Roháčska dolina (Západné Tatry, Słowacja) – wycieczka górska – 14 lipca 2013 r.

„Mogliśmy wreszcie pomarzyć o tym, że tu jeszcze powrócimy…” to cytat z opisu wycieczki do Doliny Rohackiej w dniu 23.10.2010 r. (Kronika PTT Oddział w Bielsku-Białej).
Marzenia – jak widać – spełniają się. Powróciliśmy w lipcową niedzielę w ten prześliczny rejon Zachodnich Tatr na Słowacji, w Rohacze, aby zaczerpnąć nowych sił na dalsze dni tygodnia, aby nacieszyć oczy wyjątkowo pięknymi górami i przeźroczystą wodą w Rohackich Plesach, aby posłuchać górskiej ciszy przerywanej jednak znienacka krzykiem miejscowych świstaków…
Trasa wycieczki była następująca: Wylot Doliny Rohackiej (parking) – Adamcula ( 1189 m n.p.m.) – Wyżni Rohacki Wodospad (1340 m n.p.m.) – Rohackie Plesa (Stawy: Zielony Stawek – 1472 m n.p.m.; Wyżni Rohacki Staw – 1718 m n.p.m.; Pośredni Rohacki Staw – 1653 m n.p.m.; Mały Rohacki Staw – 1650 m n.p.m; Wielki Rohacki Staw – 1563 m n.p.m.) – Smutna Dolina – Bufet Rohacki przy Tatliakowym Jeziorku (1373 m n.p.m.) – parking w Dolinie Rohackiej.
Wycieczkę zorganizowało Polskie Towarzystwo Tatrzańskie Oddział w Bielsku-Białej. Atrakcyjny program wycieczki przyciągnął wielu młodych oraz niewielu „nieco” od nich starszych turystów. Pod przewodnictwem Roberta Słonki wędrowaliśmy więc dokładnie tą samą trasą, którą niektórzy z nas przeszli w dniu 23 października 2010 roku. Tu muszę niestety westchnąć: to było przecież nie tak dawno!
Ta sama trasa, ten sam wodospad, te same góry i plesa, ale za to inna pora roku nie zniechęciły nikogo z nas do powrotu na ten sam turystyczny szlak. To coś mówi!
Trasa ponad granicą lasu była pełna zieleni i kwitnących traw oraz kwiatów. Nie brakowało na niej wody, prawdziwie kryształowej wody! Wcześniej sam Wodospad Rohacki liczący 23 metry wysokości był kipiący i burzliwy za sprawą choćby wczorajszego deszczu. Był też wielką atrakcją, do której trzeba było przejść po drewnianym mostku po naszej lewej stronie. Przy wodospadzie zrobiliśmy mnóstwo pamiątkowych zdjęć i pewnie też filmików, wszak czasy w tej dziedzinie zrobiły się nowoczesne. Dalszą atrakcją były poszczególne Stawy Rohackie. Każdy z nich był pełen czystej wody, a tafla mieniła się w kolorach: zielonym, szmaragdowym, błękitnym, czarnym itd. Rdest i liczne ciekawe rośliny panoszyły się teraz nad brzegami tych stawów, a stale dyżurujące tu i tam dzikie i jednocześnie prawie oswojone kaczki z małymi kaczątkami dodawały w nich radosnego życia. Nam też! Każdy staw miał swoją wyjątkową urodę, dlatego też nad każdym z nich z przyjemnością spędziliśmy trochę czasu.
Dzisiaj lekko dokuczał nam zimny wiatr tam na górze, zwłaszcza przy stawie najwyżej położonym, czyli Wyżnim Stawie Rohackim (1718 m n.p.m.). Blisko nas, w zasięgu wzroku jeszcze leżały dwa większe płaty starego śniegu, które też chyba dodatkowo chłodziły okolicę. Tak naprawdę chwilowe zimno tego lata to był drobiazg, w końcu mieliśmy ze sobą cieplejsze odzienie. Nie padało dzisiaj i to było najważniejsze! Chmury przeplatały się z rzadkimi chwilami słonecznymi, dzięki czemu co chwilę robiło się albo zimno, albo na zmianę nieco cieplej. Ostry Rohacz, Płaczliwy, Tri Kopy, Hruba Kopa, Banikov, Pachola i Spalena, a także nasze polskie góry z Wołowcem na czele były raczej stale w chmurach, choć czasem odsłaniały się na chwilkę, aby sprawić nam na krótko przyjemność i aby zachęcić nas do ponownego przyjazdu w te strony. Ale cóż to wszystko znaczy dla nas, prawdziwych wyrypiarzy, którzy na nic nie zważając już myślą o następnej wycieczce po słowackich szlakach?! Pogoda jest zawsze, a szlaków w górach na Słowacji naprawdę nie brakuje!
Na koniec znów posłużę się cytatem ze wspomnianego wyżej opisu wycieczki, dokładnie pasującego do dzisiejszego dnia: „To fantastyczne, że ciągle jeszcze tęsknimy, planujemy i… nie poddajemy się! Z tej dzisiejszej trasy trudno było zejść w doliny. Słowo „trudno” ma tu dwa znaczenia. W tak pięknych górach chciałoby się być jak najdłużej. Nasza dzielna i liczna grupa wędrowała w Rohaczach zaledwie 6 godzin. Dużo i bardzo mało! Ale wysiłek opłacał się…”.
Po krótkim odpoczynku przy Bufecie nad Tatliakowym Jeziorkiem ruszyliśmy żwawo asfaltem w dół co rusz oglądając się za siebie. No bo pod koniec wycieczki Rohacze nadal tym bardziej nas zachwycały, a widoczność robiła się z każdym krokiem w kierunku autobusu coraz lepsza. Jeszcze tylko jakiś leśny błotnisty skrót przy zielonym szlaku i meta. Szkoda, że to już koniec trasy zaplanowanej na dziś…
Do Bielska-Białej powróciliśmy szczęśliwie po ponad dwugodzinnej podróży około godziny18. Za tydzień znowu wybierzemy się w góry, oczywiście z PTT, na Słowację!

CS
.

cała grupa w Dolinie Rohackiej

Ten wpis został opublikowany w kategorii kronika - 2013. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.