Rysianka (Beskid Żywiecki) – wycieczka górska – 5 kwietnia 2008 r.

Spotkaliśmy się w sobotę, 5 kwietnia, na dworcu głównym PKP w Bielsku-Białej. Uczestnicy, od dziesięciolatków do starszych, nawet i po siedemdziesiątce. Do Rajczy dojechaliśmy pociągiem. Tutaj czekał już, polecony przez Bacę bus, wprawdzie spory, ale nas też było nie mało. Jakoś poukładaliśmy się w nim i bez problemów dojechaliśmy do Złatnej-Huty.
Z ostatniego przystanku mieliśmy godzinę i czterdzieści pięć minut do schroniska na Rysiance. Pogoda, jak zapowiadali, pochmurno – ale nie leje. To już coś. Po drodze co jakiś czas przystajemy. Janek Weigel ze znawstwem zapoznawał uczestników z tutejszymi okolicami, zwyczajami, etymologią nazw miejscowości, szczytów, groni i ludzi tu mieszkających. Uzupełniał go drugi obecny na wycieczce przewodnik, Józek Kittner. Po wejściu w las idziemy już po śniegu, na szczęście zmrożonym i twardym. Mijamy mostek na potoku Bystra, który podczas porządnych zim wygląda pięknie, jak potężne sople lodu sięgają po samą rzekę.
Jeszcze trochę lasem i wychodzimy na polanę. Wszędzie dużo śniegu. Jestem prawie pewny, że z krokusów nici, ale Szymek Baron, który zboczył nieco ze szlaku woła, że są. Na wytopionej ze śniegu łacie jest kilka anemicznych, wschodzących dopiero krokusików. Nie o takie nam chodziło, ale dobrze, że w ogóle coś znaleźliśmy. Za jakiś tydzień, może dwa będzie ich tu tyle co zawsze, czyli najwięcej w Beskidach.
W schronisku na Rysiance nie ma dziś tłoku, a my przechodzimy do schroniska na Hali Lipowskiej. Wkrótce przychodzi reszta uczestników i po chwili ruszamy dalej w kierunku Hali Boraczej. Wybieramy żółty szlak przez Halę Redykalną. Tu na jednej z licznych odśnieżonych polanek Szymek wypatrzył kępkę ze śnieżyczkami. W ruch idą aparaty fotograficzne.
Na trasie mijają nas pojedynczy turyści, małe grupki, a później nawet spore grupy młodych turystów objuczonych sporymi plecakami, idących w stronę Lipowskiej. Ostatni odcinek przed Halą Boraczą, w lesie, a raczej tym, co z niego zostało, nastręcza nam najwięcej kłopotów.
Wreszcie dochodzimy do schroniska na Boraczej, jednak ze wzgledu na brak czasu nie wchodzimy do niego. Chcemy przecież zdążyć na powrotny pociąg do Bielska. Ruszamy w stronę Milówki, dochodząc na dworzec w ostatniej chwili. Z Milówki, pociągiem, wracamy do Bielska-Białej.


.

szukamy krokusów

Ten wpis został opublikowany w kategorii kronika - 2008. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.