Pilsko (Beskid Żywiecki) – biwak zimowy – 20/21 lutego 2016 r.

Tegoroczny „Biwak zimowy” na szczycie Pilska okazał się bardzo wymagający dla uczestników i sprzętu biwakowego (namiotów). Na starcie wyglądało, że będzie łatwo i przyjemnie. W Korbielowie +2 0C, śnieg i dużo narciarzy. Po godzinie 12-tej parkujemy w pobliżu dolnej stacji kolejki krzesełkowej na Halę Szczawiny (800 m n.p.m.). Biwakowicze z nartami wykupują karnety, aby pojeździć na Hali Miziowej, i wjeżdżają kolejką. Reszta pnie się mozolnie drogą obok kolejki. Jest słonecznie, wraz z wysokością temperatura spada poniżej zera, a śniegu przybywa. Od Hali Szczawiny kolega Romek uruchamia narciarskie „wahadło” i w kilku kursach wwozi nam ciężkie plecaki na Halę Miziową. Ciepła przekąska wraz z uzupełnieniem płynów w Grillu na Hali i dalej na szczyt Pilska. Pogoda wydaje się wyśmienita na biwak. Gdzieś na wysokości 1500 m n.p.m. dopada nas mgła. Na Pięciu Kopcach widzimy tylko na kilkadziesiąt metrów, ale po śladach bez trudu docieramy na szczyt Pilska (1557 m n.p.m.) po słowackiej stronie. Mimo, że od Pięciu Kopców dzieli nas w pionie tylko 15 m, następuje radykalna zmiana pogody. Do mgły i niewielkiego mrozu dochodzi porywisty wiatr. Płachtą namiotu szarpie tak mocno, że po kilku nieudanych próbach rozbicia w miejscu, gdzie biwakowałem przed dwoma laty, zmuszony jestem poszukać bardziej zacisznego miejsca za kępą kosodrzewiny i zaspą śnieżną.
W końcu udaje się. Kotwię namiot w dwóch punktach do kijków trekkingowych wbitych w głęboki śnieg, wrzucam do środka plecak jako obciążnik i szybko obsypuję ściany kilkunastocentymetrowym wałem śnieżnym.
W takich warunkach łopata jest nieoceniona!
Pozostali „biwakowicze” też mają kłopoty. Dwóch namiotów nie udaje się rozbić, pękają plastikowe maszty i zaczepy. Dla jednego biwakowicza znajduje się miejsce w postawionych namiotach, a dwie osoby, mimo trudnych warunków, muszą powrócić do schroniska na Hali Miziowej. Potęgujący się wiatr zmusza wszystkich do schowania się w swoich namiotach.
A szarpie nimi okropnie. W moim namiocie co kilkanaście minut sprawdzam od środka, czy ściany są jeszcze obsypane śniegiem. O zaśnięciu na dłużej nie ma mowy, bo wydaje się, że wiatr rozerwie za chwilę płachty namiotowe na strzępy. Gdzieś około północy mam wrażenie, że wiatr zelżał, a to rozpoczęła się śnieżyca i kolejne warstwy nawiewanego śniegu przygniatały namiot. Rano wyczołganie się na zewnątrz przez półmetrową zaspę jest mało przyjemne. A na dworze mgła i wichura niosąca kryształki lodu, które bezpardonowo atakują twarz. Pociechą jest to, że nie ma mrozu. W tych warunkach odkopanie ze zwałów śniegu i zwinięcie namiotów zajmuje nam prawie godzinę. Pomiędzy szczytem Pilska a Pięcioma Kopcami poruszamy się bardzo wolno, bo widoczność na kilka metrów, całkowicie zasypane ślady, a na szlaku zapadamy się w zaspy powyżej kolan. Po dotarciu do granicy warunki poprawiają się. Wiatr ustępuje i mgła rozrzedza się. Przy schronisku jest już całkiem ładnie. My jednak marzymy o ciepłej herbatce i śniadaniu. Pobyt w schronisku nieco się przedłużył i kiedy wychodzimy zaczyna się mżawka, która na Hali Szczawiny przeradza się regularny deszcz. Korzystamy z kolejki krzesełkowej i przemoczeni, ale bardzo zadowoleni, ok. 12-tej docieramy do samochodów. Można powiedzieć, że tegoroczny biwak był sprawdzianem dla sprzętu i uczestników. Uczestnicy zdali egzamin, z częścią sprzętu było nieco gorzej. Tak jak było to podane na plakacie, zimowe biwakowanie w partiach szczytowych Beskidów to nie przelewki i trzeba być przygotowanym na bardzo trudne warunki. Przede wszystkim trzeba mieć sprawdzony sprzęt i wyćwiczoną umiejętność korzystania z niego w skrajnie trudnych warunkach pogodowych.

AZ
.

Co to jest biwak zimowy? Wyzwanie zmierzenia się ze wszystkim, co może się zdarzyć, zwłaszcza zimowa nocą, w górach. A co może się zdarzyć? Wiele. Zmęczenie długim transportem wyposażenia, wymóg orientacji przy minimalnej widoczności, wysiłek w przygotowaniu odpowiedniego miejsca na biwak, szybko zapadające ciemności przy śnieżnej zamieci, niskie temperatury, huraganowe wiatry z obfitymi opadami śniegu i konieczność częstego odkopywania namiotu, kłopoty przy podstawowych czynnościach fizjologicznych, potrzeba psychicznej odporności żeby nie powiedzieć „dość”. To wszystko było w ostatnią sobotę i niedzielę na Pilsku. W męskim gronie Romek, Adam, Krzysiek, Wojtek, Andrzej, Grzesiek z synem i ja mieliśmy prawdziwie zimowy biwak. W 4 namiotach na noc zostało nas 6 i tyluż szczęśliwie zeszło w niedzielę do schroniska na Miziowej, gdzie spał Grześ i syn. I po co to wszystko? Są tacy, którym tego nie trzeba tłumaczyć i tacy, którzy tego i tak nie zrozumieją, więc nie będę.
I jeszcze dopisek. Kilkakrotnie już pisałem, że jeżeli coś proponuje i organizuje Romek, warto się przyłączyć, bo po prostu warto, teraz też tak było. Czy jeszcze pójdziemy? Kiedy zwijaliśmy biwak było „ już nigdy w życiu”. A w schronisku „musimy się znowu umówić”.
I tak trzymać !

JN
.

uczestnicy biwaku

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.