jest to już na dnie doliny. Po około pół kilometrze docieramy do czerwonego szlaku i nim już docieramy do parkingu, gdzie czekał na nas w samochodzie Tomasz Węgrzyn.
Następnie udaliśmy się na kemping i po szybkim prysznicu, pakujemy się, by o 21:30 ruszyć w dalszą drogę, tym razem jadąc w kierunku granicy z Węgrami.
Dzień kończymy z następującymi statystykami: pokonaliśmy dystans 29 km szlaku górskiego, osiągając najwyższy punkt na poziomie 2544 m n.p.m., zaliczając przy tym 2343 m podejść i 2238 m zejść.

na Moldoveanu (2544 m n.p.m.), najwyższym szczycie Rumunii
Jadąc autostradą, już na Węgrzech, około godziny 7:00 na wysokości Budapesztu pojawił się na horyzoncie drugi cel naszej wyprawy – góry Mátra. Po przejechaniu ponad 700 km, o godzinie 8:20 dojeżdżamy do startu naszej kolejnej wędrówki, położonej w północnych Węgrzech miejscowości Mátraháza.
22 czerwca 2025 r. o 8:26 wychodzimy na szlak niebieski a po niespełna godzinie (9:25) docieramy na najwyższy szczyt Węgier – Kékes (1014 m). Robimy krótką przerwę na szczycie, zdjęcia pamiątkowe i schodzimy żółtym szlakiem na przełęcz i parking, położony 2 km za wsią, z której wychodziliśmy, a gdzie w samochodzie czekał na nas Tomek.
Podsumowanie tej trasy nie jest już tak spektakularne, jak w przypadku najwyższego szczytu Rumunii. Dystans jaki pokonaliśmy to zaledwie 7,5 km, z najwyższym punktem na wysokości 1014 m n.p.m. Na szlaku mieliśmy 321 m podejść i 366 m zejść, a cała trasa zajęła nam 2,5 godziny razem z odpoczynkiem.
Tym samym zdobyliśmy drugi z pięciu najwyższych wierzchołków Europy projektu pt. „Wielka Piątka dla Kóz”.

na Kekesu (1014 m n.p.m.), najwyższym szczycie Węgier
W tym miejscu chcę podziękować wszystkim, którzy brali w udział w wyprawie, czyli Łukaszowi Królowi, Jerzemu Bułce, a zwłaszcza Tomaszowi Węgrzynowi za włożony wysiłek dowiezienia nas bezpiecznie na miejsca startu w Rumunii i na Węgrzech, a następnie dostarczenia nas w jednym kawałku do domu oraz całą logistykę przejazdu i czuwania w bazie na kempingu. To było naprawdę szybkie tempo, z małą ilością czasu na regenerację i sen, ale czegoż to się nie robi, żeby zaliczyć kolejne szczyty zwłaszcza tak odległe od Polski.
Zachęcam do śledzenia kolejnych naszych wypraw z tego projektu i innych wyjazdów w mediach społecznościowych, na profilach: Koła Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego w Kozach oraz LudzieDrogi.pl. Zapewne po zakończeniu projektu „Wielka Piątka dla Kóz” powstanie krótki film, o czym powiadomimy na naszych profilach społecznościowych.
Tomasz Marek Badur