„Śladami PTT na Głównym Szlaku Beskidzkim” – prelekcja Roberta Słonki – 17 lutego 2015 r.

Jeden, dwa, trzy, a nawet cztery dni wędrówki w górach… zgoda, może być! Ale czternaście, czy też dwadzieścia dni wędrowania non stop… nie, tego jest za wiele, bo ileż można wędrować tak sobie, dzień po dniu?!
Spokojnie! Można wędrować nawet dwadzieścia dwa dni!
Tyle bowiem czasu potrzebował Robert Słonka i jego znajomi do przejścia prawie całego Głównego Szlaku Beskidzkiego w maju 2013 roku, od Wołosatego w Bieszczadach do Ustronia w Beskidzie Śląskim. Nie chodziło tu bynajmniej o jakieś rekordy, czyli o jak najkrótszy czas przejścia tego najdłuższego w polskich górach szlaku turystycznego liczącego ok. 500 km (różne źródła podają różne długości).
Jak usłyszeliśmy zaraz na początku prelekcji i jak czytamy w popularnej internetowej Wikipedii: „Główny Szlak Beskidzki został wytyczony w okresie międzywojennym. Przebieg części zachodniej (Ustroń-Krynica) został zaprojektowany przez Kazimierza Sosnowskiego i ukończono go w 1929 roku. Wschodnia część, według projektu Mieczysława Orłowicza, została ukończona w 1935 i prowadziła aż do Czarnohory, która znajdowała się wówczas w granicach Polski”.
Tym szlakiem trzeba iść nie tylko po to, żeby „tak sobie”przejść przez liczne pasma i szczyty górskie, odwiedzając po drodze atrakcyjne, często uzdrowiskowe miejscowości. To byłoby za mało! Bo oprócz szlaku turystycznego jest tu jeszcze między innymi kawał pięknej historii Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego, z którą tak właściwie można spotkać się od połowy szlaku, począwszy od Krynicy idąc w kierunku zachodnim, czyli do „naszego” pobliskiego Ustronia.
Właśnie o tej historii mogliśmy dowiedzieć się podczas dzisiejszej prelekcji Roberta Słonki, przewodnika beskidzkiego, pasjonata historii, kolegi z naszego Oddziału PTT w Bielsku-Białej. Temat prelekcji był więc bardzo obszerny, a czas niestety ograniczony.
Wiadomo, że w Beskidach Polskie Towarzystwo Tatrzańskie wybudowało dawniej liczne schroniska. Każde z nich miało i ma (obecnie jako schroniska PTTK) swoją własną, niepowtarzalną historię. Niektóre z nich spłonęły, wybudowano więc nowe, inne przebudowano albo rozbudowano, jeszcze inne powstały całkiem współcześnie w kształcie bacówek albo górskich hoteli. Dzięki Robertowi przyjrzeliśmy się im dokładniej. Zobaczyliśmy więc wszystkie schroniska dawniej (na zdjęciach starych pocztówek) i dziś (na kolorowych zdjęciach Roberta). To właśnie one były głównym miejscem odpoczynku, miejscem, gdzie odzyskiwali nasi turyści na nowo siły i chęci do dalszej wędrówki.
Tym szlakiem trzeba iść nie tylko po to, żeby „tak sobie” przejść…, (celowo powtórzyłam te słowa), bo oprócz schronisk są tam jeszcze: wspaniałe cerkiewki Bojków i Łemków, stare, zabytkowe, drewniane kościółki, kapliczki, cmentarze (wszystkie one gdyby mogły, powiedziałyby tak wiele o miejscowej historii), jak też postawione tu i ówdzie pomniki tym, co polegli podczas wojen i po wojnie… W tych miejscach też trzeba było choć na chwilę zatrzymać się, popatrzeć, a nawet zadumać się…
Niezwykle ciekawe, jak wspomniał Robert, były też górskie, wieczorne rozmowy w schroniskach, albo gdzieś po drodze z turystami lub miejscowymi ludźmi spotkanymi na tym samym szlaku. One też przeszły już do historii, zapamiętanej tak na żywo!
Uzupełnieniem i wytchnieniem po trudach wędrówki były niezapomniane górskie panoramy, no i przyroda nie tylko czterech Parków Narodowych, tak bogata i tak wiosenna, że aż chciało się jeszcze dzisiaj zawołać: dosyć zimy! Czekamy na wiosnę!
Początek szlaku w miejscowości Wołosate oznaczony czerwoną kropką był dla Roberta i jego turystów początkiem wędrówki w kierunku domu. Na taki sam znak, oznaczający metę, musieli jednak solidnie „zapracować” idąc czerwonym szlakiem dwadzieścia dwa dni w pogodzie i niepogodzie, aż do Ustronia. Najcenniejsze dwa zdjęcia zrobione przy tym znaku na starcie i na mecie (trochę do siebie podobne, ale za to niepowtarzalne) jakby spięły klamrą w całość tę turystyczną, niezwykłą przygodę jednocześnie beskidzką, karpacką i polską…
Dzisiaj w salce PTT i BKA przy ul. 3 Maja 1, pełnej jak zawsze turystów i miłośników gór, słychać było czasem słowa szeptane do siebie, albo do ucha sąsiada: „oj, tu byłem (byłam)…, tu też spałem (spałam)…, pamiętam to schronisko…, tam też byłem (byłam)…” itd. Można więc było tak przy okazji powspominać na tej prelekcji swoje górskie przeżycia, bo wielu z nas z pewnością kiedyś albo przeszło cały Główny Szlak Beskidzki (kto?), albo chociaż jego część, albo cały szlak w kawałkach na raty…
Piękny temat prelekcji Roberta Słonki, jak zawsze z sercem starannie przygotowany o naszych polskich górach, był tak obszerny i długi, jak to przejście Głównym Szlakiem Beskidzkim im. Kazimierza Sosnowskiego, który trwale oznaczony na mapach przebiega od Bieszczad przez Beskid Niski, Beskid Sądecki, Gorce, Beskid Żywiecki i Makowski aż do Beskidu Śląskiego, albo odwrotnie, jak kto woli.

CS
.

Robert Słonka w trakcie prelekcji

Robert Słonka w trakcie prelekcji

Ten wpis został opublikowany w kategorii kronika - 2015. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.