„Bieszczady – najdziksze góry w Polsce” – wycieczka górsko-krajoznawcza – 2-4 października 2015 r.

To właśnie dziś grupa 74 osób w tym 7 członków Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego Oddział w Bielsku-Białej postanowiła wybrać się w najdziksze góry Polski – Bieszczady. Organizatorem wycieczki było biuro Beskid Tour. Gdy cała grupa zebrała się w wyznaczonym miejscu na zbiórkę niektórzy w domach smacznie jeszcze spali. Nam jednak 4 rano nie przeszkadzała, bo ładna pogoda „zamówiona”, a my już z niecierpliwością chcieliśmy zobaczyć to co przygotowali dla nas organizatorzy. Ale wszystko po kolei…
Wystartowaliśmy z Bielska-Białej o 4 rano. Trasa przed nami daleka, ciemno za oknem, więc większość z nas odsypiała zarwaną noc 🙂 Pierwszym z zaplanowanych miejsc do zobaczenia było Muzeum Budownictwa Ludowego w Sanoku. Na obszarze 38 ha prezentowana jest kultura polsko-ukraińskiego pogranicza we wschodniej części polskich Karpat (Bieszczady, Beskid Niski) wraz z Podkarpaciem. Poszczególne grupy etnograficzne (Bojkowie, Łemkowie, Pogórzanie i Dolinianie) posiadają oddzielne sektory ekspozycyjne znakomicie dostosowane do fizjografii terenu. Odtwarzając typowe układy zabudowy wsi i zagospodarowania zagród na terenie Muzeum zgromadzono ponad 100 obiektów budownictwa drewnianego z okresu od XVII do XX wieku, gdzie obok budynków mieszkalnych, mieszkalno-gospodarczych i gospodarczych, w Parku znajdują się również obiekty sakralne (XVII-wieczny kościół, dwie XVIII-wieczne cerkwie bojkowskie, jedna okazała cerkiew łemkowska z samego początku XIX w. i kilka malowniczych kapliczek), budynki użyteczności publicznej szkoła wiejska, zajazd) oraz obiekty przemysłowe (młyn wodny, wiatraki, kuźnie). Zarówno świątynie jak i większość budynków mieszkalnych oraz gospodarczych, posiadają w pełni urządzone i udostępnione do zwiedzania wnętrza (m.in. warsztaty rzemieślnicze: tkackie, garncarza, kołodzieja, wytwórcy drewnianych łyżek, koszy wiklinowych itp.). W muzeum spędziliśmy około 2 godzin i ruszyliśmy do następnej miejscowości jakim było Lesko. Tu zatrzymaliśmy się na chwilkę, aby zobaczyć zamek– późnogotycki zamek w dolinie Sanu, obecnie pensjonat. Budowę zamku rozpoczęto w roku 1538 w miejsce wcześniejszego drewnianego zameczku po przeprowadzce Kmitów z pobliskiego Sobienia. Zamek był początkową własnością marszałka wielkiego koronnego Piotra Kmity Sobieńskiego herbu Szreniawa. Przespacerowaliśmy się uliczkami tego miasta, podeszliśmy pod Kościół Nawiedzenia NMP, Synagogę – zbudowana w latach 1626-1654 na miejscu starej bożnicy. Po remoncie przeznaczona na Galerie Sztuki Bieszczadzkiej Grupy Twórców, a od 1995 roku również Muzeum Żydów Galicji. Kilkaset metrów za synagogą znajduje się kirtut – cmentarz żydowski-założony w XVI wieku i jest jednym z najstarszych zachowanych cmentarzy żydowskich w Europie. Znajduje się na nim ok. 2 tys. macew. Z Leska udaliśmy się w dalsza drogę nad Jezioro Solińskie, gdzie spacerowaliśmy po koronie zapory. Zbiornik ma powierzchnię ok. 22 km² i największą w Polsce pojemność (472 mln m³). Poniżej zapory znajduje się elektrownia wodna o mocy 200 MW. W wodach zbiornika występuje obecnie duża rozmaitość gatunków ryb. Liczne okazy dorodnych karpiowatych można obserwować w wodach jeziora z korony zapory: korzystają one tu z obfitego dokarmiania przez zwiedzających zaporę turystów. Znad Soliny wyruszyliśmy w stronę Ustrzyk Górnych, zatrzymując się jeszcze w Smolniku, aby zobaczyć Cerkiew św. Michała Archanioła – dawniej cerkiew prawosławna, dziś cerkiew greckokatolicka. 21 czerwca 2013 roku smolnicka cerkiew została wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, reprezentuje typ bojkowski. Jest to dzisiaj jedyny zachowany obiekt sakralny tego typu w Bieszczadach i jeden z trzech w całym kraju. Spod Cerkwi udaliśmy się już na nocleg.
Noc zleciała szybko, a dzień zapowiadał się cudny. Na dziś organizatorzy przewidzieli cały dzień w górach – trasa Wołosate – Tarnica – Krzemieniec – Kopa Bukowska – Halicz – Wołosate. Z każdym krokiem to co widzieliśmy przed sobą coraz bardziej zapierało dech w piersiach.

„Takie piękne i dzikie
są Bieszczady jesienią.
Złotem liści bogate
drzew rumieńcem kraśnieją.
Połoniny bieszczadzkie
nieba prawie sięgają.
A nagość górskich grani
czarne lasy skrywają.
Kto choć raz w swoim życiu
wejdzie na połoniny
Ten zaginie w bezkresie
a odnajdzie się inny”…

Niestety czas bardzo szybko upływał, trasa była męcząca, a najbardziej chyba schody. Im bliżej końca zaplanowanej trasy tym zmęczenie „dawało” sobie znak. Około godziny 17.30 powróciliśmy na miejsce noclegowe, gdzie przygotowana była jeszcze jedna atrakcja-ognisko z pieczeniem kiełbasy, opowieściami o Bieszczadach i żarty pod postacią kawałów. Ku mojemu zaskoczeniu, kładąc się późną porą spać najmłodszy z uczestników wycieczki (11-letni Paweł) zapytał kiedy znów idziemy w góry? pomimo tego, że dziś pokonał trasę około 25 km, momentami miał chwile słabości i małego buntu, że dalej nie idzie. Jednak gdy tylko spoglądał za siebie, na trasę, którą już przeszedł szybko wracały siły. Bardzo z siebie dumny, że udało się ją przejść już zastanawiał się gdzie pójdziemy jutro.
Kolejna, a zarazem ostatnia noc za nami. Plan dnia na dziś był następujący: przejście górskie Przełęcz Wyżna – schronisko Chatka Puchatka – Przełęcz Wyżna. Dziś pogoda zaczęła się już trochę zmieniać.

„Czasami senne szczyty
pospać chcą trochę dłużej.
Drzemią sobie spokojnie
w białej ukryte chmurze.
Tutaj czas staje w miejscu
i rozpływa się w lesie.
A wiatr wolność i spokój
na swych skrzydłach przyniesie.
Śpiewa cała ma dusza
i znów w góry mnie woła,
głos wiecznego wędrowca
bieszczadzkiego anioła…”

Po ostatnim rzucie oka na połoniny ruszyliśmy w dalszą drogę do Cisnej. Tam czekały nas odwiedziny w kultowym barze Siekieredaza, którego ściany ozdobione są licznymi siekierami, ale także dziełami znanych bieszczadzkich artystów – Zubowa czy Radosa oraz pracownia ikon-malowanych metodą tempery jajecznej – to tradycyjna technika odznaczająca się intensywnością i doskonałością barw. W technice tej stosuje się barwniki malarskie pochodzenia mineralnego mieszane z żółtkiem jajka i białym winem. W Cisnej spędziliśmy około 2 godzin i wyruszyliśmy w dalsza drogę. Kierując się do ostatniej z miejscowości jaką chcieliśmy zobaczyć-Komańczy. Tu w Komańczy zahaczyliśmy o klasztor ss. Nazaretanek – miejsce internowania Prymasa Kard. Wyszyńskiego oraz z drogi zerknęliśmy na cerkiew prawosławną, bo czas nas gonił.
Jak to mówią co dobre szybko się kończy 🙁 Bieszczadzkie anioły czuwały nad nami i całą nasza przygodą z Bieszczadami teraz pozostał tylko powrót do Bielska-Białej, który przewidziano na 23.00. Dziękuję organizatorom za wspaniałą wycieczkę i czekamy na kolejne 🙂 Do zobaczenia!

K.T.
.

grupa w drodze na Tarnicę

Ten wpis został opublikowany w kategorii kronika - 2015. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.