Polski Grzebień (Tatry Wysokie, Słowacja) – wycieczka górska – 10 sierpnia 2019 r.

Co będę robić w następny weekend? Pewnie wielu z nas zadaje sobie to pytanie już w poniedziałek rano w pracy. Odpowiedź przychodzi jak grom z jasnego nieba w domu po pracy – sprzątać! Nie tym razem… Uprzedzając fakty z zaplecza rodzinnego i przemycając tu troszeczkę prywaty już na samym początku tej relacji, postanowiłem po zapoznaniu się z ofertą wycieczek naszego Oddziału PTT w Bielsku Białej (do przeglądania której zachęcam), zapisać mnie i swoją małżonkę na wycieczkę, która odbyła się 10 sierpnia br. na Polski Grzebień (2200 m n.p.m.). Z tej możliwości wyjazdu, jak się później okazało, skorzystało jeszcze wielu członków i sympatyków Oddziału w PTT Bielsku Białej. Nie wiem tylko, czy też uciekli od weekendowego sprzątania.
Tradycyjnie spotkaliśmy się wszyscy na bielskim parkingu o godzinie 3:45. Ku mojemu zdziwieniu na parkingu czekało bardzo dużo osób i zacząłem się zastanawiać, czy czasem nie pojedziemy na tę wycieczkę na kilka autobusów? Okazało się, że większa grupa osób czeka na poranne autobusy, w różnych kierunkach Polski. Nasza równie liczna grupa z przewodnikiem Janem Nogasiem na czele i przewodnikiem Łukaszem Kudelskim, wyruszyła punktualnie o godzinie 4:00 nad ranem z mistrzem kierownicy, kierowcą Krzysztofem naszym super szybkim (o ile się nie mylę) Vanhoolem EOS 200. Na trasie do Słowacji zatrzymaliśmy się na rozprostowanie kości i dalej ruszyliśmy ku nowej przygodzie. Po drodze Jan omówił szczegóły naszej wycieczki, krótką prognozę pogody (z jakąś burzą czy coś?) oraz przedstawił kolegę przewodnika Łuksza Kudelskiego, którego być może wielu z nas mogło poznać po raz pierwszy. Kolega Łukasz okazał się być bardzo sympatycznym i wyrozumiałym dla nas przewodnikiem. Należy tu wspomnieć, że wszystkim Przewodnikom Górskim i Ratownikom GOPR w dniu ich święta składamy najserdeczniejsze życzenia, ponieważ właśnie 10 sierpnia, przypada ich święto tj. Św. Wawrzyńca, patrona Przewodników Górskich i Ratowników GOPR.
Do Starego Smokowca dojechaliśmy w słonecznych, porannych godzinach ok. 7:30. Tam zrobiliśmy grupowe zdjęcie i ruszyliśmy na szlak. Żółte znaki wskazywały, że czeka nas ponad 4-godzinna wspinaczka przez: Razcestie Nad Zrubami (1409 m n.p.mn), Velicka Polana (1562 m n.p.m.), Sliezsky Dom (1670 m n.p.m.) na Polsky Hreben (2200 m n.p.m.). Ale czy jest on rzeczywiście polski? Z historią nie będziemy dyskutować. Faktem jest, że Polski Grzebień jest szeroką przełęczą leżącą na głównej grani Tatr. A słowo „polski” pochodzi jeszcze z czasów przedrozbiorowych, gdy przebiegała tamtędy pozorna granica polsko-węgierska. Po traktacie monachijskim z roku 1938 byliśmy jeszcze raz gospodarzami tych terenów, a w ówczesnym czasie przełęcz odwiedzili znani poeci jak Kazimierz Przerwa-Tetmajer, Leopold Staff, czy Adam Asnyk. Ale zostawmy historię historykom… Podchodząc żółtym szlakiem w kierunku Doliny Wielickiej wszystkim dopisywały humory, a tempo było szybkie i żwawe. Grupa rozciągnęła się na szlaku niczym wałek ciasta na kopytka i każdy swoim tempem doszedł do Śląskiego Domu. Widoki były raczej marne, ponieważ szliśmy cały czas dusznym lasem i dopiero w okolicach Wielickiej Polany można było podziwiać piękno okolicznej natury. W Śląskim Domu nabraliśmy sił na dalszą wspinaczkę i ruszyliśmy na Polski Grzebień. Wielicki Staw świecił na zielono odbijając w sobie przybrzeżną kosodrzewinę i oświetlone słońcem jasne głazy stoków, a Wielicka Siklawa czarowała swoją białą linią wody, poszarpaną przez głazy, spadającą wprost do zielonego Wielickiego Stawu. Bajka… Pnąc się do góry, warto było od czasu do czasu przystanąć i spojrzeć z góry na Wielicki Staw ze Śląskim Domem w tle, bo widok był jak z alpejskiej górskiej pocztówki. Fotoreporterzy z pewnością ucztowali tego dnia. Po lewej stronie mieliśmy: Mały Gerlach (2601 m n.pm.), Gerlach (2655 m n.p.m.) oraz Przełęcz Tetmajera położoną na wysokości 2590 m n.p.m. Jak cudownie byłoby się tam teraz po wspinać… Ale my idziemy dalej. Po prawej stronie stoi dumnie Wielicka Kopa (2227 m n.p.m.), jako jedno z ostatnich wzniesień w masywie Granatów Wielickich w słowackich Tatrach Wysokich. Później podziwialiśmy Dwoistą Turnię (2312 m n.p.m.) oraz Wielką Granacką Turnię (2318 m n.p.m.) i tak doszliśmy do Kwietnicowego Stawu, który znajduje się na wysokości 1812 m n.p.m. Nosi on również wdzięczną nazwę Wielickiego Ogrodu, ponieważ z uwagi na bogate w minerały podłoże, rośnie tam wiele ziołorośli takich jak: omieg górski, miłosna górska, starzec gajowy czy ciemiężyca zielona. Swoją nazwę to miejsce zawdzięcza właśnie kolorowemu morzu kwiatów, które otoczone jest przez skalne olbrzymy. Po drodze mijamy jeszcze Długi Staw na wysokości 1939 m n.p.m. i chyba każdy z nas marzył o tym, aby teraz się w nim wykąpać, ponieważ temperatura powietrza na termometrze rosła cały czas do góry! Tutaj nasza droga zrobiła się kamienista, a krajobraz surowy i typowy dla tej części Tatr Wysokich. Z góry wśród okalającej szarości głazów i kamieni Długi Staw wyglądał jak mała ślizgawka o turkusowym kolorze. Stąd już niedaleka droga do Polskiego Grzebienia. Powoli witają nas kolejne olbrzymy: Sucha Kopa (2121 m n.p.m.) i Gerlachowska Kopka (2457 m n.pm.). Przed naszym celem zaliczyliśmy mały korek na łańcuchach, ale prężni panowie i wiotkie panie, wszyscy niczym kozice górskie, przeskakiwali z kamyka na kamyk, aby jak najszybciej być na Polskim Grzebieniu. Odnośnie kozic, widzieliśmy małe stadko, ale mieszkańcy tych terenów dzisiaj nie życzyli sobie żadnych gości i poszli odpoczywać w innych apartamentach – zdaje się – Suchej Kopy (2121m n.p.m.). Będąc na szczycie było cudownie. Wiał ciepły wiaterek, później trochę chłodniejszy, później znowu troszkę cieplejszy i tak na zmianę. Słońce świeciło w pełnej lampie, a widoki na polską i słowacką stronę były obłędne! Kilkoro z nas za zgodą Przewodnika Łukasza razem z nim weszło jeszcze na Małą Wysoką (2429m n.p.m.), gdzie rozległa panorama odbierała mowę… Widoki na Rohatkę, Dziką Turnię, Świstowy Szczyt, Jaworowy Szczyt, Lodową Przełęcz, Lodowy Szczyt, Łomnicę, czy Staroleśny Szczyt… Ach, zbyt mało czasu aby nasycić wzrok i uspokoić kołaczące serce – to akurat od podejścia na szczyt. Odległa Zbójnicka Chata kusiła, aby za niebieskimi znakami uciec do niej i zostać tam na noc. Niestety, trzeba wracać.
Jak to kozice górskie PTT zejście było szybkie. Po grupowej fotce na Polskim Grzebieniu, podła komenda, że schodzimy. I tak z Polskiego Grzebienia rozpoczęliśmy długi rejs na naszych falujących ze zmęczenia kolanach, w kierunku Łysej Polany. Zmarzły Staw, Litworowy Staw, Zielony Staw, Mały Staw Kaczy, a my dalej płyniemy bez końca do naszego portu w Łysej Polnie. Dolina Białej Wody jest według mnie piękna, jednak bardzo długa i wymagająca cierpliwości, aby dojść do parkingu. Ok. godziny 18:30 wyjechaliśmy do Bielska Białej wszyscy szczęśliwy ze zdobycia Polskiego Grzebienia lub Małej Wysokiej. Jeżeli ktoś z Was drodzy czytelnicy dotrwał do końca tej mojej „krótkiej” relacji… pewnie zapyta teraz – a burza? Na całe szczęście nie było, pomimo złowrogich chmur, które przeganiał wiatr nad szczytami słowackich gigantów. Pamiętam, że deszcz padał tylko wieczorem na trasie, a o 21.15 będąc już na parkingu w Bielsku Białej było ciepło i przyjemnie. I tak w równie dobrych humorach, rozjechaliśmy się po naszych domach, ze słowami „do szybkiego zobaczenia”.
Dodam tylko, że nasza suma podejść to ok. 1150 m, przeszliśmy ok. 22,5 km w czasie, jak to ładnie ujął kolega Łukasz, cytuję: „bardzo ekspresowym tempie”.

P.S. Szczególne podziękowania za piękną wycieczkę i bezpieczną podróż kieruję tu dla naszych Przewodników Jana Nogasia, Łukasza Kudelskiego oraz kierowcy Krzysztofa.

Przemek Waga
.

nasza grupa na starcie w Starym Smokowcu

Ten wpis został opublikowany w kategorii kronika - 2019. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.