Szyndzielnia, Klimczok (Beskid Śląski) – wycieczka górska – 29 stycznia 2012 r.

Na prośbę kilku członków Zarządu Głównego PTT, aby w ramach organizowanego przez nasz Oddział posiedzenia ZG zorganizować jakąś wycieczkę górską, już na początku roku postanowiliśmy, że w tę niedzielę udamy się na Szyndzielnię. Miało być krótko, aby Ci, którzy przyjechali z całej Polski, mogli o sensownych porach wrócić do domów.
Niestety, nikt z członków Zarządu Głównego nie wybrał się na wycieczkę, a na parkingu pod Dębowcem spotkaliśmy się w trójkę (Ala, Tomek i Szymek). Ponieważ na plakacie napisaliśmy, że spotkanie spotykamy się na ostatnim przystanku MZK, tam też udaliśmy się w pierwszej kolejności.
Na przystanku zamiast kolejnych uczestników wycieczki spotkaliśmy cztery osoby z bielskiego AKPG, które tego dnia wybrały się wycieczkę narciarską retro. Razem z nimi udaliśmy się najpierw niebieskim, a następnie od Przełęczy Dylówki zielonym szlakiem do schroniska na Szyndzielni. Wyrazy uznania należą się tu Frankowi, który swoje wiekowe narty wtargał na ramieniu aż do schroniska…
Po drodze, dzięki mającej miejsce inwersji, mieliśmy okazję obejrzeć piękną panoramę spod Sahary na Beskid Mały.
A w schronisku krótka przerwa i sms od Ewy, że wjeżdża kolejką i będzie za 20 minut… Postanowiliśmy poczekać i po krótkiej naradzie doszliśmy do wniosku, że skoro nie ma nikogo, komu zależy na szybszym powrocie do domu, postanowiliśmy udać się na Klimczok. Wychodząc przed schronisko spotkaliśmy Andrzeja, który spóźnił się na poranną zbiórkę i próbował nas pieszo dogonić, co w końcu mu się udało. Droga na Klimczok nikomu nie dała w kość, bo nie dość, że odległość nie była imponująca, to jeszcze cała trasa została wyratrakowana i czuliśmy się jak na chodniku w centrum miasta. Ze szczytu mieliśmy za to okazję obejrzeć piękne widoki z Babią Górą i Pilskiem na czele, a także majaczącymi pomiędzy nimi Tatrami. Szkoda, że nie dotarliśmy tu godzinę wcześniej, bo widoki na pewno byłyby piękniejsze.
Gdy jako dalszy wariant trasy wybraliśmy zielony szlak na Przełęcz Kołowrót, Ewa oznajmiła, że profilaktycznie kupiła bilet na kolejkę w dwie strony i spokojnie wróci sobie na Szyndzielnię. Trudno… W czwórkę udaliśmy się w stronę Kołowrotu. Trasa, mimo iż przetarta, na początku była bardzo ciężka, lecz im bliżej było do celu, tym stawała się bardziej ubita i przyjemna. Współczuliśmy tym, którzy udali się w przeciwnym kierunku, bo im z kolei z każdym krokiem dawała bardziej w kość.
Z przełęczy Kołowrót zeszliśmy do leśniczówki w Olszówce, gdzie akurat trafiliśmy na karmienie dzikiej zwierzyny. Stojąc w oddali udało nam się zrobić kilka zdjęć.
Na parking, gdzie zakończyliśmy wycieczkę, dotarliśmy zgodnie z planem o 15:30.

SB
.

nasza piątka na Klimczoku

Ten wpis został opublikowany w kategorii kronika - 2012. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.