Wspomnienie o Kazimierzu Opyrchale w „Kronice Beskidzkie”

W dzisiejszej „Kronice Beskidzkiej” (nr 36 (3265) / 2019) na stronie 3 ukazał się artykuł Magdaleny Nycz pt. „Górski nestor”, przybliżający sylwetkę niedawno zmarłego Kazimierza Opyrchała, nestora naszego Towarzystwa, przewodnika górskiego, narciarza i alpinisty, wieloletniego wiceprezesa Oddziału PTT w Bielsku-Białej.
Zapraszamy do lektury!

Zarząd Oddziału
.

Zaszufladkowano do kategorii media | Możliwość komentowania Wspomnienie o Kazimierzu Opyrchale w „Kronice Beskidzkie” została wyłączona

Gerlach (Tatry Wysokie, Słowacja) – wycieczka górska – 4 września 2019 r.

Członkowie naszego Oddziału z okolic Skoczowa jeszcze nie skończyli letnich, tatrzańskich przygód. Tym razem ponownie wybrali się w słowackie Tatry Wysokie. Poniżej relacja z wycieczki na Gerlach, najwyższy szczyt Karpat:

Wtorek, godzina 17:00. Spakowani, gotowi na wyzwanie, wyjeżdżamy. Cel Gerlach, najwyższy szczyt Karpat. Przyjeżdżamy do miejscowości, w której od lat mamy zapewniony nocleg i posiłek, czyli tzw. „bazę wypadową”. Aklimatyzujemy się już w typowo górskim powietrzu, dość wcześnie kładziemy się spać.
Pobudkę mamy o 4:00. Szybciutko poranna kawa, co nieco na „ruszt” i już w drodze do Tatrzańskiej Polanki. Tam „przejmują władze” nad nami „Szerpowie”, czyli przewodnicy Andrzej i Milan. Spod Domu Śląskiego raźno maszerujemy około 40 minut pod żleb Wielicka Próba, gdzie musimy „ubrać” uprząż i założyć kaski. To ostatnia szansa, by się jeszcze wycofać, ale u nas to nie wchodzi w rachubę. Dzielimy się na dwie grupy – Milan, Wiesław i ja jako pierwsza, z kolei Łukasz i Paweł idą z Andrzejem. Chwilę później zaczyna się „zabawa”. Metr po metrze zaczynamy się wspinać. Dyryguje Milan, co chwilę podając komendę „do lewa” lub „do prawa”, co nas rozbawia. Szczególnie rozbawił nas Milan nie umiejąc wymówić imienia Wiesław. Nie wiem co mi do łba strzeliło, by powiedzieć że może mówić do kolegi „Sławo”. Tak też zostało, co jeszcze bardziej nas bawiło. Na trasie tłok. Okazało się, że z poprzedniego dnia, z powodu złej pogody, przesunięto wyjścia na dzień, w którym my wychodzimy. W związku z tym, w środę na szlak wyszło około 20 grup z przewodnikami.
Wspinamy się coraz wyżej, po klamrach, po występach skalnych, które wykorzystuje się jako schody, przez żleby… Robi się coraz ciekawiej. Widoki są coraz piękniejsze. Trafiliśmy na okienko pogodowe, co jeszcze bardziej nas motywuje. Gdy tylko jest możliwość, robimy foty. Mijamy turystów, inni mijają nas.
Milan oraz Andrzej mają chyba fotograficzną pamięć wiedząc jak i którędy przejść lub ominąć podejrzane miejsca. Z drugiej strony nie ma co się dziwić, są obeznani ze szlakami. I tak kierowani przez naszego „Szerpę”, który komenderuje znanym nam już „Sławo do lewa” albo „Ondrzej do prawa”, w dobrych humorach, metr po metrze, idziemy wyżej. Podobnie grupa, w której idą Łukasz z Pawłem. Widoki zapierają nam dech w piersiach. Coś pięknego dla oczu, w ruch idą aparaty i komórki. Musimy też uważać, gdy w pewnym momencie na trasie pojawiają się oblodzenia. Odczuliśmy je. Najpierw ja zaliczyłem glebę, potem Wiesław, a na końcu nasz „Anioł Stróż” w osobie Milana. No cóż, nie zaliczyć „gleby” w górach to wstyd. Teraz z dumą mogę pokazać rysy skórne. Na krótkich postojach mamy możliwość podziwiania piękno Tatr.
Docieramy do szczytu. Jest trochę tłoczno. Aby zrobić fotki przy krzyżu musimy poczekać na swoją kolej. Wierzchołek jest bardzo mały, więc trzeba uważać. Robimy sesję fotograficzną.
Po około 20 minutach zaczynamy zejście i tu dopiero zaczyna się jazda. Schodzenie jest trudniejsze niż podejście. Najbardziej cierpią kolana. Milan mówi, że trzeba bardziej na pięty stawać. Schodzimy jak pieski na smyczach Batyżowiecką Próbą do Doliny Batyżowieckiej. Strome zejście z elementami wspinaczki daje dużo radości. Można poczuć się jak prawdziwy alpinista. Schodząc, podziwiamy Kończystą. Schodzimy do Doliny Batyżowieckiej, gdzie znajduje się Batyżowiecki Staw. Robimy fotkę z naszymi przewodnikami i kierujemy się na szlak turystyczny, by Magistralą Tatrzańską wrócić do Śląskiego Domu.
Podsumowanie dnia. Pogoda dopisała, nie było ani za zimno, ani za ciepło. Trasa była ciekawa. Czuliśmy trochę adrenaliny, ale widoki, które mogliśmy podziwiać były tego warte. Przewodników, których mieliśmy, możemy śmiało polecać – weseli, rozmowni. Jednym słowem, udany dzień zakończony sukcesem.

Andrzej Koczur
.

na szczycie Gerlacha

Zaszufladkowano do kategorii kronika - 2019 | Możliwość komentowania Gerlach (Tatry Wysokie, Słowacja) – wycieczka górska – 4 września 2019 r. została wyłączona

Wolontariat dla BgPN – inwentaryzacja zwierzyny

W następnym tygodniu, 10-14 września 2019 r. (wtorek-sobota, dwa dni w tygodniu oraz sobota) w Babiogórskim Parku Narodowym odbędzie się inwentaryzacja zwierzyny metodą pędzeń próbnych. Liczenie prowadzone będzie pod nadzorem pracowników BgPN. Polskie Towarzystwo Tatrzańskie – Oddział w Bielsku-Białej będzie brało udział w tej akcji już po raz szósty.
Wszystkich zainteresowanych udziałem w liczeniu zwierzyny w ramach wolontariatu dla BgPN prosimy o kontakt z Szymonem Baronem (tel.: 661-536-667, e-mail: szymek(at)ptt.org.pl) do piątku, 12 września 2019 r..

Zarząd Oddziału

Zaszufladkowano do kategorii aktualności, Wolontariat w BgPN | Możliwość komentowania Wolontariat dla BgPN – inwentaryzacja zwierzyny została wyłączona

Przełęcz Karb (Tatry Wysokie) – wycieczka górska – 1 września 2019 r.

Dzień dobry, a właściwie dobranoc. Mamy 01.09.2019 r., a więc pamiętna i znana data, chyba nie muszę przypominać. Czemu dobranoc? Chyba sama godzina o tym świadczy, a więc może niektórzy idą już spać po dzisiejszej wycieczce, co była… hmm… o tym za chwilę.
Może najpierw o „dzień dobry” – zauważyłem, że coraz mniejsze grono turystów i turystek się tym „dzień dobry” pozdrawia. Rozumiem, że ktoś ciśnie pod górę w pocie czoła i nie ma siły mówić, ja też tak mam, gdy pot z czoła nie kapie, a się leje, oddechu brak, korzenie się dziwnie układają pod nogami, a kamienie na złość same podchodzą pod buty, gdy tego nie chcemy. Nie ma to znaczenia, ale czasem coś odbąkniemy „dobrybrrrbzzdrr” jak ktoś powie to „dzień dobry”, ale niestety dzisiejsza młodzież, jak nigdy (oczywiście nie wszyscy), no chyba boją się przywitać. Hmm, może ja tak strasznie wyglądam? Mam nadzieję, że to się zmieni.
W dalszej kwestii dziękuję MISTRZOWI, a właściwie Mistrzyni pióra, która mnie namówiła do napisania relacji z tej wycieczki. Co prawda nie mam takiego doświadczenia, jak MISTRZ, ale postaram się postawić oczekiwanie wykonania tego zadania na najwyższym priorytecie. Tak, tak, Celinko! O Tobie mowa, że w swej skromności nie powiedziałaś, ale ja dodam, że Twoje ponad 150 (!) opisów wycieczek było, jak nigdy, niezastąpionych, a kunszt słowa i wypowiedzi zawsze wprowadzały nas ponownie w magiczny i niezapomniany czar wycieczki, jaka miała miejsce, a jej dokładna relacja stwarzała orbitalny ruch umysłu i jeszcze raz przeniesienie się w czas wycieczki. Z kolei tym, co nie byli z nami, pobudzała wyobraźnię i fantastyczny górski świat wirtualnej wycieczki, by czuli się jakby z nami byli.
Ponadto szczególne podziękowania dla Urzędu Miasta w Bielsku-Białej za dotację. „W skrócie”, że rzucili nam trochę „hajsu, mamony, kasy, zielonych czy sałaty ”, bo bez nich nasze wycieczki byłyby – nie takie jak są, a są wspaniałe, a o czym przypominam, bo należy o tym pamiętać, a może nasi włodarze kiedyś się z nami wybiorą, na co gorąco zapraszam!
Podziękowania dla przewodnika za jego profesjonalne prowadzenie wraz z przekazaniem cennych uwag i informacji o zaplanowanej trasie, co na niej spotkamy, a czego nie, co nas spotka, a co nie, i o świetnym powiedzonku, co zawsze należy pamiętać, że „w górach jedną niezmienną stałością jest zmienność pogody”, które zawsze się sprawdza. Dziękujemy Janku!
Dzięki za obróbkę graficzną dla Grażynki i dla niezawodnego, jak zawsze, kierowcy Krzyśka, który nie wiadomo jak to robi, ale zawsze i wszędzie dojeżdżamy w całości i o czasie!
Dziękuję wszystkim zebranym i uczestnikom dzisiejszej wyprawy, ale może dość tych podziękowań, bo robi się nudno.

A więc co następuje, a raczej co nastąpiło, a powiem, że się działo… Wycieczkę zaczęliśmy o 5:30 w stolicy Podbeskidzia, Bielsku-Białej, na dolnej płycie dworca PKS, gdzie po zebraniu się i zajęciu miejsc w autokarze wyruszyliśmy w stronę Zakopanego, a ściślej w stronę Kuźnic. Tam rozpoczęła się nasza wyprawa, być może dla niektórych wyrypa, być może dla niektórych spacerek. Tam też okazało się kto i jakim tempem będzie szedł. Każdy swoim. Niektórzy zaliczani do grupy „szybkobiegaczy” mało, że zrobili zaplanowaną trasę to nadprogramowo zaliczyli Kasprowy Wierch (1987 m n.p.m.), no może jak dosypiemy te 13 metrów to będzie 2000 m n.p.m. i Przełęcz Krzyżne 2112 m n.p.m. Część była na odcinku „standardowego programu obowiązkowego” – czyli Przełęczy Karb 1859 m n.p.m.
Dodam troszkę szczegółów, a więc było to tak, Zakopane, parking pod Krokwią, Kuźnice, Boczań, Skupniów Upłaz, Przełęcz między Kopami, Hala Gąsienicowa, Dolina Stawów Gąsienicowych, Przełącz Karb, Czarny Staw Gąsienicowy, schronisko „Murowaniec”, Przełęcz między Kopami po raz kolejny i Dolina Jaworzynki. Dalej to Kuźnice, parking pod Krokwią, autobus „Beskid Tour” i swoje miejsce w nim. I co? Zakończymy na tym relację.
A może coś o pogodzie chcielibyście przeczytać? No dobra. Pogoda, jak napisałem wcześniej, przy swojej stałości nie oszczędzała nam promieni słońca, które na tych wysokościach stworzyło piękną i wręcz aksamitną opaleniznę, zmieniało kolor nieba i nawet woda w stawie co chwile miała inny odcień od turkusowej poprzez lekki odcień błękitu paryskiego, aż do żółtej, pomarańczowej, brunatnej, rdzawej, wiśniowej, brązowej, czarnej, a może ktoś widział jeszcze inny. Tego lekkiego powiewu wiatru, który opiewał nas swoją siłą Coriolisa, która zmieniała się w fen, następnie w wiatr dolinny, ewentualnie wiatr górski w zależności, na którym zboczu Tatr staliśmy, z lekką nuta powiewu bryzy w okolicach tychże otaczających nas górskich stawów, bo jedni mijali je jak szli do góry, a inni odwrotnie. A czemu tak było? Zadanie domowe: sprawdźcie na mapie. Podpowiem, a kto czytał uważnie, ten wie… Matka natura zaszczyciła nas swoją obecnością w pełnej palecie barw otaczającej nas przyrody, ale niestety nie dało się nie zauważyć pierwszych i niejedynych oznak nadchodzącej złotej polskiej jesieni na złocących się w blasku słońca liściach oraz smakowitych, jesiennych darów natury, które (przypominam) w parkach narodowych są niejadalne. Poza parkami już tak.
Wracając do konkretów, bo troszkę się rozmarzyłem, około godziny 13 minut 27 sekund 14, słychać było charakterystyczne zjawisko meteorologiczne związane z intensywnym rozwojem chmur o strukturze pionowej Cumulonimbus, a mieliśmy szczęście, bo nie dopadł nas charakterystyczny i intensywny opad deszczu, ani śniegu, bądź gradu, którym czasem towarzyszą wyładowania elektryczne w atmosferze – najczęściej pioruny, dające charakterystyczne efekty świetlne i dźwiękowe (grzmoty), a te właśnie było słychać w ilości trzech, następnie dwóch i nastała cisza… a może się mylę i źle policzyłem, ale coś koło tego.
No tak, zwierzyny łownej i niełownej nie udało mi się zobaczyć poza jedną małą jaszczurką i dwoma żabkami w trawie. Można by tu przytoczyć bajkę Jana Brzechwy „Żaba”, czy legendę o księżniczce zaczarowanej w żabę, ale nie miałem odwagi eksperymentować, czy to prawda, czy tylko… No właśnie, tak to zostawmy…
Z tym optymistycznym akcentem pozwolę sobie zaznaczyć, że wycieczka zorganizowana przez Oddział Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego w Bielsku-Białej przebiegła bez strat, jakiekolwiek by one miały być, plan został wykonany, o czym posłusznie melduję wszem i wobec, a co widziałem po zadowolonych i uśmiechniętych buziach, jest tego najlepszym potwierdzeniem. Ilość uczestników na początku i na końcu była taka sama, więc ani nikt nie doszedł, ani nie ubył. Wspomnę jeszcze raz, że nie będę podawał ile kto zrobił kilometrów i jak szybko szedł. Nie ma to znaczenia, wiadomo by start i koniec był taki, jak sobie zaplanowaliśmy, a więc udany i szczęśliwy. Bo, jedni idą szybciej, inni wolniej, jedni robią większe kroki, natomiast inni mniejsze, ale szybciej przebierają nogami, a może ktoś szedł zygzakiem, czy ruchem konika szachowego, ważne by do przodu.
Myślę, że dość tych moich wypocin. Jest 22:45 i jest jeszcze dużo wycieczek, a będzie jeszcze więcej, na co w imieniu PTT pozwolę sobie zaprosić wszystkich i każdego z osobna.
Z turystycznym pozdrowieniem dla wszystkich tych co byli i dla Ciebie czytelniku.

Jerzyk Georgius
.

nasza grupa na starcie przy wejściu do TPN

Zaszufladkowano do kategorii kronika - 2019 | Możliwość komentowania Przełęcz Karb (Tatry Wysokie) – wycieczka górska – 1 września 2019 r. została wyłączona

„Rodzina z pasją” – piknik rodzinny w Kozach – 31 sierpnia 2019 r.

31 sierpnia 2019 roku w Kozach, w parku pałacowym zorganizowano po raz pierwszy piknik rodzinny pt. „Rodzina z pasją”. Zarówno mieszkańcy, jak i działające na terenie gminy stowarzyszenia mogły zaprezentować swoje pasje.
Wśród wielu organizacji swoje stoisko zorganizowali członkowie Koła Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego w Kozach. Opowiadali o swoich pasjach podróżniczych i prezentowali różne ciekawe eksponaty związane z wyprawami i wycieczkami.
Swoje stoisko wystawiło także Szkolne Koło PTT „Halniaki” przy Szkole Podstawowej nr 2 w Kozach.
Organizatorzy pikniku przygotowali dla gości różne atrakcje i konkursy. Największym zainteresowaniem cieszyły się wyrzuty kolorów Holi, w którym to pokazie liczny udział wzięli uczestnicy pikniku.

Tomasz Węgrzyn
.

ekipa koziańskiego koła PTT na pikniku

Zaszufladkowano do kategorii Koło PTT w Kozach, kronika - 2019, SK PTT "Halniaki" przy SP2 w Kozach | Możliwość komentowania „Rodzina z pasją” – piknik rodzinny w Kozach – 31 sierpnia 2019 r. została wyłączona

Odszedł Kazimierz Opyrchał

Z ogromnym smutkiem informujemy, że w dniu 26 sierpnia 2019 r. w wieku 95 lat odszedł od nas na zawsze nestor naszego Oddziału, ś.p. Kazimierz Opyrchał – wieloletni wiceprezes Oddziału PTT w Bielsku-Białej i członek honorowy Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego.

Kazimierz Opyrchał urodził się 25 grudnia 1924 r. w Białej Krakowskiej. Już w latach 1937-1939, jako uczeń gimnazjum im. Adama Asnyka w Białej, zainspirowany przez swoich profesorów – wśród których byli działacze Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego, między innymi Józef Braszka, Leon Chrapczyński, Edward Fedorowicz – czynnie uprawiał turystykę górską i narciarstwo. Jako żołnierz II Armii, 10 Dywizji Piechoty w latach 1945-1946, poznał Sudety.
W latach powojennych był aktywnym harcerzem – prowadził treningi narciarskie, obozy wędrowne w Beskidach i Sudetach oraz obozy żeglarskie. W latach 1947-1948 był przybocznym w VI drużynie harcerzy im. Adama Asnyka w Bielsku-Białej. Był także czynnym zawodnikiem Harcerskiego Klubu Narciarskiego, po którego likwidacji w 1949 roku przeniósł się do Bielsko-Bialskiego Towarzystwa Sportowego (BBTS), będąc czynnym zawodnikiem do 1952 roku. Po mistrzostwach Polski w 1952 roku trafił nawet do kadry CRZZ. W roku 1947 zapisał się do Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego. Był również członkiem SN PTT. Z wykształcenia był inżynierem rolnikiem.
Był przewodnikiem beskidzkim I kl. (od roku 1956), pilotem wycieczek oraz przewodnikiem Górskiej Odznaki Turystycznej PTT (mianowanym w roku 1949). Przez ponad 40 lat był przewodnikiem turystyki górskiej PTTK oraz przodownikiem Górskiej Odznaki Narciarskiej.
Jako przewodnik organizował i prowadził wczasy wędrowne w Beskidach i Sudetach, obozy wędrowne ZHP, rajdy narciarskie (m.in. I Rajd Szczytami Beskidów organizowany przez Polski Związek Narciarski), a także liczne wycieczki w różne grupy górskie Karpat i Sudetów, w tym także w góry Czech i Słowacji. Od 1951 roku był członkiem i działaczem organizacji taternickich w Bielsku-Białej. Był jednym z założycieli Klubu Wysokogórskiego w Bielsku-Białej, w którym pełnił funkcje skarbnika, prezesa i wiceprezesa (1955-1987). W latach 1987-2011 był wiceprezesem Bielskiego Klubu Alpinistycznego.
W 1956 r. uzyskał uprawnienia instruktora alpinizmu, szkoląc kolejnych adeptów tego sportu. W latach aktywności sportowej był współorganizatorem wyjazdów w góry lodowcowe, odpowiedzialnym za całą aprowizację oraz zabezpieczenie transportu. Do jego ważniejszych wypraw o charakterze sportowym należą: Riła w Bułgarii (1960, Maljowica, Uszite, Petlite, Elenin Vrah, Zlija Zyb), Alpy (1967, rejon Chamonix – wejścia na Chardonnet, Mont Blanc, Aiguille du Midi), Hindukusz Wysoki (1973, I polskie wejście na Shah Dar oraz pięciotysięczniki w rejonie Salang), Atlas Wysoki w Maroku (1977, wejście na Jebel Toubkal, trawers masywu Timrasina), Andy Argentyńskie (1985/86, Tupungato, Aconcagua).
W latach 1955-1960 był członkiem Zarządu Oddziału PTTK w Bielsku-Białej. Po reaktywowaniu Oddziału PTT w Bielsku-Białej, od 1993 roku był jego członkiem pełniąc później funkcje wiceprezesa Oddziału (1999-2011) oraz sekretarza Sądu Koleżeńskiego (2011-2017). Był także przewodniczącym Głównej Komisji Rewizyjnej PTT (2000-2004).
Całą działalność w organizacjach wykonywał społecznie nie pobierając żadnego wynagrodzenia, a służąc swoim doświadczeniem pomagał innym. Jest członkiem honorowym Klubu Wysokogórskiego w Bielsku-Białej (1977), Bielskiego Klubu Alpinistycznego (2002) i Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego (2010).
W ciągu swojego życia otrzymał szereg wyróżnień i odznaczeń: Medal za Odrę, Nysę, Bałtyk (1946), Medal Zwycięstwa i Wolności (1946), Odznakę Grunwaldzką (1946), Złoty Krzyż Zasługi (1977) i Złoty Medal za Zasługi dla Pożarnictwa (1982).
W 1997 roku Zarząd Oddziału Beskidzkiego PTTK w Szczyrku, w uznaniu długoletniej działalności przewodnickiej, nadał mu godność Przewodnika Seniora. Za zasługi dla Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego otrzymał w 2001 roku złotą odznakę PTT z kosówką.

Informujemy, że uroczystości pogrzebowe Kazimierza Opyrchała odbędą się 31 sierpnia 2019 r. (sobota) w kościele pw. Opatrzności Bożej w Bielsku-Białej o godzinie 14:00.

Cześć Jego Pamięci!

Zarząd Oddziału
.

Kazimierz Opyrchał

Zaszufladkowano do kategorii aktualności | Możliwość komentowania Odszedł Kazimierz Opyrchał została wyłączona

Suchý (Mała Fatra, Słowacja) – wycieczka górska – 25 sierpnia 2019 r.

W piękny niedzielny poranek, 25 sierpnia 2019 r. o godzinie 5:45 sympatycy wycieczek górskich organizowanych przez Oddział PTT w Bielsku-Białej licznie stawili się na dolnej płycie PKS w Bielsku-Białej, by razem wyruszyć autokarem na Słowację w rejon Małej Fatry i zdobyć szczyt Suchy (1438 m n.p.m.). Po sprawdzeniu obecności przez naszego przewodnika, Pana Witolda Kubik, wyruszyliśmy dzielnie ku przygodzie. Przewodnik opowiedział nam o trasie, którą mamy w planie. Dostaliśmy również dokładny instruktaż jak należy zachować się w czasie burzy, pamiętamy wszyscy ostatnie czarne wydarzenia z Tatr. Podróż wykorzystaliśmy odsypiając wczesne wstawanie i nabierając sił przed wędrówką.
Po drodze Witek opowiadał nam o terenach, które mijaliśmy, niestety podczas jazdy wokół nas wiła się mgła. Została nam tylko wyobraźnia. Dotarliśmy do Turčianskych Kľačanów i stamtąd wyruszyliśmy na szlak.
Zielonym szlakiem dziarsko walczyliśmy ze stromym podejściem, a w międzyczasie nawiązywaliśmy nowe znajomości. Często w rozmowach pobrzmiewał temat ostatnich tragicznych wydarzeń. Szliśmy przepięknym lasem, na mijanych łąkach pachniało trawą, która zaczyna powoli żółknąć. Jagody otaczały nas z każdej strony i zachęcały do jedzenia. Nie było osoby, która nie skusiłaby się, co było widoczne po kolorach dłoni i ust nas, leśnych łasuchów. Niektórzy znajdywali grzyby – jak ktoś powiedział „dwa grzybki i będzie na śniadanie do jajecznicy…”. Po wyczerpującym, ale przyjemnym marszu dotarliśmy do Chaty Na Klaciańskiej Magurce, gdzie każdy znalazł coś dla siebie. Niektórzy próbowali tamtejszych trunków, a niektórzy potraw. Przed schroniskiem całą grupą zrobiliśmy wspólne zdjęcie, a zgarnąć taką gromadkę nie było łatwo. Lecz od czego nasz niezawodny przewodnik ma gwizdek? W ogólnym rozbawieniu, po sprawdzeniu listy obecności, wyruszyliśmy gęsiego dalej. Kierunek Sedlo Pod Suchym. Kawałek za schronieniem natrafiliśmy na tablicę pamiątkową ze zdjęciem wcześniejszej spalonej chaty, która istniała tu od 1 sierpnia 1926 r. do 28 grudnia 1944 r.
Dalszy szlak był wąski i stromy. Cała grupa niczym wąż wiła się szlakiem. Ten odcinek minął szybko i naszym oczom ukazał się ostatni odcinek podejścia na szczyt.
Chwila oddechu i atakujemy. Napinając wszystkie mięśnie, dzielnie stawiliśmy się na wierzchołku Suchego. Gratulacje dla najmłodszej uczestniczki i najstarszego uczestnika. Można z nich brać przykład. Co za zaparcie w dążeniu do celu.
Wpisaliśmy się do książki, umieszczonej na szczycie w metalowej skrzynce. Zdjęć nie było końca, będzie co oglądać i wspominać po powrocie. Gdy emocje opadły, ruszyliśmy ostro w dół czerwonym szlakiem. Nasze kolana, mięśnie i czasem pośladki zostały wystawione na próbę. Niejeden z nas poślizgnął się na śliskim podłożu, gdy kamienie uciekały spod butów.
Przydatne okazały się kije i pomocna kosodrzewina, umożliwiająca podtrzymywanie się. Dotarliśmy do Chaty Pod Suchym, gdzie cała grupa oddała się odpoczynkowi. Mieliśmy wrażenie, że schroniska są do siebie bardzo podobne z zewnątrz. Naszą idyllę przerwały zbliżające się grzmoty nadchodzącej burzy. Mieliśmy dobrą motywację, by niezwłocznie wyruszyć. Odcinek w dół przebyliśmy jakby szybciej, a czarne chmury i grzmoty udało się zostawić gdzieś z tyłu, mimowolnie tylko kropił deszczyk. Schodząc było widać ruiny zamku Stary Hrad. Piękny, ale bardzo już zniszczony. Kolejny przystanek i na dodatek w tak pięknym miejscu. Zamek położony na skałach, w oddali płynąca rzeka Wag, otoczony gęstym zielonym lasem. Wyobraźnią można było przenieść się w historyczną przeszłość tego miejsca. Z pozytywnie naładowanymi ciałami i duszą ruszyliśmy do naszego punktu docelowego, w którym był mostek dla pieszych. Ciekawostką tego miejsca było to, że w najbliższej okolicy nie było mostu dla samochodów tylko prom. We wsi Nezbudská Lúčka, czekając na autokar, raczyliśmy się plackami langosz. Bardzo smaczne. Gdy wsiedliśmy do autobusu na zewnątrz zaczął padać deszcz. Burza, którą udało nam się zostawić gdzieś z tyłu dogoniła nas. Dobrze, że dopiero teraz.
Dziękuję wszystkim uczestnikom za sympatyczną atmosferę, uśmiech i dowcip. Do zobaczenia na kolejnym wyjeździe.

Iwona W.
.

uczestnicy wycieczki przed schroniskiem

Zaszufladkowano do kategorii kronika - 2019 | Możliwość komentowania Suchý (Mała Fatra, Słowacja) – wycieczka górska – 25 sierpnia 2019 r. została wyłączona

Slavkovský štít (Tatry Wysokie, Słowacja) – wycieczka górska – 25 sierpnia 2019 r.

Czterech członków naszego Oddziału z okolic Skoczowa postanowiło wybrać się w ten weekend w słowackie Tatry Wysokie. Poniżej relacja z wycieczki na Sławkowski Szczyt:

Niedziela, godzina 3:00 – wyjazd w Tatry Wysokie, gdzie celem jest wejście na Sławkowski Szczyt (2452 m n.p.m.).
Docieramy do Starego Smokowca, skąd wyruszamy niebieskim szlakiem. Pogoda nam sprzyja, widoki robią się coraz ciekawsze. Zaczynamy nasza „wspinaczkę” pokonując „schody kamienne”. Im wyżej tym ciekawiej. Mijamy turystów słowackich, polskich, węgierskich – słowem „mieszanka narodów”. Spoglądamy na Łomnicę, która ukazuje się, o dziwo, bez chmur. Widać nawet kopułę stacji. Dech zapierają cudne widoki. Na wysokości ponad 2000 m n.p.m. spotykamy turystę z psiakiem, który raźno maszeruje ze swoim panem. Bliżej szczytu zaczynają pojawiać się chmury, ale nie dajemy za wygraną. Cel musi zostać zaliczony. Sławkowskim Grzbietem przez Królewski Nos idziemy w kierunku wierzchołka. Wreszcie Sławkowski Szczyt, na którym choć jest już parę osób, nie ma tłoku. Podziwiamy piękno Tatr. Widać w oddali schronisko Zbójnicka Chata. Robimy fotki, wreszcie fotka z banerem, którą robią nam koledzy ze słowackiego Yeti. W oddali słychać pomruki burzy, a niebo zaczynają przesłaniać ciemniejsze chmury. Czas schodzić. Bezpieczeństwo jest najważniejsze.
Drogę powrotną pokonujemy robiąc odpoczynki. Dochodzimy do rozdroża zmieniając kolor szlaku na czerwony. Wychodzimy w Hrebenioku.
Pogoda nam dopisała, widoki super, a koledzy uzupełnili brakujący szczyt.

Andrzej Koczur
.

nasi koledzy na Sławkowskim Szczycie

Zaszufladkowano do kategorii kronika - 2019 | Możliwość komentowania Slavkovský štít (Tatry Wysokie, Słowacja) – wycieczka górska – 25 sierpnia 2019 r. została wyłączona

Gorgany Wschodnie z Tatarowa (Ukraina) – wyprawa trekkingowa – 15-18 sierpnia 2019 r.

Gorgany – pasmo górskie w łańcuchu Karpat, w południowo-zachodniej części Ukrainy, wchodzące w skład Beskidów Wschodnich. Charakterystyczne dla Gorganów są duże różnice wysokości względnych; poszczególne grupy górskie oddzielone są od siebie głębokimi dolinami rzek. W partiach szczytowych występują pola złomisk, rumowisk skalnych , lokalnie zwanych gorganem (stąd nazwa), grzechotnikiem, maliniakiem. Gorgany uważane są za jedne z najdzikszych gór Europy. W okresie międzywojennym tereny te, należące wówczas do II Rzeczypospolitej, były niezwykle popularne wśród turystów, istniały całkiem nieźle oznakowane szlaki oraz sieć schronisk. Z 30 przedwojennych polskich schronisk dzisiaj nie funkcjonuje ani jedno, tu i ówdzie pozostały tylko ich ruiny. Dopiero od niedawna zaczęto znakować szlaki turystyczne.
W środę 14.08.2019 grupa ponad 40 osób zebrała się na dolnej płycie dworca autobusowego pod przewodnictwem Naszego przewodnika PTT Janka Nogasia. Czekały na nas cztery dni wędrówki po Gorganach Wschodnich na Ukrainie. Wyjechaliśmy z małym opóźnieniem około godz. 17.00, po drodze w Kętach zabierając jedną z uczestniczek, później w Brzeszczach jednego z dwóch przewodników po Ukrainie, znanego nam już Wojtka Pająka, który na naszych wspólnych wyjazdach przejmuje „zamykanie” grupy. W Lesku zabraliśmy naszego głównego przewodnika Marka Kusiaka, również znanego nam już z poprzednich wyjazdów.
Ukraina przywitała nas deszczem. W związku z tym, że na szlaku na Chomiak, który był w planie na pierwszy dzień, w przewidywaniach przewodnika Marka mogły być bardzo trudne warunki, śliskie kamienie i rozmokła ziemia, co byłoby niebezpieczne, nastąpiła zmiana trasy przejścia na równie długą, ale łatwiejszą, bezpieczniejszą.

Pierwszy dzień: Jahodina – Tatarow (ok. 5 godz):

Gdy już ok. 9.00 dojechaliśmy w okolice Tatarowa czyli naszej bazy wypadowej, wszyscy w kolorowych ubraniach przeciwdeszczowych, mimo, że zmęczeni podróżą, roześmiani, nie przejmujący się padającym deszczem i mgłą, ruszamy czerwonym szlakiem na Jahodinę (1125 mnpm). Na szczycie rozkoszujemy się pięknymi widokami wokoło, które były tylko w naszej wyobraźni, wskazywane ręką przewodnika, bo prawie nic nie widać. Schodzimy do Tatarowa prosto do naszej bazy noclegowej, gdzie zostajemy rozlokowani w drewnianych domkach. Później obiadokolacja i spacer po okolicy.

Drugi dzień: Dolina Żeńca – Jawornik – Gorgan Jawornicki- Jaremcze (ok. 8 godz.):

Rano, wypoczęci, wyspani, po podwiezieniu przez autokar, ruszamy z doliny potoku Żeniec, początkowo pokonując zawieszony nad rzeką dziurawy most linowy, szlakiem znanym tylko przewodnikowi (znaków nie było widać), ruszamy w kierunku Jawornika. Droga biegnie lasem, zakosami, bez stromych podejść. Od Jawornika na Gorgan Jawornicki (1467) droga prowadzi szerokim rumowiskiem skalnym. Trzeba być skupionym i bardzo uważać, żeby noga nie wpadła dziurę między głazami, często ruszającymi się… prawdziwa sztuka akrobacji. Na szczycie rozciągają się piękne widoki na góry Ukrainy, poszczególne pasma ze szczytami pokazuje nam przewodnik Marek. Po dłuższym odpoczynku ruszamy bardzo stromą ścieżką, ostro w dół, trzymając się czego się tylko da, jest ślisko i nie jeden z nas zalicza „glebę”. Z Jaremcza zabiera nas autokar, po drodze zatrzymując się przy regionalnym browarze, gdzie ustawiliśmy się w długiej kolejce po biały ser i tutejszy trunek celem degustacji. Wieczorem zbieramy się w altance na terenie naszej bazy i wspólnie śpiewamy, prym wiedzie nasz przewodnik Janek, który jako jedyny zna słowa wszystkich zwrotek piosenek.

Trzeci dzień: Bukowel – Maly Gorgan – Syniak – Dolina Żeńca (ok. 8 godz):

Bukovel to największy i najbardziej nowoczesny ośrodek narciarski na Ukrainie. Wieś jest placem niekończącej się budowy, co roku powstają nowe pensjonaty i hotele. W okolicach Bukowela biegnie ok. 130 km tras narciarskich. Autokarem dojechaliśmy do Bukowela, wszędzie beton, hotele, słupy wyciągów narciarskich. Ruszyliśmy najpierw drogą leśną, później drogą odkrytą po rumowisku skalnym wspinając się ostro w górę na Mały Gorgan (1592 m). Stąd rozciągają się piękne widoki między innymi na Howerlę, Petros, cele ubiegłorocznego wyjazdu na Ukrainę. Celinka wspomina swoje wcześniejsze wyprawy w te okolice, robimy zdjęcia. Po niedługim odpoczynku ruszamy na widoczny Syniak (1665 m). Droga biegnie przez rumowisko skalne, nierzadko musimy przedzierać się przez kosodrzewinę. Musimy uważać, żeby było jak najmniej zadrapań, siniaków. Trasa jest piękna. Inna niż np. w Tatrach gdzie głazy są poukładane tworząc ścieżkę, tutaj wszystko jest dzikie, jakby ktoś z góry rzucił głazy i tak zostawił. Syniak wydaje się górą dość licznie odwiedzaną. Robimy dłuższą przerwę, po czym wśród gęstej, wysokiej kosówki ruszamy w dół, często gubiąc ścieżkę. Schodzimy na połoninę Chomiaków, gdzie część grupy tzw. „szybkobiegacze” pod przewodnictwem Marka decyduje się na wejście, a właściwie wybiegnięcie na Chomiak, który miał być celem naszego pierwszego dnia. Większość grupy po chwilowym lenistwie na połoninie schodzi po stromym, śliskim zboczu w dół w dolinę Żeńca, gdzie dochodzi też grupa „szybkobiegaczy” i wszyscy ruszamy autokarem do Tatarowa. Wieczorem po kolacji czeka na nas atrakcja: regionalny zespół muzyczny (znany większości z ubiegłorocznego pobytu na Ukrainie) inscenizuje przy naszym udziale wesele huculskie. Parą młodą jest małżeństwo z rocznym stażem, uczestnicy naszej wycieczki. Jest wesoło, są tańce, bawimy się prawie do północy. Później z altanki, miejsca naszych wieczornych i nocnych spotkań, rozlega się głośny śpiew, najbardziej słychać mocne głosy panów. Repertuar jest szeroki i głośny, od „Ukrainy” po „Góralu, czy ci nie żal”.

Czwarty dzień: Jamna – Stajki (951 m) – Makowica (984 m) – Skały Dowbosza – Jaremcze (ok. 5 godz):

Skały Dowbosza jest to ciągnący się około kilometra pas piaskowcowych ostańców, o formach przypominających niekiedy wieże i baszty sięgające wysokości kilkudziesięciu metrów, ściany przecięte głębokimi szczelinami. Skały utworzyły się 57 mln lat temu na dnie morskim. Ze względu na swoją formę skały od zarania dziejów były wykorzystywane przez ludzi, o czym świadczą sztuczne pieczary znajdujące się w skałach. Przypuszczalnie znajdowały się tu świątynie pogańskie, a po przyjęciu chrześcijaństwa – klasztory skalne. Legenda umiejscawia tutaj także kwaterę herszta karpackich opryszków – Oleksy Dobosza, choć podobno Dobosz miał być tu tylko raz – w 1744 r. Możliwe, że zapewniały także schronienie okolicznej ludności w czasie najazdów turecko-tatarskich. Mieszkańcy pobliskiego Bolechowa byli przekonani, że to właśnie Skały Dobosza natchnęły Kraszewskiego do napisania „Starej Baśni”. Tego dnia rano pakujemy się do autokaru. Żegnamy się z Tatarowem i wyruszamy do Jamna, skąd rozpoczynamy trasę. Tylko 500 m przewyższenia, ale podejście daje się we znaki, jest upał. Na trasie jest dość dużo turystów. Idziemy terenem trawiastym, odkrytym. Później wchodzimy w las, przy skałach Dowbosza odpoczynek. Po odpoczynku schodzimy do miejscowości Jaremcze, gdzie mamy niespełna godzinną przerwę. Cześć z nas idzie nad wodospady na Prucie, rozkoszować się ich widokiem, część chodzi po miejscowym bazarze rozglądając się za upominkami. O 15.00 ruszamy w drogę powrotną do Polski. Przed przekroczeniem granicy standardowo jeszcze zakupy w przygranicznych sklepikach, a na samej granicy mamy szczęście, odprawa trwa niespełna godzinę. W Lesku żegnamy naszego przewodnika po Ukrainie Marka. Dziękujemy Marku! W Brzeszczach żegnamy przewodnika Wojtka. Dziękujemy Wojtku! W Bielsku jesteśmy ok. 4.00 rano.
Dziękujemy Janku za zorganizowanie kolejnej świetnej wycieczki. Czekamy na następne, następne i następne.

A.
.

nasza grupa na szczycie Syniaka – najwyższym ze zdobytych szczytów tej wyprawy

 

Zaszufladkowano do kategorii kronika - 2019 | Możliwość komentowania Gorgany Wschodnie z Tatarowa (Ukraina) – wyprawa trekkingowa – 15-18 sierpnia 2019 r. została wyłączona

O wyprawie na Ural Subpolarny w „Kronice Beskidzkiej”

W dzisiejszej „Kronice Beskidzkiej” (nr 33 (3262) / 2019) na stronie 10 ukazał się artykuł Magdaleny Nycz pt. „Przez dziki Ural”, w którym można przeczytać o zorganizowanej przez kolegów z naszego Oddziału wyprawie trekkingowej na rosyjski Ural Subpolarny.
Zapraszamy do lektury!

Zarząd Oddziału
.

Zaszufladkowano do kategorii media | Możliwość komentowania O wyprawie na Ural Subpolarny w „Kronice Beskidzkiej” została wyłączona