Dolina Kieżmarska (Tatry Wysokie, Słowacja) – wycieczka górska – 30 czerwca 2019 r.

Pełny duży autobus górskich wycieczkowiczów, młodych, starszych i najstarszych członków i sympatyków PTT O/Bielsko-Biała odjechał z tradycyjnego miejsca zbiórki, czyli z dolnej płyty parkingu przy dworcu. Kierunek – Tatry Wysokie na Słowacji. Swoją daleką podróż rozpoczęliśmy tuż przed wschodem słońca, punktualnie o godzinie 4:30 przejeżdżając znaną nam dobrze trasą przez Korbielów, a potem skrótem przez Słowację do Nowego Targu, przez Białkę Tatrzańską i Jurgów do celu.
Była godzina 7:30, gdy wyruszyliśmy z parkingu Biała Woda Kieżmarska żółtym szlakiem w kierunku Zielonego Stawu Kieżmarskiego (1541 m n.p.m.). Na początku wędrówki przewodnik Jan Nogaś zadbał o tradycyjne zbiorowe zdjęcie z banerem do kroniki PTT i na Facebook, bo przecież trzeba było ogłosić – być może – jeszcze niedzielnym śpiochom, że my już wędrujemy i to gdzie!!!
Tu też szybko nastąpił podział turystów na trzy podgrupy: szybko chodzących, średnio chodzących i tych całkiem wolno chodzących. Wybór grupy należał do każdego z nas.
Ci pierwsi zapaleńcy ponad wszelką miarę po osiągnięciu Chaty nad Zielonym Stawem wyruszyli żwawo na Jagnięcy szczyt (2230 m n.p.m.) i po ponad pięciu godzinach szybkiego marszu do niego dotarli! Wielkie gratulacje dla tej dzielnej 9. osobowej grupy!
Ci drudzy, z przewodnikiem włącznie, mieli więcej czasu na nieco wolniejszą wędrówkę Doliną Kieżmarską, bo tylko taka wędrówka pozwalała dłużej zachwycić się wszystkim naokoło: niezwykłą scenerią górską, szczytami sięgającymi nieba, a więc Tatrami Wysokimi z Łomnicą i Małym Kieżmarskim, Jastrzębią Turnią na czele oraz sąsiadującymi po drugiej stronie Tatrami Bielskimi. Kilka osób z tej grupy powtarzało kolejny raz wędrówkę po Dolinie Kieżmarskiej. Niektórzy z nich wyruszyli od Białego Stawu na pobliską przełęcz w celu zaspokojenia górskiej ciekawości typu: co tam, czyli wyżej o 300 metrów i dalej o 2 km można jeszcze zobaczyć?
Ostatnia, niewielka grupa starszych i najstarszych turystów dzielnie podchodziła usłanym kamieniami 7,5 km szlakiem – drogą, przysłuchując się głośno szumiącej wodzie potoku Kieżmarskiego i nieco dłużej przyglądając się temu wszystkiemu, czym co rusz zaskakiwała tatrzańska uroda tych stron.
Wszystkim, bez wyjątku wszystkim nielekko szło się w tym straszliwym upale. Plus 30 stopni, a może i więcej (?!), mocno prażące słońce przy zerowym zachmurzeniu wycisnęły z nas duże ilości potu. „Wróciły afrykańskie upały” – usłyszałam w prognozie pogody na dzisiaj. Na szczęście zaopatrzeni byliśmy w duże ilości wody mineralnej i innych napojów.
Duże, niezapomniane wrażenie zrobiły na nas oba jeziora i ich górskie otoczenie. Zielone jezioro, a tuż nad nim Chata (1541 m n.p.m.) i to drugie Białe (1610 m n.p.m.) zarastające z bagnistym brzegiem sprawiły, że zatrzymaliśmy się przy nich nie na krótko, ale na dłużej! Janek miał rację, że dał nam stosunkowo dużo czasu na pobyt przy nich, bo inaczej… byłoby nam żal… bieg i bieg do przodu nie wchodził tu w rachubę. No bo jak tu iść dalej, skoro te miejsca były tak urokliwe!
Już podczas jazdy autobusem przewodnik przygotowywał nas teoretycznie do zaplanowanej trasy. Wielu z nas przeszło nią dzisiaj po raz pierwszy w życiu (w tym pisząca tę relację). Na miejscu przy Chacie i przy obu jeziorach w otoczeniu majestatycznych górskich kolosów też zapoznawał nas z poszczególnymi szczytami cierpliwie odpowiadając nieraz na te same pytania, wszak była nas liczna grupa i nie każdy usłyszał słowa Janka zapatrzywszy się na turnie i pionowe ściany nie mieszczące się w kadrze aparatu. Był więc czas na zrobienie dziesiątek zdjęć, na rozpracowanie panoram, które swoim pięknem porównywaliśmy do tej znanej wszystkim po polskiej stronie Tatr. Był czas na różne opowieści o tym cudownym miejscu, na słynną legendę o ukrytym klejnocie na pobliskiej Jastrzębiej Turni, o polskich taternikach wspinających się po 900 metrowej północnej ścianie Małego Kieżmarskiego Szczytu, o schronisku oddanym w 1942 roku i spalonym 32 lata później, o jednym z najstarszych szlaków w Tatrach, który sławę zawdzięcza pierwszej znanej z imienia i nazwiska turystce Beacie Łaskiej, która niecałe 500 lat temu odwiedziła Dolinę Kieżmarską, o tatrzańskich perfumach produkowanych od 1896 roku obok Białego Stawu w wytwórni olejków z pędów kosówki i limby… Dużo można by tu jeszcze dopisać. Ale…
Czas wrócić na ziemię, a raczej na szlak. W drogę powrotną wyruszyliśmy niebieskim szlakiem, a następnie powtórką żółtego w kierunku parkingu Biela Woda. Żar dalej lał się z nieba, a my dopijaliśmy ostatnie resztki napojów z plastikowych butelek. Zgodnie z planem, czyli o godz. 17:00 odjechaliśmy z parkingu przez Jurgów do Polski, ale… niezgodnie z planem dojechaliśmy do Bielska-Białej (czytaj: korki, korki, korki, a przed nimi następne korki od Nowego Targu aż do Makowa Podhalańskiego!). Była godzina 21:30 i nawet już zmierzchało, gdy po długiej podróży mogliśmy – mimo wszystko szczęśliwi i zadowoleni z udanej wycieczki – wysiąść z autobusu. Głośno wtedy umawialiśmy się na następną górską wycieczkę do Czech, na Pradziada. Bo nam ciągle mało gór… Przeszliśmy dzisiaj około 600 metrów przewyższenia, a długość trasy wyniosła około 17 km. Ta statystyka nie dotyczy turystów, którzy byli na Jagnięcym szczycie.
Zerwaliśmy kolejną, już ostatnią w I półroczu 2019 roku, gorącą kartkę z kalendarza. Poznaliśmy nowy, dla wielu z nas nieznany zakątek Tatr Wysokich po drugiej stronie granicy. Tak daleki wyjazd, w taaaką pewną pogodę, przy tak długim dniu bez jednej chmurki na niebie, nie zdarza się często.
Dziękujemy za piękną wycieczkę!

CS
.

ekipa przy Zielonym Stawie Kieżmarskim i schronisku

.

Ten wpis został opublikowany w kategorii kronika - 2019. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.