„Góry i fiordy południowej Norwegii” – prelekcja Andrzeja Ziółko – 4 marca 2014 r.

Kiedy w lipcu 2013 roku u nas i w całej Europie było kalendarzowe lato, to w górach Norwegii była jeszcze prawdziwa zima. Była też wtedy niezwykła podróż po Skandynawii, której częścią były góry i fiordy południowej Norwegii. Właśnie o niej opowiedział nam podczas tradycyjnej, wtorkowej prelekcji jej uczestnik, Andrzej Ziółko, kolega z naszego Oddziału PTT w Bielsku-Białej.
Podczas prelekcji zdjęcia przeplatały się z filmami i bieżącym komentarzem Andrzeja, dzięki temu razem z nim, jakby „na żywo” uczestniczyliśmy w jego norweskiej, przepięknej przygodzie.
Norwegia, kraj skandynawski, długi na prawie dwa tysiące kilometrów, ma w sobie wiele cennych skarbów, nie tylko przyrodniczych. Dzisiaj obejrzeliśmy kolejną ich część, bowiem o północnej części Norwegii, a konkretnie o Lofotach Andrzej opowiedział nam podczas ubiegłorocznej, listopadowej prelekcji.
Jednym z tych licznych, norweskich skarbów są „białe noce”, czyli coś, czego u nas na pewno nie ma. To one dodawały atrakcyjności zdjęciom i filmikom wykonanym nieraz w porze do spania, a nie do zwiedzania!
Niezwykłą przygodą na tym wyjeździe była wycieczka na najwyższy szczyt Norwegii i Gór Skandynawskich – Galdhøpiggen (2469 m n.p.m.). Góra położona jest w pobliżu miejscowości Lom w Parku Narodowym Jotunheimen w łańcuchu górskim o tej samej nazwie. Ciekawostką dla uczestników wycieczki (dla nas również) było „techniczne” przygotowanie licznej grupy, bo każdy uczestnik w ramach stosownej opłaty został zaopatrzony w uprząż. Przypięci do liny, takiej ruchomej, jakby „idącej” razem z nimi, szli przez ogromne płaty śniegu o różnym nachyleniu, wyglądając jak prawdziwa, górska stonoga na tym lipcowym śniegu. Wszystko to, właśnie w ten sposób zorganizowane było dla bezpieczeństwa uczestników wycieczki. Na szczyt szli po skalnym rumowisku, bez asekuracji przy linie, bo śniegu już nie było, a teren zrobił się stromy.
Z wierzchołka góry Galdhøpiggen, przy dobrej widoczności powinny być piękne widoki, ale, ale… jak to z pogodą bywa, niestety tych widoków nie było, bo chmury i mgła zrobiły swoje. Znowu pech?! Znowu brak szczęścia do pogody? Nie! Być na takim szczycie to nie pech, to wielki zaszczyt i radość, wszak ta góra to też jeden ze wspomnianych wcześniej skarbów norweskich.
Czas na kolejny, fascynujący skarb – lodowiec Jostedalsbreen, największy na europejskim kontynencie. Piękne zdjęcia tego lodowca, wciśniętego między sąsiadujące góry robiły niemałe wrażenie. Na zdjęciach widać było wyraźnie, że to on, wielki lodowiec jakby „rozpychał się” na boki i osuwał powoli w dół, zrzucając od czasu do czasu kawały lodu do jeziora pod lodowcem. Niebieski kolor lodu, świadczył właśnie o takich świeżych, niedawnych obrywach. Lodowiec ma 24 jęzory i od 1991 roku jest pod ochroną, gdyż utworzono tu Park Narodowy. Ciekawe były też tabliczki informujące, że ten lodowiec sięgał dawniej konkretnego, oznaczonego miejsca, i że tak było na przykład w roku 1770, 1920, itd. „Lodowce fascynowały, fascynują i będą fascynować – póki efekt cieplarniany nam ich nie zabierze…” przeczytać można w Wikipedii.
Norwegia kojarzy nam się nie tylko z niezliczonymi lodowcami, wodospadami i burzliwymi potokami, ale przede wszystkim z fiordami. Jeden z nich – Geirangerfjord z ośnieżonymi szczytami górskimi, pionowymi ścianami sięgającymi nieba i z imponującymi wodospadami wzdłuż jego brzegów, jest pod ochroną UNESCO. Maleńkie wioski na końcach tego fiordu też są jego ozdobą. Niektóre wodospady mają około 250 m wysokości. Wodospady Brudesløret (Ślubny Welon) i De syv søstrene (Siedem Sióstr) to prawdziwe cuda przyrody. Z kolei Ørnevegen (Droga Orłów) i Trollstigen (Droga Trolli), których piękne zdjęcia bardzo nam się podobały, są imponujące.
Atrakcji na tej wycieczce, zorganizowanej przez biuro turystyczne było co niemiara.
Nie sposób wymienić i opisać wszystkie te miejsca, które warto było dzisiaj zobaczyć. Opis prelekcji o górach i fiordach Norwegii miał być zwięzły i krótki. Tak postanowiłam. Niestety wyszło inaczej. Bo jak tu nie opisać tych skarbów, czyli fascynujących cudów przyrody, które zachwycają ponad miarę i przyciągają turystów z całego świata, i które po prostu trzeba zobaczyć. My, uczestnicy dzisiejszego spotkania skorzystaliśmy z okazji i zobaczyliśmy, nawet trochę pomarzyliśmy, więc może za rok, za dwa może?
Na zakończenie prelekcji był też „turystyczny deser”, którym Andrzej z radością podzielił się z nami. Były to zdjęcia z zimowego biwaku na Pilsku oraz wspaniały, wyraźny wschód słońca z widokami na Tatry, Małą i Wielką Fatrę, i w ogóle wszystkie góry naokoło. Podziwialiśmy i jednocześnie podziwiamy, a także Andrzejowi szczerze gratulujemy!

CS
.

Andrzej Ziółko w trakcie prelekcji

Ten wpis został opublikowany w kategorii kronika - 2014. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.