Ropička (Beskidy Morawsko-Śląskie, Czechy) – wycieczka górska – 17 marca 2013 r.

Za nami kolejna iście zimowa wycieczka. Początkowo mroźna, ale za to od samego rana dopisywała nam wspaniała pogoda. Nie skłamię chyba, jeżeli powiem, że nawet na chwilę słońce nie schowało się dzisiaj za chmurkę.
Tym razem wybraliśmy się za południową granicę do naszych czeskich sąsiadów. Ale zanim tam dotarliśmy, nasz pilot zafundował nam objazdową wycieczkę po czeskim Cieszynie. Zwiedziliśmy m.in. tyły dworca PKP i okoliczne uliczki.
Naszym celem była Ropička (918 m.n.m.), leżąca w Beskidzie Śląsko-Morawskim. Niestety stojąca tam „Turistická chata Ropička” została wykupiona przez osobę prywatną i obecnie jest nieczynna.
Trasa wycieczki wiodła od miejscowości Morávka, skąd udaliśmy się do Chaty na Kotaři na przerwę obiadową. Skosztowaliśmy czeskich specjalności, m.in. zupy czosnkowej z grzankami, serem i jajkiem. Nasi smakosze tej potrawy ocenili, że zupa była za mało czosnkowa albo ugotowana na chińskim czosnku…
Po udanej sjeście wyruszyliśmy na szczyt Ropički. Trasa nie była już tak łatwa jak wcześniej. Śnieg był grząski, mniej ubity przez innych turystów. Szliśmy mrużąc oczy od oślepiającego blasku odbijającego się słońca. Na szczycie Prezes wręczył nowym członkom legitymacje członkowskie PTT, Andrzejowi, Tomkowi i Karolince.
W związku z zamknięciem chaty na Ropiczce, dalsza trasa uległa małej modyfikacji, bowiem w drodze powrotnej wstąpiliśmy do „hospůdka Atelier” na kufelek Guinnessa – w końcu mamy dzień św. Patryka. W gospodzie panował koci klimat. Były koty na obrazach w dziwnych pozach i sytuacjach, kot malujący obraz, kot przeglądający się w lustrze, były koty wyrzeźbione z drewna, zrobione z porcelany. Był też i prawdziwy kot, który przechadzał się po półkach.
Na koniec postanowiliśmy ulepić ze śniegu nie kota, a oddziałowego bałwana, którego ubraliśmy w oddziałową kamizelkę, czapkę z logo Guinnessa dorzucaną jako gratis do dużego piwa, okulary przeciwsłoneczne i kijki trekkingowe. Bałwan bardzo spodobał się naszym najmłodszym członkiniom, a jedna z nich nazwała go, nie wiedzieć czemu „Szymon”.
Do Bielska-Białej powróciliśmy nieco okrężną trasą pod górami przez Ligotkę Kameralną, Rzekę i Guty.

Asia M.
.

z oddziałowym bałwankiem nieopodal Hospůdka Atelier

Ten wpis został opublikowany w kategorii kronika - 2013. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.