Strážov (Góry Strażowskie, Słowacja) – wycieczka górska – 20 maja 2017 r.

Sobotnia wycieczka na Słowację na najwyższy szczyt Gór Strażowskich nie była ani za długa, ani zbyt trudna. Była interesująca. Wszyscy uczestnicy wycieczki (43 osoby, w tym: 1 dziecko) byli dobrze kondycyjnie przygotowani do górskiej wędrówki pod przewodnictwem Janka Nogasia.
Z Bielska-Białej wyjechaliśmy autobusem o godzinie 7:00. Trasa przejazdu 140 km przez Żywiec, Zwardoń, Żylinę do Čičman trwała niewiele ponad 2,5 godziny.
W słynnej miejscowości Čičmany położonej na wysokości 646 m n.p.m. rozpoczęliśmy wędrówkę w pobliskie Góry Strażowskie. Żółtym szlakiem doszliśmy do Przełęczy Samostrel (756 m n.p.m.), a następnie zielonym do Luka pod Strażovom (1130 m n.p.m) i dalej na szczyt Strażowa (1213 m n.p.m).
Co ciekawe, nie szliśmy tym razem w błocie, bo nie było deszczu i zapowiadanej burzy. Temperatura o połowę mniejsza niż poprzedniego dnia wyraźnie zachęcała do pójścia w góry, na rozgrzewkę… Były za to mgły (a może był to niski pułap chmur?) szczelnie otulające „naszą” górę. Szliśmy prawie cały czas bukowym lasem sprawnie pokonując „huśtawkową” trasę typu: góra – dół, góra – dół… Dopiero przed samym szczytem Strażowa przeszliśmy rozległe, mało widokowe dwie polany, ale za to ładnie utrzymane i niczym nie zarośnięte.
Dzisiejsza trasa była nadzwyczaj spokojna, bo tłumów turystycznych (poza oczywiście naszą liczną grupą) nie było. Było rześko, zielono, majowo, kwieciście i czosnkowo.
Strażow dzisiaj jakby specjalnie dla nas pilnie strzegł swoich z pewnością pięknych widoków panoramicznych. Cóż, chyba trzeba będzie powrócić w te Strażowskie Góry, może któregoś złoto-jesiennego dnia będziemy mieli tu więcej szczęścia do widoków…???
Sam szczyt jest skalistym urwiskiem, na którym postawiono dwie okrągłe tablice informujące o tym, co można z tego miejsca zobaczyć. Nieco poniżej słowacki dwuramienny krzyż spogląda w stronę okolicznych miejscowości.
Jeszcze tylko kilka grupowych zdjęć robionych na raty, jeszcze wpis do pamiątkowej książki, jeszcze ostrożne spojrzenie ze skarpy w dół i… komu w drogę ten ma iść z powrotem do szlaku czerwonego, aby nim dalej dojść do celu, do miejscowości Čičmany.
To właśnie tu, około godziny 14:30 zamknęliśmy kółko naszej górskiej wędrówki. Teraz można było dowolnie, na prawdziwym luzie spędzić wolny czas. Większość z nas spacerowała po „pierniczkowej” wiosce podziwiając zabudowania drewniane misternie pomalowane w białe ornamenty, inni zaś odpoczywali przy tradycyjnej zupie czosnkowej i małym kufelku słowackiego piwa.
O tej miejscowości liczącej około półtora tysiąca mieszkańców, położonej w sercu Gór Strażowskich w Čičmańskiej Dolinie można by wiele napisać. Historia wioski Čičmany, tradycja haftów i zewnętrznej dekoracji domów w formie stylizowanych wzorów geometrycznych i ornamentów jest tu bowiem niezwykła, nie spotykana gdzie indziej na Słowacji i w Europie Środkowej. Na jednej z tablic w centrum wsi przeczytaliśmy następującą informację: „Dekoracja ornamentalna w przeszłości ograniczała się do prostych elementów (ukośne linie, fale, krzyżyki) i pełniła funkcję ochronną i konserwacyjną. Później zaczęły się na zewnętrznych ścianach wzory inspirowane haftem cziczmańskim, które wraz ze swoimi nazwami zachowały się do dzisiaj. Najczęściej stosowane modele: dzikie fale, koguty, gwiazdy, pióra, serduszka dupki kurczaka, wykrętki, baranie rogi, szklanki”.
W 1977 roku uznano 136 obiektów za skansen budownictwa ludowego i stara zabudowa podlegała od tej pory ochronie. Wyróżnia się wśród nich piętrowy Dom Radena (nr 137), w którym niektórzy z nas zobaczyli Muzeum prezentujące przedmioty codziennego użytku i sposób życia mieszkańców wioski we wszystkich etapach życia.
O godzinie 16:00 (a więc punktualnie i sprawnie) wyruszyliśmy autokarem w drogę powrotną, a już ok. 18:30 szczęśliwie i bez korków dojechaliśmy do Bielska-Białej.
Czy to był może krótki sen? Nie!
To była fajna, oryginalna wycieczka na Słowację z dobrym pomysłem na góry i na „coś jeszcze” do zwiedzania.
Do zobaczenie na następnej wycieczce!

CS
.

nasza grupa na starcie wycieczki

Ten wpis został opublikowany w kategorii kronika - 2017. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.