„Tajemnicza góra Mayer Kangri na tybetańskim płaskowyżu Chang Tang” – prelekcja Janusza Majera – 14 listopada 2012 r.

Ten listopadowy wieczór, członkowie i sympatycy PTT (i nie tylko) spędzili w ulubionej Sali im. Zofii Kossak-Szczuckiej w Książnicy Beskidzkiej w Bielsku-Białej.
Swoją liczną obecnością odpowiedzieli oni kolejny raz na zaproszenie Bielskiego Klubu Alpinistycznego, Książnicy Beskidzkiej i Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego na prelekcję i prezentację przeźroczy. Tego dnia gościliśmy Janusza Majera, alpinistę, himalaistę i podróżnika.
Podczas spotkania nasz gość opowiedział o wyprawie w dziewiczy, trudno dostępny i atrakcyjny alpinistycznie płaskowyż tybetański Chang Tang. Celem jej było wejście na szczyt Mayer Kangri (6286 m n.p.m).
Siedząc wygodnie przed dużym ekranem i wsłuchując się w opowieść Janusza Majera, przenieśliśmy się do Tybetu, w rejon rozległej grupy górskiej, nieznanej (albo bardzo mało znanej) i tajemniczej. Nazywa się ona… Nyainqentanglha-West. Tak, tak, jesteśmy w Tybecie, w regionie autonomicznym Chińskiej Republiki Ludowej. Język, jak widać, jest dla nas bardzo komplikowany.
Na przełomie września i października 2008 roku ta wyprawa, miała ostatecznie charakter rekonesansu. Janusz Majer razem z Grzegorzem Chwołą, w towarzystwie przewodnika i kucharza, wraz z dwoma kierowcami podróżowali dwoma samochodami po tym rejonie Tybetu. W największym skrócie pisząc, wyprawa przemierzała od Lhasy (stolica Tybetu) do miejscowości Nyima i dalej na przełęcz na wysokości 5120 m n.p.m. w Transhimalajach. Po jej przekroczeniu zostali oni zatrzymani przez chińskie wojsko i zmuszeni byli wrócić do Lhasy. Podjęli jednak kolejną próbę dotarcia do Nyima, ale już inną drogą. Po biwaku wrócili znów z powrotem i pojechali do miasta Nakchu, a następnie założyli bazę u podnóża masywu Mayer Kangri. Droga powrotna wiodła nad piękne jezioro Nam Tso Chukmo i do świętego wzgórza Tashi Door. Wreszcie do pokonania była kolejna przełęcz na wysokości 5150 m n.p.m. i powrót do Lhasy. Tak wyglądała w skrócie podróż, którą zorganizowało biuro turystyczne w Kathmandu.
Dla nas, słuchaczy i widzów interesujące były zarówno fotografie samego płaskowyżu tybetańskiego Chang Tang, jego skąpa roślinność, wspaniała fauna, jak też, a może przede wszystkim miejscowi ludzie, nomadowie, ich życie i zwyczaje. Księżycowe krajobrazy z ośnieżonymi górami zrobiły na nas niemałe wrażenie. Cenny też był bezpośredni komentarz z ust samego uczestnika tej wyprawy.
Warto było przyjść na dzisiejsze spotkanie z Januszem Majerem, warto było popatrzeć na tajemniczą, nieznaną górę Mayer Kangri. Warto było zobaczyć płaskowyż tybetański, do którego dostępu w niektórych okręgach tak bardzo bronią wojsko i przepisy chińskie.
Ażeby wejść na szczyt góry Mayer Kangri, trzeba mieć zezwolenie wspinaczkowe. Z kolei, aby otrzymać takie zezwolenie, trzeba…, ale to już jest osobny temat.
Janusz Majer jest szczęściarzem, jeśli wolno mi tak napisać. Zobaczył bowiem na tejże wyprawie „swoją” górę, która, jak sam powiedział, „chociaż fonetycznie przypomina moje nazwisko”. To było zresztą jego wcześniejsze marzenie, które czekało na realizację sporo lat.
„5 października 2008 r. przeprowadziliśmy udany rekonesans w kierunku wschodniego szczytu masywu Mayer Kangri. Atak wykonany został z bazy w kierunku północnym, a następnie północno-zachodnim. Ku szczytowi podchodziliśmy skalistym grzbietem, nie napotykając niemal żadnych trudności technicznych. Raki i czekany pozostawały w plecakach, dawała jednak o sobie znać wysokość, która zmuszała nas do odpoczynków co kilkadziesiąt kroków. Grzegorz Chwoła wszedł na ten szczyt, dla którego przyjęliśmy nazwę Mayer Kangri I East (6093 m). Końcowy odcinek wymagał brnięcia w nawianym śniegu lub stąpania po lodowej skorupie. Wiał wściekły wiatr. Na szczycie ułożył kopczyk i zrobił kilka zdjęć… Kiedy skulony przed wiatrem odpoczywał na wierzchołku, całkiem blisko podlatywał do niego wielki orzeł. Ja osiągnąłem wysokość 5865 m”. Te słowa Janusza Majera zamieścił Głos Seniora nr 02 z 2009 r. w artykule pt. „24 dni w Tybecie”. Warto do niego zajrzeć i przeczytać .
Po tej wyprawie, przywiezione fotografie stały się materiałem do szczegółowych opracowań. Mieliśmy okazję zobaczyć te opracowania i… podziwiać!
Janusz Majer ma jednak kolejne marzenia. O jednym z nich powiedział nam mniej więcej tak: „Marzeniem moim jest wrócić tam i zrobić zdjęcia grup górskich, których dotąd nikt nie sfotografował”.
My też mamy swoje marzenia, trochę skromniejsze. Tymi marzeniami są chociażby spotkania z alpinistami, himalaistami czy też podróżnikami. Trzeba to napisać, że dzięki zaangażowaniu Jana Weigla i Szymona Barona, nasze marzenia, o których napisałam powyżej, też się spełniają. Dzisiejsze spotkanie z Januszem Majerem jest tego przykładem.
Muszę też na koniec dopowiedzieć, że wśród publiczności byli obecni również niezwykli goście, himalaiści. Wśród nich rozpoznałam: Wojciecha Kapturkiewicza, Jerzego Walę, Mariana Bałę i Andrzeja Popowicza, członka naszego Oddziału PTT w Bielsku-Białej. Cykl imprez „Wspaniały świat gór wysokich” pozwolił nam wcześniej ich poznać.

CS
.

Janusz Majer w trakcie prelekcji

Ten wpis został opublikowany w kategorii kronika - 2012. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.