Ornak (Tatry Zachodnie) – wycieczka górska – 11 marca 2018 r.

W pierwszy tak pogodny i wiosenny weekend tej zimy prawie wszyscy stawili się o wyznaczonej, nocnej porze (o 3:45) na dolnej płycie PKSu. Obiecujące prognozy pogody, po okresie siarczystych mrozów i obfitych opadów śniegu, zaowocowały dużym zainteresowaniem wyjazdem w Tatry.
Wyruszyliśmy kilka minut po godz. czwartej wiedząc już, że nie uda nam się zrealizować zaplanowanej trasy wypadu, która zakładał przejście: Siwa Polana – Dolina Chochołowska – Dolina Starorobociańska – Siwa Przełęcz – Ornak (1854 m n.p.m.) – Iwaniacka Przełęcz – Hala Ornak – Dolina Kościeliska – Kiry. Ciężko nam było początkowo zrozumieć dlaczego, skoro zapowiadała się tak piękna pogoda. Ale faktycznie… nie mieliśmy szczęścia. W piątek wieczorem zmienił się komunikat lawinowy TOPR dla wysokości powyżej 1500 m n.p.m. z 2 na 3 stopień zagrożenia lawinowego oraz informacja dotycząca wystaw niekorzystnych, która objęła już wszystkie kierunki spadu. Warunki panujące powyżej regla górnego zmieniły się na „w znacznej mierze niekorzystne”. Dla turysty uprawiającego turystykę zimową jest to wyraźny sygnał, że nie tylko należy unikać stoków o znacznym nachyleniu, ale przede wszystkim wypada posiadać zdolność „lawinoznawczej oceny sytuacji”. Dla naszego Przewodnika Tatrzańskiego – Jana – 3 stopień zagrożenia lawinowego oznaczał jeszcze jedno zagrożenie, którego nie mógł zignorować prowadząc tak liczną grupę. To zagrożenie to możliwość samorzutnego schodzenia lawin oraz możliwość wyzwolenia lawiny przy tzw. małym obciążeniu dodatkowym, czyli przy przejściu kilkuosobowej grupy piechurów. Nasza liczyła około 50 osób.
Na szczęście zaplanowana trasa miała możliwość modyfikacji i skrócenia jej uwzględniając kwestie bezpieczeństwa oraz atrakcyjności wyjazdu. Ok godz. 7:00 dojechaliśmy bez opóźnień do Doliny Chochołowskiej, skąd po wspólnym zdjęciu z banerami PTT i KTW wyruszyliśmy zielonym, a potem żółtym szlakiem. Poranek był rześki więc tempo marszu, doliną skąpaną w cieniu okolicznych wzniesień i lasu, było dość żwawe. Skrócona, ze względów bezpieczeństwa, trasa zakładała przejście fragmentem Doliny Chochołowskiej, dalej Doliną Iwaniacką na przełęcz Iwaniacką i zejście do Doliny Kościeliska, bez wchodzenia w wyższe partie górskie.
Pomimo ciepłych dni śnieg grubą, białą warstwą zalegał w dolinach, a im wyżej tym więcej go było. Ścieżki były przedeptane, ale przy próbie usunięcia się na bok w celu przepuszczenia skiturowców (których spotkaliśmy kilkunastu) można było niespodziewanie zapaść się nawet po pas. Śnieg był mokry i ciężki (idealny do ulepienia bałwana – kilka sztuk mijaliśmy na trasie), a po przejściu kilku osób stawał się rozbity i rozgrzebany czyniąc wędrówkę bardziej męczącą i mozolną. Pogoda jednak dopisywała. Niebo zachwycało dawno nieoglądanym błękitem, a słońce dawało przyjemne ciepło. Nie zabrakło również dziecięcej radości, która pomimo braku jabłuszek do zjeżdżania, szybko zawitała w naszych sercach i umysłach przy okazji brnięcia i zapadania się w głębokim śniegu, zjazdów na butach i spodniach ze stromych zejść oraz niegroźnych wywrotek amortyzowanych grubą warstwą śniegu. Podczas wędrówki znalazło się również kilka okazji do zrobienia widokowych zdjęć z ośnieżonymi tatrzańskimi szczytami kontrastującymi z błękitem nieba. Mieliśmy też to szczęście obserwować niezwykle widowiskowe zjawisko powstawania halnego. Masy gęstych chmur przelewały się przez próg górskich grani spadając stromo w dolinę, aby nagle rozmyć się w połowie stoku i zniknąć…
Przez nieco skróconą trasę mieliśmy więcej czasu na relaks przed schroniskiem na Hali Ornak wygrzewając się na ławkach w cieplutkich promieniach marcowego słońca. Niektórzy, przed drogą powrotną, skusili się nawet na przejście krótkim szlakiem do Smreczyńskigo Stawu. Był zamarznięty i dodatkowo zasypany kilkucentymetrową warstwą śniegu, ale wyeksponowana i nasłoneczniona okolica zachęcała do spędzenia jeszcze paru chwil w słońcu przed wstąpieniem w zalesioną, zacienioną i chłodną dolinę górskiego potoku.
Choć na powrót do autokaru mieliśmy sporo czasu to tempo marszu utrzymywaliśmy żwawe. Rześki chłód ciągnął od wód potoku, a wysokie grzbiety pobliskich wzniesień przysłoniły dopływ słońca w dno Doliny Kościeliska. Choć śnieg na kościeliskim „deptaku” tworzył coś na kształt białego i roztopionego sorbetu, to dało się odczuć, że zima nie ustępuje i powraca w tatrzańskie doliny po zachodzie słońca.
Zadowoleni i uchwyceni po twarzach promieniami marcowego słońca szczęśliwie wróciliśmy do Bielska, gdzie trzeba było się pożegnać. Niewątpliwie sporo spośród uczestników niedzielnego wyjazdu w Tatry z PTT będzie wzbudzało zazdrość i zainteresowanie pierwszą w tym roku, twarzową opalenizną.
Dziękuję za wspólną wędrówkę. Serdeczne dzięki tym, z którymi po raz kolejny miałam przyjemność w sposób szczególny dzielić ten czas.

Martyna Ptaszek
.

nasza grupa u wylotu Doliny Chochołowskiej

Ten wpis został opublikowany w kategorii kronika - 2018. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.