„Monte Rosa i Dolomity, czyli lodowce i ferraty” – prelekcja Roberta Słonki – 20 października 2015 r.

Byliśmy przygotowani do tej prelekcji. Teoretycznie przygotowani, a to wielu z nas z pewnością dodatkowo zachęciło do przyjścia w ten wtorkowy wieczór do salki PTT i BKA w Bielsku-Białej przy ul. 3 Maja. Właśnie tu, już od dawna zaplanowana była prelekcja Roberta Słonki, której temat był wyjątkowo ciekawy i atrakcyjny. W Kronice PTT pod datą 26 sierpnia 2015 r., a także w kwartalniku Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego O/Bielsko-Biała pt. „Biuletyn Informacyjny” nr 3/2015 r. opublikowany został tekst Roberta o tegorocznej wyprawie na Monte Rosa i w Dolomity. Sam opis tych gór i tej górskiej wyprawy jak można się domyśleć, zrobił na nas wrażenie i to wielkie! Dlatego też trzeba było, a nawet należało tu przyjść, zobaczyć, posłuchać…, a może i trochę pomarzyć… Bo Robert kocha góry, bez przerwy coś fotografuje i do tego niezwykle pięknie i barwnie opowiada!
Sama wyprawa jest więc już opisana, dlatego raczej nie będę powtarzać tego, co już zostało napisane. Przeczytajcie jeszcze raz ten opis, zwłaszcza teraz po prelekcji. Tyle koniecznego wstępu.
Monte Rosa to wielki kolos z licznymi czterotysięcznikami i lodowcami, który zagnieździł się w „towarzystwie” najwyższych gór alpejskich, wśród których są: Mont Blanc (4810 m n.p.m.) i Matterhorn (4478 m n.p.m.). Główne szczyty masywu Monte Rosa to: Nordend (4609 m n.p.m.), Dufourspitze (4634 m n.p.m.), Zumsteinspitze (4563 m n.p.m.), Signalkuppe, czyli włoska Punta Gnifetti (4554 m n.p.m.), Parrotspitze (4432 m n.p.m.), Ludwigshöhe (4341 m n.p.m.), Schwarzhorn (4322 m n.p.m.) i Pyramide Vincent (4215 m n.p.m.). Widać wyraźnie, że Monte Rosa to skupisko kolosów, a jest ich tu kilkanaście!
Pomimo tego, że była to druga połowa sierpnia br. to nasi turyści, a było ich czterech: Leszek, Bogdan i nasi goście: Krzysztof i Robert, śmiało pokonywali różne trudności, w tym i pogodowe, śmiało przemieszczali się wśród szczelin, rano innych, a po południu też innych, czyli szerszych i niebezpiecznych. Byli doświadczeni, odważni i wiedzieli, jak prawidłowo należy zachować się w tych przeróżnych, nawet czasem trudnych warunkach.
Robert napisał między innymi tak: „(…) Pogoda była idealna, temperatura oscylowała lekko poniżej zera stopni, na niebie nie było żadnej chmurki, jednak to co odczuwało się najmocniej to niezwykle silne promieniowanie słoneczne – gdyby nie parę warstw filtrów, ostre jak laser słońce mogłoby spalić twarz i uszkodzić nieosłonięte oczy. Człapaliśmy równym tempem przez lodowiec podziwiając okoliczne szczyty, a po około dwóch godzinach doszliśmy do miejsca, gdzie należało odbić stromo w prawo. Ostatnie kilkaset metrów pokonaliśmy w coraz mocniej odczuwalnym wietrze. Na szczyt Piramidy Vincenta (4215 m n.p.m.) dotarliśmy po około trzech godzinach marszu, jednak porywisty wiatr pozwolił tylko na parę zdjęć i krótkie cieszenie się rozległym widokiem. Dostrzegliśmy wśród alpejskich szczytów między innymi Mont Blanc, Matterhorn i czterotysięczniki Monte Rosy…”.
Cel osiągnęli, bo weszli na upragnione dwa czterotysięczniki, a więc na Piramidę Vincenta (4215 m n.p.m) i pobliski Balmenhorn (4167 m n.p.m), gdzie postawiono prawie 4-metrową figurę Chrystusa „Christo delle Vette”.
Przy okazji tej prezentacji dowiedzieliśmy się coś więcej na temat alpejskich, wysokogórskich schronisk, a wśród nich o sezonowym schronisku, w którym przenocowali na wysokości 3647 m n.p.m. tj. Rifugio Gnifetti oraz o najwyżej położonym w Europie Rifugio Margherita, znajdującym się na szczycie Signalkuppe (4554 m n.p.m.).
Zobaczyliśmy świat wysokich gór i alpejskich lodowców, może trochę daleki od nas, ale za to bliski sercu, bo niepowtarzalny, do którego nas stale ciągnie i to w różnoraki sposób i z różnych stron.
Monte Rosa to olbrzymi masyw w Alpach Zachodnich, a dokładniej w Alpach Pennińskich (Walijskich). Można wyjechać tam od strony włoskiej kolejkami (trzy etapy) i to chyba było najlepszym rozwiązaniem dla uczestników tej wyprawy przy tak ograniczonym czasie. Ta czwórka miała tylko tydzień przeznaczony na ten wyjazd! Ażeby nikogo tu nie zdenerwować, napiszę, że to dużo, choć … szczerze myślę inaczej, bo tam jest, jak zobaczyliśmy na zdjęciach Roberta, tak pięknie!
Wspaniały i odważny zespół nie zapomniał też o tym, aby sfotografować się w szczególnych miejscach z bielskimi banerami KTW i PTT. Tym sposobem kawałek nas – można tak teraz napisać – był i tam, na szczytach wielkiej góry, której nazwa brzmi pięknie i krótko: Monte Rosa.
Wracając z wyprawy, pełni wrażeń i bogatsi w doświadczenia, zahaczyli jeszcze o Dolomity w okolicach Misuriny, gdzie wspięli się drogą Sentiero Bonacossa na Przełęcz Forc de Misurina. Od tego miejsca w uprzęży na ferracie przeżyli przygodę wspinaczkową dochodząc do najwyższego miejsca, tj. na przełęcz Forc di Diavolo (2480 m n.p.m). Nie zapomnieli też o Cortinie d’Ampezzo, a jakże by nie! Dolomity były dla nich jakby „na deser” tej wyprawy.
Wszyscy powrócili z wyprawy ubogaceni wrażeniami snując w myślach dalsze plany górskich wędrówek. Dwoje z nich: Robert i Krzysztof podzielili się z nami tą ciekawą przygodą. Za to im pięknie dziękujemy!

CS
.

Robert Słonka w trakcie prelekcji

Ten wpis został opublikowany w kategorii kronika - 2015. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.