„Spitsbergen” – prelekcja Marka Frączka – 13 stycznia 2015 r.

Ośnieżone góry, fiordy, lodowce, białe noce, noclegi na campingu pod namiotem na wyspie, której już sama nazwa brzmi jak sen…, a do tego tylko plus 9 stopni Celsjusza latem… Czy to wszystko było ich wielkim marzeniem? Chyba tak, bo marzenia są po to, aby je realizować.
Zacznijmy jednak od początku. Troje odważnych turystów zorganizowało indywidualnie wyjazd w daleki, północny świat, aż na Spitsbergen, gdzie wydawałoby się, że tam ziemia jest jedną z najmniej gościnnych miejsc na ziemi, gdzie latem jest jasno i zimno, gdzie nie ma ani jednego drzewka, gdzie królem jest biały niedźwiedź polarny…
Spitsbergen znaczy spiczaste góry. To jedna z wysp (największa) w archipelagu Svalbard, na Morzu Arktycznym. Leży on ok. 640 km na północ od stałego lądu Norwegii i ok.1300 km od bieguna północnego. Sam archipelag jest mało przyjazny dla ludzi, bowiem połowę jego powierzchni pokrywają lodowce, a ziemia skuta jest wiecznym lodem. Dlatego też liczba mieszkańców jest tu tak niewielka, zaledwie ok. 3000 osób.
Pojechać na Spitsbergen jeszcze do niedawna było marzeniem wielu podróżników i turystów. Tymczasem jakby niepostrzeżenie świat z Svalbardem włącznie stał się i mały, i bliski. Trzeba więc najpierw marzyć, potem chcieć, a potem wziąć się do dzieła i realizować te marzenia. Udowodnili to właśnie oni, trzej odważni turyści (nie boję się tak napisać), którzy w ub. roku na przełomie czerwca i lipca spędzili aż 11 dni w rejonie głównego osiedla na Spitsbergenie, w Longyearbyen. To właśnie od tego miejsca zaczyna się dla każdego turysty polarna przygoda. Nasi odważni „polarnicy” to: Bogdan i Piotr oraz syn Bogdana, czyli nasz dzisiejszy prelegent i gość, Marek Frączek.
Czy tam można mieszkać i pracować, czy tam żyją oprócz białych niedźwiedzi jeszcze inne zwierzęta, co tam w ogóle rośnie…? Odpowiedź w postaci zdjęć z interesującym komentarzem zaspokoiła naszą zwykłą ciekawość dalekiego świata. Zupełnie inaczej wyobrażaliśmy sobie tę polarną wyspę. Nie wiem, czy tak samo mogliby na ten temat powiedzieć licznie zebrani uczestnicy dzisiejszego spotkania w salce BKA i PTT w Bielsku-Białej.
Większość czasu nasi turyści-polarnicy przeznaczyli na ogólne zwiedzanie miejscowości Longyearbyen. Z opowiadania Marka widać było, że spędzali go aktywnie i nie zmarnowali ani chwili darowanej im na tej wyspie. Trudno o wszystkim tu napisać. Wymienię tylko to, co było najważniejsze: Muzeum Arktyki, port, cała infrastruktura potrzebna mieszkańcom i turystom, międzynarodowy bank nasion, pozostałości po przemyśle górniczym itd.
Pogoda raczej nie sprzyjała wędrówkom górskim, ale patrząc na to, co było później, po tej wyprawie, można rzec, że wcale tak źle nie było, bo mogło być po prostu gorzej. Naszym dzielnym turystom, kochającym góry, udało się jednak zorganizować jedną, górską wycieczkę. Byli przecież na górzystej wyspie, której najwyższa góra to Newton-Toppen 1713 m n.p.m.
Któregoś dnia poszli więc w góry, w kierunku pobliskiego szczytu Nordenskjold (1050 m n.p.m.), ale… rozmiękłe o tej porze śniegi na płaskowyżu skomplikowały zdawałoby się dalsze proste przejście zamierzonej trasy. Buty mimo wszystko przemakały. Musieli odpuścić i zawrócić. Szybko więc zrozumieli, że to nie ta pora roku do wędrowania po Spitsbergenie, chyba, że na nogach założone będą kalosze. Nowe, cenne doświadczenie! W góry trzeba by wybrać się w marcu lub w kwietniu… A latem, które trwa krótko, można raczej zwiedzać i wszystko naokoło podziwiać, również bogactwo tundry z jej drobnymi roślinkami i kwiatuszkami trzęsącymi się z zimna…
Ciekawostką, dotychczas nie spotykaną na prelekcjach, była broń, tajemnicza i jakże ponoć potrzebna, wręcz wymagana w terenie poza osiedlem. Niespotykane nigdzie dotąd znaki drogowe z białym niedźwiedziem na trójkątnej tablicy wyraźnie straszyły, a może i ostrzegały…licho wie!
Na czas trwania tej jednej, jedynej górskiej wycieczki nasi turyści zmuszeni byli wypożyczyć broń oczywiście z nabojami. A wszystko to na ewentualność spotkania niedźwiedzia, białego, polarnego, groźnego, którego obecność w tym miejscu i o tej porze roku była raczej znikoma. Ale broń według obowiązujących tam przepisów musiała być! Choć wszyscy mocno powątpiewali w możliwość jej użycia, to czy aby na pewno potrafiliby się nią w razie potrzeby posłużyć? Chyba nieeeeee! No bo jeden z nich miał przy sobie tę wypożyczoną strzelbę, drugi miał naboje, a trzeci uprawnienia do strzelania… Samo życie! Dobrze, że niedźwiedzie nic o tym nie wiedziały…!
Jak nasi turyści dostali się tam, na Spitsbergen? Całkiem prosto. Samochodem pojechali do Oslo (ok. 1600 km), a stamtąd samolotem prosto na Spitsbergen. Lotnisko położone jest 5 km od najważniejszej osady tej wyspy. Droga powrotna była podobna.
Ciekawe były zdjęcia z przelotu nad Lofotami, czyli wyspami Norwegii za kołem podbiegunowym, o których słyszeliśmy, i które widzieliśmy już na niejednej prelekcji. Teraz zobaczyliśmy Lofoty z lotu ptaka. Inne, ale też piękne! Na „deser” Marek pokazał nam też w skrócie słynną Drogę Trolli. No bo być w Norwegii, i nie „zahaczyć” przy okazji tej wyprawy o taką perłę…
Dzisiejszy prelegent młodego pokolenia ma dalsze, śmiałe plany i to już na ten nowy, ledwie co rozpoczęty rok 2015. Chce wrócić na Spitsbergen, chce tam zrobić to, czego nie udało mu się zrealizować tym razem. Zdobyte doświadczenie z 2014 roku z pewnością przyda mu się na kolejnej wyprawie. Teraz już dobrze wie, czego chce. Ciągnie go tam bardziej niż gdzieś indziej…, a te niezwykłe marzenia zdradził nam szczerze i z uśmiechem na koniec spotkania. Bo po to one są, żeby je realizować!
Marku! Pięknie dziękujemy Ci za tę ciekawą prelekcję. Twój świetny i zwięzły komentarz do zdjęć z wyprawy przyczyniły się do tego, że poznaliśmy bliżej Spitsbergen, i że być może jeszcze dzisiaj komuś z nas zaświtała w głowie iskierka pomysłu: a może by jednak tam kiedyś pojechać, zobaczyć i coś oryginalnego przeżyć?

CS
.

Marek Frączek w trakcie prelekcji

Marek Frączek w trakcie prelekcji

Ten wpis został opublikowany w kategorii kronika - 2015. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.