Wielki Chocz (Góry Choczańskie, Słowacja) – wycieczka górska – 12 maja 2013 r.

Gdy na zegarku wybiła godzina 18:15, to wtedy szczęśliwie dojechaliśmy dwoma samochodami do Bielska-Białej. Kolejny już raz przywieźliśmy ze sobą spory bagaż wrażeń z górskiej wycieczki na Słowację. Właśnie o tych wrażeniach opowiem Wam teraz w największym skrócie.
„Ośmiu wspaniałych” turystów, młodych i „nieco” starszych, niezmordowanych i niezwykle mocno uodpornionych na przeciwności pogodowe, ruszyło żwawo na szlak turystyczny prowadzący na szczyt, ten dosyć wysoki, zaplanowany na dzisiaj. Byli to członkowie Oddziału PTT w Bielsku-Białej.
Razem, z podobnie turystycznie zatwardziałymi koleżankami i kolegami z Oddziału PTT w Mielcu (i z ich zaprzyjaźnionych Oddziałów), wyruszyliśmy z Wyżnego Kubina zielonym, a od Drapacza czerwonym szlakiem na górę, przed którą niejeden wytrawny turysta pokornie i z wielkim szacunkiem chyli głowę. Ta góra to Wielki Chocz (1611 m n.p.m.). Jest ona najwyższą, samoistną kulminacją masywu Choczańskich Wierchów. W skład tego masywu wchodzą także: Mały Chocz (1465 m n.p.m.), mało wybitny i zalesiony Zadni (1288 m n.p.m.) oraz widokowy Przedni Chocz (1249 m n.p.m.).
Wejście planowe z Wyżnego Kubina na szczyt Wielkiego Chocza trwa „zaledwie” trzy godziny w górę i ciągle w górę, non stop w górę. Różnica przewyższenia wynosi tu ponad tysiąc metrów. Jak na jeden dzień wędrówki to tak w sam raz!
Na szczycie Wielkiego Chocza byliśmy dokładnie o godzinie 12:30, nawet pół godziny wcześniej niż zakładał plan. Pobyt na górze trwał niestety dosłownie kilka minut, bardzo krótko, gdyż musieliśmy z niej szybko schodzić, żeby nie powiedzieć… uciekać! Ale o tym opowiem później.
Schodziliśmy ze szczytu najpierw zielonym szlakiem, a później niebieskim do miejscowości Valaska Dubova. W tej miejscowości, tuż za kościołem stoi sobie Janosikowa Karczma, w której mogliśmy chociaż na chwilę zrzucić z siebie mokre odzienie, mogliśmy odpocząć, wypić kawę, herbatę i zjeść coś gorącego.
Wycieczka na Wielkiego Chocza dla niektórych z nas była pierwszą w życiu na ten szczyt, dla innych była odświeżeniem i przypomnieniem obrazów sprzed lat z tej pięknej i niezwykle ukwieconej góry. Wszystko, od początku do końca zrealizowaliśmy zgodnie z planem. Tylko… było jedno wielkie, niezaplanowane „ale”…
Gdyby nie gęste, ciężkie chmury i mgły, gdyby nie deszcz i grzmoty burzowe, gdyby nie to, że tak naprawdę niewiele mogliśmy zobaczyć na tej pięknej trasie, gdyby nie zerowa widoczność ze szczytu , gdyby nie przemoczone prawie wszystko, co miało się na sobie i ze sobą, to dzisiejsza wycieczka zapisałaby się wyraźniej w postaci wielu kolorowych i słonecznych zdjęć, a także w naszej pamięci w postaci wspaniałych wypoczynkowych chwil spędzonych w ciepłym słonku na zielonej, majowej trawce z widokami zapierającymi dech w piersiach.
Gdyby… ileż razy można w kółko powtarzać to słowo… Gdyby była dobra pogoda, to ze szczytu widzielibyśmy Małą i Wielką Fatrę, Tatry i Niskie Tatry, Beskidy z Babią Górą na czele… i tak dalej… gdyby…
Ale nie myślcie sobie, że było nam dzisiaj tak ponuro i źle, wcale tak nie było! Właśnie było bardzo sympatycznie, mieliśmy bowiem wiele czasu i okazji na pogawędki z turystami z Oddziału PTT z Mielca, którzy uczestniczyli w swoim wielodniowym 47 Rajdzie „Karpatia”. Czuło się wśród nich bratnie dusze, kochające góry i górskie wędrówki. Wielkie dzięki, żeśmy się z nimi poznali, spotkali i weszli razem na Wielkiego Chocza, a potem z niego zeszli.
Burza, która nam dzisiaj tak wiernie towarzyszyła przez kilka godzin, krążyła to tu, to tam, ale jednak stale przybliżała się do nas. Pod samym szczytem naszej góry odzywała się jeszcze głośniej, jakby chciała nam powiedzieć, że: „ja tu rządzę, to moja góra…”. Ciekawe, że nie widzieliśmy dzisiaj błyskawic w tych grubych chmurskach, za to głos przybliżał się do nas coraz wyraźniej, lekko strasząc co niektórych…
Na dole, gdy dochodziliśmy do Valaski Dubovej, deszcz i burza były już tak nieznośne, że trzeba było w szybszym tempie, a raczej prawie biegiem schronić się pod dachem w Karczmie.
Na samym szczycie Wielkiego Chocza byliśmy – jak już wcześniej wspomniałam – bardzo krótko, dosłownie chwilę. Padający równo i mocno deszcz, do tego chmury i mgła, no i ta nieszczęsna burza, uniemożliwiły nam przeżycie tej prawdziwej radości z wejścia na górę tak wysoką i tak dostojną. Zrobienie jakiegokolwiek zdjęcia było niełatwe, a tradycyjne zdjęcie grupowe na szczycie Wielkiego Chocza zrobimy sobie na następnej wycieczce, może jeszcze w tym roku. Postanowiliśmy bowiem, że musimy jeszcze raz wrócić tu i wyjść tam, wysoko na szczyt, aby zobaczyć z niego to, czego dzisiaj nie widzieliśmy i aby nacieszyć oczy tym wspaniałym górskim światem.
Aktualnie, górna część Wielkiego Chocza ukwiecona była pierwiosnkami, których kwiaty na długiej łodyżce osiągały wysokość do około 25 cm! Zawitły też fiołki leśne i dzwonki alpejskie. Za dwa tygodnie szata roślinna będzie tu z pewnością inna, później znowu inna, i tak stale będzie zmieniać się aż do zimy. Warto więc wrócić w te strony i na tę górę będącą Rezerwatem Przyrody, dla tych pięknych widoków i jakże bogatej roślinności.

CS
.

grupa bielska przed Janosikową Karczmą

Ten wpis został opublikowany w kategorii kronika - 2013. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.