Przełęcz Karb (Tatry Wysokie) – wycieczka górska – 1 września 2019 r.

Dzień dobry, a właściwie dobranoc. Mamy 01.09.2019 r., a więc pamiętna i znana data, chyba nie muszę przypominać. Czemu dobranoc? Chyba sama godzina o tym świadczy, a więc może niektórzy idą już spać po dzisiejszej wycieczce, co była… hmm… o tym za chwilę.
Może najpierw o „dzień dobry” – zauważyłem, że coraz mniejsze grono turystów i turystek się tym „dzień dobry” pozdrawia. Rozumiem, że ktoś ciśnie pod górę w pocie czoła i nie ma siły mówić, ja też tak mam, gdy pot z czoła nie kapie, a się leje, oddechu brak, korzenie się dziwnie układają pod nogami, a kamienie na złość same podchodzą pod buty, gdy tego nie chcemy. Nie ma to znaczenia, ale czasem coś odbąkniemy „dobrybrrrbzzdrr” jak ktoś powie to „dzień dobry”, ale niestety dzisiejsza młodzież, jak nigdy (oczywiście nie wszyscy), no chyba boją się przywitać. Hmm, może ja tak strasznie wyglądam? Mam nadzieję, że to się zmieni.
W dalszej kwestii dziękuję MISTRZOWI, a właściwie Mistrzyni pióra, która mnie namówiła do napisania relacji z tej wycieczki. Co prawda nie mam takiego doświadczenia, jak MISTRZ, ale postaram się postawić oczekiwanie wykonania tego zadania na najwyższym priorytecie. Tak, tak, Celinko! O Tobie mowa, że w swej skromności nie powiedziałaś, ale ja dodam, że Twoje ponad 150 (!) opisów wycieczek było, jak nigdy, niezastąpionych, a kunszt słowa i wypowiedzi zawsze wprowadzały nas ponownie w magiczny i niezapomniany czar wycieczki, jaka miała miejsce, a jej dokładna relacja stwarzała orbitalny ruch umysłu i jeszcze raz przeniesienie się w czas wycieczki. Z kolei tym, co nie byli z nami, pobudzała wyobraźnię i fantastyczny górski świat wirtualnej wycieczki, by czuli się jakby z nami byli.
Ponadto szczególne podziękowania dla Urzędu Miasta w Bielsku-Białej za dotację. „W skrócie”, że rzucili nam trochę „hajsu, mamony, kasy, zielonych czy sałaty ”, bo bez nich nasze wycieczki byłyby – nie takie jak są, a są wspaniałe, a o czym przypominam, bo należy o tym pamiętać, a może nasi włodarze kiedyś się z nami wybiorą, na co gorąco zapraszam!
Podziękowania dla przewodnika za jego profesjonalne prowadzenie wraz z przekazaniem cennych uwag i informacji o zaplanowanej trasie, co na niej spotkamy, a czego nie, co nas spotka, a co nie, i o świetnym powiedzonku, co zawsze należy pamiętać, że „w górach jedną niezmienną stałością jest zmienność pogody”, które zawsze się sprawdza. Dziękujemy Janku!
Dzięki za obróbkę graficzną dla Grażynki i dla niezawodnego, jak zawsze, kierowcy Krzyśka, który nie wiadomo jak to robi, ale zawsze i wszędzie dojeżdżamy w całości i o czasie!
Dziękuję wszystkim zebranym i uczestnikom dzisiejszej wyprawy, ale może dość tych podziękowań, bo robi się nudno.

A więc co następuje, a raczej co nastąpiło, a powiem, że się działo… Wycieczkę zaczęliśmy o 5:30 w stolicy Podbeskidzia, Bielsku-Białej, na dolnej płycie dworca PKS, gdzie po zebraniu się i zajęciu miejsc w autokarze wyruszyliśmy w stronę Zakopanego, a ściślej w stronę Kuźnic. Tam rozpoczęła się nasza wyprawa, być może dla niektórych wyrypa, być może dla niektórych spacerek. Tam też okazało się kto i jakim tempem będzie szedł. Każdy swoim. Niektórzy zaliczani do grupy „szybkobiegaczy” mało, że zrobili zaplanowaną trasę to nadprogramowo zaliczyli Kasprowy Wierch (1987 m n.p.m.), no może jak dosypiemy te 13 metrów to będzie 2000 m n.p.m. i Przełęcz Krzyżne 2112 m n.p.m. Część była na odcinku „standardowego programu obowiązkowego” – czyli Przełęczy Karb 1859 m n.p.m.
Dodam troszkę szczegółów, a więc było to tak, Zakopane, parking pod Krokwią, Kuźnice, Boczań, Skupniów Upłaz, Przełęcz między Kopami, Hala Gąsienicowa, Dolina Stawów Gąsienicowych, Przełącz Karb, Czarny Staw Gąsienicowy, schronisko „Murowaniec”, Przełęcz między Kopami po raz kolejny i Dolina Jaworzynki. Dalej to Kuźnice, parking pod Krokwią, autobus „Beskid Tour” i swoje miejsce w nim. I co? Zakończymy na tym relację.
A może coś o pogodzie chcielibyście przeczytać? No dobra. Pogoda, jak napisałem wcześniej, przy swojej stałości nie oszczędzała nam promieni słońca, które na tych wysokościach stworzyło piękną i wręcz aksamitną opaleniznę, zmieniało kolor nieba i nawet woda w stawie co chwile miała inny odcień od turkusowej poprzez lekki odcień błękitu paryskiego, aż do żółtej, pomarańczowej, brunatnej, rdzawej, wiśniowej, brązowej, czarnej, a może ktoś widział jeszcze inny. Tego lekkiego powiewu wiatru, który opiewał nas swoją siłą Coriolisa, która zmieniała się w fen, następnie w wiatr dolinny, ewentualnie wiatr górski w zależności, na którym zboczu Tatr staliśmy, z lekką nuta powiewu bryzy w okolicach tychże otaczających nas górskich stawów, bo jedni mijali je jak szli do góry, a inni odwrotnie. A czemu tak było? Zadanie domowe: sprawdźcie na mapie. Podpowiem, a kto czytał uważnie, ten wie… Matka natura zaszczyciła nas swoją obecnością w pełnej palecie barw otaczającej nas przyrody, ale niestety nie dało się nie zauważyć pierwszych i niejedynych oznak nadchodzącej złotej polskiej jesieni na złocących się w blasku słońca liściach oraz smakowitych, jesiennych darów natury, które (przypominam) w parkach narodowych są niejadalne. Poza parkami już tak.
Wracając do konkretów, bo troszkę się rozmarzyłem, około godziny 13 minut 27 sekund 14, słychać było charakterystyczne zjawisko meteorologiczne związane z intensywnym rozwojem chmur o strukturze pionowej Cumulonimbus, a mieliśmy szczęście, bo nie dopadł nas charakterystyczny i intensywny opad deszczu, ani śniegu, bądź gradu, którym czasem towarzyszą wyładowania elektryczne w atmosferze – najczęściej pioruny, dające charakterystyczne efekty świetlne i dźwiękowe (grzmoty), a te właśnie było słychać w ilości trzech, następnie dwóch i nastała cisza… a może się mylę i źle policzyłem, ale coś koło tego.
No tak, zwierzyny łownej i niełownej nie udało mi się zobaczyć poza jedną małą jaszczurką i dwoma żabkami w trawie. Można by tu przytoczyć bajkę Jana Brzechwy „Żaba”, czy legendę o księżniczce zaczarowanej w żabę, ale nie miałem odwagi eksperymentować, czy to prawda, czy tylko… No właśnie, tak to zostawmy…
Z tym optymistycznym akcentem pozwolę sobie zaznaczyć, że wycieczka zorganizowana przez Oddział Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego w Bielsku-Białej przebiegła bez strat, jakiekolwiek by one miały być, plan został wykonany, o czym posłusznie melduję wszem i wobec, a co widziałem po zadowolonych i uśmiechniętych buziach, jest tego najlepszym potwierdzeniem. Ilość uczestników na początku i na końcu była taka sama, więc ani nikt nie doszedł, ani nie ubył. Wspomnę jeszcze raz, że nie będę podawał ile kto zrobił kilometrów i jak szybko szedł. Nie ma to znaczenia, wiadomo by start i koniec był taki, jak sobie zaplanowaliśmy, a więc udany i szczęśliwy. Bo, jedni idą szybciej, inni wolniej, jedni robią większe kroki, natomiast inni mniejsze, ale szybciej przebierają nogami, a może ktoś szedł zygzakiem, czy ruchem konika szachowego, ważne by do przodu.
Myślę, że dość tych moich wypocin. Jest 22:45 i jest jeszcze dużo wycieczek, a będzie jeszcze więcej, na co w imieniu PTT pozwolę sobie zaprosić wszystkich i każdego z osobna.
Z turystycznym pozdrowieniem dla wszystkich tych co byli i dla Ciebie czytelniku.

Jerzyk Georgius
.

nasza grupa na starcie przy wejściu do TPN

Zaszufladkowano do kategorii kronika - 2019 | Możliwość komentowania Przełęcz Karb (Tatry Wysokie) – wycieczka górska – 1 września 2019 r. została wyłączona

„Rodzina z pasją” – piknik rodzinny w Kozach – 31 sierpnia 2019 r.

31 sierpnia 2019 roku w Kozach, w parku pałacowym zorganizowano po raz pierwszy piknik rodzinny pt. „Rodzina z pasją”. Zarówno mieszkańcy, jak i działające na terenie gminy stowarzyszenia mogły zaprezentować swoje pasje.
Wśród wielu organizacji swoje stoisko zorganizowali członkowie Koła Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego w Kozach. Opowiadali o swoich pasjach podróżniczych i prezentowali różne ciekawe eksponaty związane z wyprawami i wycieczkami.
Swoje stoisko wystawiło także Szkolne Koło PTT „Halniaki” przy Szkole Podstawowej nr 2 w Kozach.
Organizatorzy pikniku przygotowali dla gości różne atrakcje i konkursy. Największym zainteresowaniem cieszyły się wyrzuty kolorów Holi, w którym to pokazie liczny udział wzięli uczestnicy pikniku.

Tomasz Węgrzyn
.

ekipa koziańskiego koła PTT na pikniku

Zaszufladkowano do kategorii Koło PTT w Kozach, kronika - 2019, SK PTT "Halniaki" przy SP2 w Kozach | Możliwość komentowania „Rodzina z pasją” – piknik rodzinny w Kozach – 31 sierpnia 2019 r. została wyłączona

Odszedł Kazimierz Opyrchał

Z ogromnym smutkiem informujemy, że w dniu 26 sierpnia 2019 r. w wieku 95 lat odszedł od nas na zawsze nestor naszego Oddziału, ś.p. Kazimierz Opyrchał – wieloletni wiceprezes Oddziału PTT w Bielsku-Białej i członek honorowy Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego.

Kazimierz Opyrchał urodził się 25 grudnia 1924 r. w Białej Krakowskiej. Już w latach 1937-1939, jako uczeń gimnazjum im. Adama Asnyka w Białej, zainspirowany przez swoich profesorów – wśród których byli działacze Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego, między innymi Józef Braszka, Leon Chrapczyński, Edward Fedorowicz – czynnie uprawiał turystykę górską i narciarstwo. Jako żołnierz II Armii, 10 Dywizji Piechoty w latach 1945-1946, poznał Sudety.
W latach powojennych był aktywnym harcerzem – prowadził treningi narciarskie, obozy wędrowne w Beskidach i Sudetach oraz obozy żeglarskie. W latach 1947-1948 był przybocznym w VI drużynie harcerzy im. Adama Asnyka w Bielsku-Białej. Był także czynnym zawodnikiem Harcerskiego Klubu Narciarskiego, po którego likwidacji w 1949 roku przeniósł się do Bielsko-Bialskiego Towarzystwa Sportowego (BBTS), będąc czynnym zawodnikiem do 1952 roku. Po mistrzostwach Polski w 1952 roku trafił nawet do kadry CRZZ. W roku 1947 zapisał się do Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego. Był również członkiem SN PTT. Z wykształcenia był inżynierem rolnikiem.
Był przewodnikiem beskidzkim I kl. (od roku 1956), pilotem wycieczek oraz przewodnikiem Górskiej Odznaki Turystycznej PTT (mianowanym w roku 1949). Przez ponad 40 lat był przewodnikiem turystyki górskiej PTTK oraz przodownikiem Górskiej Odznaki Narciarskiej.
Jako przewodnik organizował i prowadził wczasy wędrowne w Beskidach i Sudetach, obozy wędrowne ZHP, rajdy narciarskie (m.in. I Rajd Szczytami Beskidów organizowany przez Polski Związek Narciarski), a także liczne wycieczki w różne grupy górskie Karpat i Sudetów, w tym także w góry Czech i Słowacji. Od 1951 roku był członkiem i działaczem organizacji taternickich w Bielsku-Białej. Był jednym z założycieli Klubu Wysokogórskiego w Bielsku-Białej, w którym pełnił funkcje skarbnika, prezesa i wiceprezesa (1955-1987). W latach 1987-2011 był wiceprezesem Bielskiego Klubu Alpinistycznego.
W 1956 r. uzyskał uprawnienia instruktora alpinizmu, szkoląc kolejnych adeptów tego sportu. W latach aktywności sportowej był współorganizatorem wyjazdów w góry lodowcowe, odpowiedzialnym za całą aprowizację oraz zabezpieczenie transportu. Do jego ważniejszych wypraw o charakterze sportowym należą: Riła w Bułgarii (1960, Maljowica, Uszite, Petlite, Elenin Vrah, Zlija Zyb), Alpy (1967, rejon Chamonix – wejścia na Chardonnet, Mont Blanc, Aiguille du Midi), Hindukusz Wysoki (1973, I polskie wejście na Shah Dar oraz pięciotysięczniki w rejonie Salang), Atlas Wysoki w Maroku (1977, wejście na Jebel Toubkal, trawers masywu Timrasina), Andy Argentyńskie (1985/86, Tupungato, Aconcagua).
W latach 1955-1960 był członkiem Zarządu Oddziału PTTK w Bielsku-Białej. Po reaktywowaniu Oddziału PTT w Bielsku-Białej, od 1993 roku był jego członkiem pełniąc później funkcje wiceprezesa Oddziału (1999-2011) oraz sekretarza Sądu Koleżeńskiego (2011-2017). Był także przewodniczącym Głównej Komisji Rewizyjnej PTT (2000-2004).
Całą działalność w organizacjach wykonywał społecznie nie pobierając żadnego wynagrodzenia, a służąc swoim doświadczeniem pomagał innym. Jest członkiem honorowym Klubu Wysokogórskiego w Bielsku-Białej (1977), Bielskiego Klubu Alpinistycznego (2002) i Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego (2010).
W ciągu swojego życia otrzymał szereg wyróżnień i odznaczeń: Medal za Odrę, Nysę, Bałtyk (1946), Medal Zwycięstwa i Wolności (1946), Odznakę Grunwaldzką (1946), Złoty Krzyż Zasługi (1977) i Złoty Medal za Zasługi dla Pożarnictwa (1982).
W 1997 roku Zarząd Oddziału Beskidzkiego PTTK w Szczyrku, w uznaniu długoletniej działalności przewodnickiej, nadał mu godność Przewodnika Seniora. Za zasługi dla Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego otrzymał w 2001 roku złotą odznakę PTT z kosówką.

Informujemy, że uroczystości pogrzebowe Kazimierza Opyrchała odbędą się 31 sierpnia 2019 r. (sobota) w kościele pw. Opatrzności Bożej w Bielsku-Białej o godzinie 14:00.

Cześć Jego Pamięci!

Zarząd Oddziału
.

Kazimierz Opyrchał

Zaszufladkowano do kategorii aktualności | Możliwość komentowania Odszedł Kazimierz Opyrchał została wyłączona

Suchý (Mała Fatra, Słowacja) – wycieczka górska – 25 sierpnia 2019 r.

W piękny niedzielny poranek, 25 sierpnia 2019 r. o godzinie 5:45 sympatycy wycieczek górskich organizowanych przez Oddział PTT w Bielsku-Białej licznie stawili się na dolnej płycie PKS w Bielsku-Białej, by razem wyruszyć autokarem na Słowację w rejon Małej Fatry i zdobyć szczyt Suchy (1438 m n.p.m.). Po sprawdzeniu obecności przez naszego przewodnika, Pana Witolda Kubik, wyruszyliśmy dzielnie ku przygodzie. Przewodnik opowiedział nam o trasie, którą mamy w planie. Dostaliśmy również dokładny instruktaż jak należy zachować się w czasie burzy, pamiętamy wszyscy ostatnie czarne wydarzenia z Tatr. Podróż wykorzystaliśmy odsypiając wczesne wstawanie i nabierając sił przed wędrówką.
Po drodze Witek opowiadał nam o terenach, które mijaliśmy, niestety podczas jazdy wokół nas wiła się mgła. Została nam tylko wyobraźnia. Dotarliśmy do Turčianskych Kľačanów i stamtąd wyruszyliśmy na szlak.
Zielonym szlakiem dziarsko walczyliśmy ze stromym podejściem, a w międzyczasie nawiązywaliśmy nowe znajomości. Często w rozmowach pobrzmiewał temat ostatnich tragicznych wydarzeń. Szliśmy przepięknym lasem, na mijanych łąkach pachniało trawą, która zaczyna powoli żółknąć. Jagody otaczały nas z każdej strony i zachęcały do jedzenia. Nie było osoby, która nie skusiłaby się, co było widoczne po kolorach dłoni i ust nas, leśnych łasuchów. Niektórzy znajdywali grzyby – jak ktoś powiedział „dwa grzybki i będzie na śniadanie do jajecznicy…”. Po wyczerpującym, ale przyjemnym marszu dotarliśmy do Chaty Na Klaciańskiej Magurce, gdzie każdy znalazł coś dla siebie. Niektórzy próbowali tamtejszych trunków, a niektórzy potraw. Przed schroniskiem całą grupą zrobiliśmy wspólne zdjęcie, a zgarnąć taką gromadkę nie było łatwo. Lecz od czego nasz niezawodny przewodnik ma gwizdek? W ogólnym rozbawieniu, po sprawdzeniu listy obecności, wyruszyliśmy gęsiego dalej. Kierunek Sedlo Pod Suchym. Kawałek za schronieniem natrafiliśmy na tablicę pamiątkową ze zdjęciem wcześniejszej spalonej chaty, która istniała tu od 1 sierpnia 1926 r. do 28 grudnia 1944 r.
Dalszy szlak był wąski i stromy. Cała grupa niczym wąż wiła się szlakiem. Ten odcinek minął szybko i naszym oczom ukazał się ostatni odcinek podejścia na szczyt.
Chwila oddechu i atakujemy. Napinając wszystkie mięśnie, dzielnie stawiliśmy się na wierzchołku Suchego. Gratulacje dla najmłodszej uczestniczki i najstarszego uczestnika. Można z nich brać przykład. Co za zaparcie w dążeniu do celu.
Wpisaliśmy się do książki, umieszczonej na szczycie w metalowej skrzynce. Zdjęć nie było końca, będzie co oglądać i wspominać po powrocie. Gdy emocje opadły, ruszyliśmy ostro w dół czerwonym szlakiem. Nasze kolana, mięśnie i czasem pośladki zostały wystawione na próbę. Niejeden z nas poślizgnął się na śliskim podłożu, gdy kamienie uciekały spod butów.
Przydatne okazały się kije i pomocna kosodrzewina, umożliwiająca podtrzymywanie się. Dotarliśmy do Chaty Pod Suchym, gdzie cała grupa oddała się odpoczynkowi. Mieliśmy wrażenie, że schroniska są do siebie bardzo podobne z zewnątrz. Naszą idyllę przerwały zbliżające się grzmoty nadchodzącej burzy. Mieliśmy dobrą motywację, by niezwłocznie wyruszyć. Odcinek w dół przebyliśmy jakby szybciej, a czarne chmury i grzmoty udało się zostawić gdzieś z tyłu, mimowolnie tylko kropił deszczyk. Schodząc było widać ruiny zamku Stary Hrad. Piękny, ale bardzo już zniszczony. Kolejny przystanek i na dodatek w tak pięknym miejscu. Zamek położony na skałach, w oddali płynąca rzeka Wag, otoczony gęstym zielonym lasem. Wyobraźnią można było przenieść się w historyczną przeszłość tego miejsca. Z pozytywnie naładowanymi ciałami i duszą ruszyliśmy do naszego punktu docelowego, w którym był mostek dla pieszych. Ciekawostką tego miejsca było to, że w najbliższej okolicy nie było mostu dla samochodów tylko prom. We wsi Nezbudská Lúčka, czekając na autokar, raczyliśmy się plackami langosz. Bardzo smaczne. Gdy wsiedliśmy do autobusu na zewnątrz zaczął padać deszcz. Burza, którą udało nam się zostawić gdzieś z tyłu dogoniła nas. Dobrze, że dopiero teraz.
Dziękuję wszystkim uczestnikom za sympatyczną atmosferę, uśmiech i dowcip. Do zobaczenia na kolejnym wyjeździe.

Iwona W.
.

uczestnicy wycieczki przed schroniskiem

Zaszufladkowano do kategorii kronika - 2019 | Możliwość komentowania Suchý (Mała Fatra, Słowacja) – wycieczka górska – 25 sierpnia 2019 r. została wyłączona

Slavkovský štít (Tatry Wysokie, Słowacja) – wycieczka górska – 25 sierpnia 2019 r.

Czterech członków naszego Oddziału z okolic Skoczowa postanowiło wybrać się w ten weekend w słowackie Tatry Wysokie. Poniżej relacja z wycieczki na Sławkowski Szczyt:

Niedziela, godzina 3:00 – wyjazd w Tatry Wysokie, gdzie celem jest wejście na Sławkowski Szczyt (2452 m n.p.m.).
Docieramy do Starego Smokowca, skąd wyruszamy niebieskim szlakiem. Pogoda nam sprzyja, widoki robią się coraz ciekawsze. Zaczynamy nasza „wspinaczkę” pokonując „schody kamienne”. Im wyżej tym ciekawiej. Mijamy turystów słowackich, polskich, węgierskich – słowem „mieszanka narodów”. Spoglądamy na Łomnicę, która ukazuje się, o dziwo, bez chmur. Widać nawet kopułę stacji. Dech zapierają cudne widoki. Na wysokości ponad 2000 m n.p.m. spotykamy turystę z psiakiem, który raźno maszeruje ze swoim panem. Bliżej szczytu zaczynają pojawiać się chmury, ale nie dajemy za wygraną. Cel musi zostać zaliczony. Sławkowskim Grzbietem przez Królewski Nos idziemy w kierunku wierzchołka. Wreszcie Sławkowski Szczyt, na którym choć jest już parę osób, nie ma tłoku. Podziwiamy piękno Tatr. Widać w oddali schronisko Zbójnicka Chata. Robimy fotki, wreszcie fotka z banerem, którą robią nam koledzy ze słowackiego Yeti. W oddali słychać pomruki burzy, a niebo zaczynają przesłaniać ciemniejsze chmury. Czas schodzić. Bezpieczeństwo jest najważniejsze.
Drogę powrotną pokonujemy robiąc odpoczynki. Dochodzimy do rozdroża zmieniając kolor szlaku na czerwony. Wychodzimy w Hrebenioku.
Pogoda nam dopisała, widoki super, a koledzy uzupełnili brakujący szczyt.

Andrzej Koczur
.

nasi koledzy na Sławkowskim Szczycie

Zaszufladkowano do kategorii kronika - 2019 | Możliwość komentowania Slavkovský štít (Tatry Wysokie, Słowacja) – wycieczka górska – 25 sierpnia 2019 r. została wyłączona

Gorgany Wschodnie z Tatarowa (Ukraina) – wyprawa trekkingowa – 15-18 sierpnia 2019 r.

Gorgany – pasmo górskie w łańcuchu Karpat, w południowo-zachodniej części Ukrainy, wchodzące w skład Beskidów Wschodnich. Charakterystyczne dla Gorganów są duże różnice wysokości względnych; poszczególne grupy górskie oddzielone są od siebie głębokimi dolinami rzek. W partiach szczytowych występują pola złomisk, rumowisk skalnych , lokalnie zwanych gorganem (stąd nazwa), grzechotnikiem, maliniakiem. Gorgany uważane są za jedne z najdzikszych gór Europy. W okresie międzywojennym tereny te, należące wówczas do II Rzeczypospolitej, były niezwykle popularne wśród turystów, istniały całkiem nieźle oznakowane szlaki oraz sieć schronisk. Z 30 przedwojennych polskich schronisk dzisiaj nie funkcjonuje ani jedno, tu i ówdzie pozostały tylko ich ruiny. Dopiero od niedawna zaczęto znakować szlaki turystyczne.
W środę 14.08.2019 grupa ponad 40 osób zebrała się na dolnej płycie dworca autobusowego pod przewodnictwem Naszego przewodnika PTT Janka Nogasia. Czekały na nas cztery dni wędrówki po Gorganach Wschodnich na Ukrainie. Wyjechaliśmy z małym opóźnieniem około godz. 17.00, po drodze w Kętach zabierając jedną z uczestniczek, później w Brzeszczach jednego z dwóch przewodników po Ukrainie, znanego nam już Wojtka Pająka, który na naszych wspólnych wyjazdach przejmuje „zamykanie” grupy. W Lesku zabraliśmy naszego głównego przewodnika Marka Kusiaka, również znanego nam już z poprzednich wyjazdów.
Ukraina przywitała nas deszczem. W związku z tym, że na szlaku na Chomiak, który był w planie na pierwszy dzień, w przewidywaniach przewodnika Marka mogły być bardzo trudne warunki, śliskie kamienie i rozmokła ziemia, co byłoby niebezpieczne, nastąpiła zmiana trasy przejścia na równie długą, ale łatwiejszą, bezpieczniejszą.

Pierwszy dzień: Jahodina – Tatarow (ok. 5 godz):

Gdy już ok. 9.00 dojechaliśmy w okolice Tatarowa czyli naszej bazy wypadowej, wszyscy w kolorowych ubraniach przeciwdeszczowych, mimo, że zmęczeni podróżą, roześmiani, nie przejmujący się padającym deszczem i mgłą, ruszamy czerwonym szlakiem na Jahodinę (1125 mnpm). Na szczycie rozkoszujemy się pięknymi widokami wokoło, które były tylko w naszej wyobraźni, wskazywane ręką przewodnika, bo prawie nic nie widać. Schodzimy do Tatarowa prosto do naszej bazy noclegowej, gdzie zostajemy rozlokowani w drewnianych domkach. Później obiadokolacja i spacer po okolicy.

Drugi dzień: Dolina Żeńca – Jawornik – Gorgan Jawornicki- Jaremcze (ok. 8 godz.):

Rano, wypoczęci, wyspani, po podwiezieniu przez autokar, ruszamy z doliny potoku Żeniec, początkowo pokonując zawieszony nad rzeką dziurawy most linowy, szlakiem znanym tylko przewodnikowi (znaków nie było widać), ruszamy w kierunku Jawornika. Droga biegnie lasem, zakosami, bez stromych podejść. Od Jawornika na Gorgan Jawornicki (1467) droga prowadzi szerokim rumowiskiem skalnym. Trzeba być skupionym i bardzo uważać, żeby noga nie wpadła dziurę między głazami, często ruszającymi się… prawdziwa sztuka akrobacji. Na szczycie rozciągają się piękne widoki na góry Ukrainy, poszczególne pasma ze szczytami pokazuje nam przewodnik Marek. Po dłuższym odpoczynku ruszamy bardzo stromą ścieżką, ostro w dół, trzymając się czego się tylko da, jest ślisko i nie jeden z nas zalicza „glebę”. Z Jaremcza zabiera nas autokar, po drodze zatrzymując się przy regionalnym browarze, gdzie ustawiliśmy się w długiej kolejce po biały ser i tutejszy trunek celem degustacji. Wieczorem zbieramy się w altance na terenie naszej bazy i wspólnie śpiewamy, prym wiedzie nasz przewodnik Janek, który jako jedyny zna słowa wszystkich zwrotek piosenek.

Trzeci dzień: Bukowel – Maly Gorgan – Syniak – Dolina Żeńca (ok. 8 godz):

Bukovel to największy i najbardziej nowoczesny ośrodek narciarski na Ukrainie. Wieś jest placem niekończącej się budowy, co roku powstają nowe pensjonaty i hotele. W okolicach Bukowela biegnie ok. 130 km tras narciarskich. Autokarem dojechaliśmy do Bukowela, wszędzie beton, hotele, słupy wyciągów narciarskich. Ruszyliśmy najpierw drogą leśną, później drogą odkrytą po rumowisku skalnym wspinając się ostro w górę na Mały Gorgan (1592 m). Stąd rozciągają się piękne widoki między innymi na Howerlę, Petros, cele ubiegłorocznego wyjazdu na Ukrainę. Celinka wspomina swoje wcześniejsze wyprawy w te okolice, robimy zdjęcia. Po niedługim odpoczynku ruszamy na widoczny Syniak (1665 m). Droga biegnie przez rumowisko skalne, nierzadko musimy przedzierać się przez kosodrzewinę. Musimy uważać, żeby było jak najmniej zadrapań, siniaków. Trasa jest piękna. Inna niż np. w Tatrach gdzie głazy są poukładane tworząc ścieżkę, tutaj wszystko jest dzikie, jakby ktoś z góry rzucił głazy i tak zostawił. Syniak wydaje się górą dość licznie odwiedzaną. Robimy dłuższą przerwę, po czym wśród gęstej, wysokiej kosówki ruszamy w dół, często gubiąc ścieżkę. Schodzimy na połoninę Chomiaków, gdzie część grupy tzw. „szybkobiegacze” pod przewodnictwem Marka decyduje się na wejście, a właściwie wybiegnięcie na Chomiak, który miał być celem naszego pierwszego dnia. Większość grupy po chwilowym lenistwie na połoninie schodzi po stromym, śliskim zboczu w dół w dolinę Żeńca, gdzie dochodzi też grupa „szybkobiegaczy” i wszyscy ruszamy autokarem do Tatarowa. Wieczorem po kolacji czeka na nas atrakcja: regionalny zespół muzyczny (znany większości z ubiegłorocznego pobytu na Ukrainie) inscenizuje przy naszym udziale wesele huculskie. Parą młodą jest małżeństwo z rocznym stażem, uczestnicy naszej wycieczki. Jest wesoło, są tańce, bawimy się prawie do północy. Później z altanki, miejsca naszych wieczornych i nocnych spotkań, rozlega się głośny śpiew, najbardziej słychać mocne głosy panów. Repertuar jest szeroki i głośny, od „Ukrainy” po „Góralu, czy ci nie żal”.

Czwarty dzień: Jamna – Stajki (951 m) – Makowica (984 m) – Skały Dowbosza – Jaremcze (ok. 5 godz):

Skały Dowbosza jest to ciągnący się około kilometra pas piaskowcowych ostańców, o formach przypominających niekiedy wieże i baszty sięgające wysokości kilkudziesięciu metrów, ściany przecięte głębokimi szczelinami. Skały utworzyły się 57 mln lat temu na dnie morskim. Ze względu na swoją formę skały od zarania dziejów były wykorzystywane przez ludzi, o czym świadczą sztuczne pieczary znajdujące się w skałach. Przypuszczalnie znajdowały się tu świątynie pogańskie, a po przyjęciu chrześcijaństwa – klasztory skalne. Legenda umiejscawia tutaj także kwaterę herszta karpackich opryszków – Oleksy Dobosza, choć podobno Dobosz miał być tu tylko raz – w 1744 r. Możliwe, że zapewniały także schronienie okolicznej ludności w czasie najazdów turecko-tatarskich. Mieszkańcy pobliskiego Bolechowa byli przekonani, że to właśnie Skały Dobosza natchnęły Kraszewskiego do napisania „Starej Baśni”. Tego dnia rano pakujemy się do autokaru. Żegnamy się z Tatarowem i wyruszamy do Jamna, skąd rozpoczynamy trasę. Tylko 500 m przewyższenia, ale podejście daje się we znaki, jest upał. Na trasie jest dość dużo turystów. Idziemy terenem trawiastym, odkrytym. Później wchodzimy w las, przy skałach Dowbosza odpoczynek. Po odpoczynku schodzimy do miejscowości Jaremcze, gdzie mamy niespełna godzinną przerwę. Cześć z nas idzie nad wodospady na Prucie, rozkoszować się ich widokiem, część chodzi po miejscowym bazarze rozglądając się za upominkami. O 15.00 ruszamy w drogę powrotną do Polski. Przed przekroczeniem granicy standardowo jeszcze zakupy w przygranicznych sklepikach, a na samej granicy mamy szczęście, odprawa trwa niespełna godzinę. W Lesku żegnamy naszego przewodnika po Ukrainie Marka. Dziękujemy Marku! W Brzeszczach żegnamy przewodnika Wojtka. Dziękujemy Wojtku! W Bielsku jesteśmy ok. 4.00 rano.
Dziękujemy Janku za zorganizowanie kolejnej świetnej wycieczki. Czekamy na następne, następne i następne.

A.
.

nasza grupa na szczycie Syniaka – najwyższym ze zdobytych szczytów tej wyprawy

 

Zaszufladkowano do kategorii kronika - 2019 | Możliwość komentowania Gorgany Wschodnie z Tatarowa (Ukraina) – wyprawa trekkingowa – 15-18 sierpnia 2019 r. została wyłączona

O wyprawie na Ural Subpolarny w „Kronice Beskidzkiej”

W dzisiejszej „Kronice Beskidzkiej” (nr 33 (3262) / 2019) na stronie 10 ukazał się artykuł Magdaleny Nycz pt. „Przez dziki Ural”, w którym można przeczytać o zorganizowanej przez kolegów z naszego Oddziału wyprawie trekkingowej na rosyjski Ural Subpolarny.
Zapraszamy do lektury!

Zarząd Oddziału
.

Zaszufladkowano do kategorii media | Możliwość komentowania O wyprawie na Ural Subpolarny w „Kronice Beskidzkiej” została wyłączona

Polski Grzebień (Tatry Wysokie, Słowacja) – wycieczka górska – 10 sierpnia 2019 r.

Co będę robić w następny weekend? Pewnie wielu z nas zadaje sobie to pytanie już w poniedziałek rano w pracy. Odpowiedź przychodzi jak grom z jasnego nieba w domu po pracy – sprzątać! Nie tym razem… Uprzedzając fakty z zaplecza rodzinnego i przemycając tu troszeczkę prywaty już na samym początku tej relacji, postanowiłem po zapoznaniu się z ofertą wycieczek naszego Oddziału PTT w Bielsku Białej (do przeglądania której zachęcam), zapisać mnie i swoją małżonkę na wycieczkę, która odbyła się 10 sierpnia br. na Polski Grzebień (2200 m n.p.m.). Z tej możliwości wyjazdu, jak się później okazało, skorzystało jeszcze wielu członków i sympatyków Oddziału w PTT Bielsku Białej. Nie wiem tylko, czy też uciekli od weekendowego sprzątania.
Tradycyjnie spotkaliśmy się wszyscy na bielskim parkingu o godzinie 3:45. Ku mojemu zdziwieniu na parkingu czekało bardzo dużo osób i zacząłem się zastanawiać, czy czasem nie pojedziemy na tę wycieczkę na kilka autobusów? Okazało się, że większa grupa osób czeka na poranne autobusy, w różnych kierunkach Polski. Nasza równie liczna grupa z przewodnikiem Janem Nogasiem na czele i przewodnikiem Łukaszem Kudelskim, wyruszyła punktualnie o godzinie 4:00 nad ranem z mistrzem kierownicy, kierowcą Krzysztofem naszym super szybkim (o ile się nie mylę) Vanhoolem EOS 200. Na trasie do Słowacji zatrzymaliśmy się na rozprostowanie kości i dalej ruszyliśmy ku nowej przygodzie. Po drodze Jan omówił szczegóły naszej wycieczki, krótką prognozę pogody (z jakąś burzą czy coś?) oraz przedstawił kolegę przewodnika Łuksza Kudelskiego, którego być może wielu z nas mogło poznać po raz pierwszy. Kolega Łukasz okazał się być bardzo sympatycznym i wyrozumiałym dla nas przewodnikiem. Należy tu wspomnieć, że wszystkim Przewodnikom Górskim i Ratownikom GOPR w dniu ich święta składamy najserdeczniejsze życzenia, ponieważ właśnie 10 sierpnia, przypada ich święto tj. Św. Wawrzyńca, patrona Przewodników Górskich i Ratowników GOPR.
Do Starego Smokowca dojechaliśmy w słonecznych, porannych godzinach ok. 7:30. Tam zrobiliśmy grupowe zdjęcie i ruszyliśmy na szlak. Żółte znaki wskazywały, że czeka nas ponad 4-godzinna wspinaczka przez: Razcestie Nad Zrubami (1409 m n.p.mn), Velicka Polana (1562 m n.p.m.), Sliezsky Dom (1670 m n.p.m.) na Polsky Hreben (2200 m n.p.m.). Ale czy jest on rzeczywiście polski? Z historią nie będziemy dyskutować. Faktem jest, że Polski Grzebień jest szeroką przełęczą leżącą na głównej grani Tatr. A słowo „polski” pochodzi jeszcze z czasów przedrozbiorowych, gdy przebiegała tamtędy pozorna granica polsko-węgierska. Po traktacie monachijskim z roku 1938 byliśmy jeszcze raz gospodarzami tych terenów, a w ówczesnym czasie przełęcz odwiedzili znani poeci jak Kazimierz Przerwa-Tetmajer, Leopold Staff, czy Adam Asnyk. Ale zostawmy historię historykom… Podchodząc żółtym szlakiem w kierunku Doliny Wielickiej wszystkim dopisywały humory, a tempo było szybkie i żwawe. Grupa rozciągnęła się na szlaku niczym wałek ciasta na kopytka i każdy swoim tempem doszedł do Śląskiego Domu. Widoki były raczej marne, ponieważ szliśmy cały czas dusznym lasem i dopiero w okolicach Wielickiej Polany można było podziwiać piękno okolicznej natury. W Śląskim Domu nabraliśmy sił na dalszą wspinaczkę i ruszyliśmy na Polski Grzebień. Wielicki Staw świecił na zielono odbijając w sobie przybrzeżną kosodrzewinę i oświetlone słońcem jasne głazy stoków, a Wielicka Siklawa czarowała swoją białą linią wody, poszarpaną przez głazy, spadającą wprost do zielonego Wielickiego Stawu. Bajka… Pnąc się do góry, warto było od czasu do czasu przystanąć i spojrzeć z góry na Wielicki Staw ze Śląskim Domem w tle, bo widok był jak z alpejskiej górskiej pocztówki. Fotoreporterzy z pewnością ucztowali tego dnia. Po lewej stronie mieliśmy: Mały Gerlach (2601 m n.pm.), Gerlach (2655 m n.p.m.) oraz Przełęcz Tetmajera położoną na wysokości 2590 m n.p.m. Jak cudownie byłoby się tam teraz po wspinać… Ale my idziemy dalej. Po prawej stronie stoi dumnie Wielicka Kopa (2227 m n.p.m.), jako jedno z ostatnich wzniesień w masywie Granatów Wielickich w słowackich Tatrach Wysokich. Później podziwialiśmy Dwoistą Turnię (2312 m n.p.m.) oraz Wielką Granacką Turnię (2318 m n.p.m.) i tak doszliśmy do Kwietnicowego Stawu, który znajduje się na wysokości 1812 m n.p.m. Nosi on również wdzięczną nazwę Wielickiego Ogrodu, ponieważ z uwagi na bogate w minerały podłoże, rośnie tam wiele ziołorośli takich jak: omieg górski, miłosna górska, starzec gajowy czy ciemiężyca zielona. Swoją nazwę to miejsce zawdzięcza właśnie kolorowemu morzu kwiatów, które otoczone jest przez skalne olbrzymy. Po drodze mijamy jeszcze Długi Staw na wysokości 1939 m n.p.m. i chyba każdy z nas marzył o tym, aby teraz się w nim wykąpać, ponieważ temperatura powietrza na termometrze rosła cały czas do góry! Tutaj nasza droga zrobiła się kamienista, a krajobraz surowy i typowy dla tej części Tatr Wysokich. Z góry wśród okalającej szarości głazów i kamieni Długi Staw wyglądał jak mała ślizgawka o turkusowym kolorze. Stąd już niedaleka droga do Polskiego Grzebienia. Powoli witają nas kolejne olbrzymy: Sucha Kopa (2121 m n.p.m.) i Gerlachowska Kopka (2457 m n.pm.). Przed naszym celem zaliczyliśmy mały korek na łańcuchach, ale prężni panowie i wiotkie panie, wszyscy niczym kozice górskie, przeskakiwali z kamyka na kamyk, aby jak najszybciej być na Polskim Grzebieniu. Odnośnie kozic, widzieliśmy małe stadko, ale mieszkańcy tych terenów dzisiaj nie życzyli sobie żadnych gości i poszli odpoczywać w innych apartamentach – zdaje się – Suchej Kopy (2121m n.p.m.). Będąc na szczycie było cudownie. Wiał ciepły wiaterek, później trochę chłodniejszy, później znowu troszkę cieplejszy i tak na zmianę. Słońce świeciło w pełnej lampie, a widoki na polską i słowacką stronę były obłędne! Kilkoro z nas za zgodą Przewodnika Łukasza razem z nim weszło jeszcze na Małą Wysoką (2429m n.p.m.), gdzie rozległa panorama odbierała mowę… Widoki na Rohatkę, Dziką Turnię, Świstowy Szczyt, Jaworowy Szczyt, Lodową Przełęcz, Lodowy Szczyt, Łomnicę, czy Staroleśny Szczyt… Ach, zbyt mało czasu aby nasycić wzrok i uspokoić kołaczące serce – to akurat od podejścia na szczyt. Odległa Zbójnicka Chata kusiła, aby za niebieskimi znakami uciec do niej i zostać tam na noc. Niestety, trzeba wracać.
Jak to kozice górskie PTT zejście było szybkie. Po grupowej fotce na Polskim Grzebieniu, podła komenda, że schodzimy. I tak z Polskiego Grzebienia rozpoczęliśmy długi rejs na naszych falujących ze zmęczenia kolanach, w kierunku Łysej Polany. Zmarzły Staw, Litworowy Staw, Zielony Staw, Mały Staw Kaczy, a my dalej płyniemy bez końca do naszego portu w Łysej Polnie. Dolina Białej Wody jest według mnie piękna, jednak bardzo długa i wymagająca cierpliwości, aby dojść do parkingu. Ok. godziny 18:30 wyjechaliśmy do Bielska Białej wszyscy szczęśliwy ze zdobycia Polskiego Grzebienia lub Małej Wysokiej. Jeżeli ktoś z Was drodzy czytelnicy dotrwał do końca tej mojej „krótkiej” relacji… pewnie zapyta teraz – a burza? Na całe szczęście nie było, pomimo złowrogich chmur, które przeganiał wiatr nad szczytami słowackich gigantów. Pamiętam, że deszcz padał tylko wieczorem na trasie, a o 21.15 będąc już na parkingu w Bielsku Białej było ciepło i przyjemnie. I tak w równie dobrych humorach, rozjechaliśmy się po naszych domach, ze słowami „do szybkiego zobaczenia”.
Dodam tylko, że nasza suma podejść to ok. 1150 m, przeszliśmy ok. 22,5 km w czasie, jak to ładnie ujął kolega Łukasz, cytuję: „bardzo ekspresowym tempie”.

P.S. Szczególne podziękowania za piękną wycieczkę i bezpieczną podróż kieruję tu dla naszych Przewodników Jana Nogasia, Łukasza Kudelskiego oraz kierowcy Krzysztofa.

Przemek Waga
.

nasza grupa na starcie w Starym Smokowcu

Zaszufladkowano do kategorii kronika - 2019 | Możliwość komentowania Polski Grzebień (Tatry Wysokie, Słowacja) – wycieczka górska – 10 sierpnia 2019 r. została wyłączona

Dzień Przewodników i Ratowników Górskich

Dzień Przewodników i Ratowników Górskich obchodzony jest w dniu imienin Św. Wawrzyńca (10.08.), patrona przewodników i ratowników górskich.
Z tej okazji wszystkim Przewodnikom Górskim i Ratownikom GOPR – członkom i sympatykom naszego Oddziału – składamy najserdeczniejsze życzenia.

Zarząd Oddziału

Zaszufladkowano do kategorii aktualności | Możliwość komentowania Dzień Przewodników i Ratowników Górskich została wyłączona

Lubań (Gorce) – wycieczka górska – 4 sierpnia 2019 r.

W ubiegłą niedzielę wraz z PTT udaliśmy się w nostalgiczną podróż w Gorce. Celem naszej wędrówki był Lubań (1211 m.n.p.m.). Dla wielu z nas szczyt dobrze znany, który swoim wyjątkowym klimatem wyraźnie zaznaczył się w naszych wspomnieniach. Polany, piękne widoki na Tatry, baza namiotowa SKPG z Krakowa, która oferuje najlepsze naleśniki z borówkami na świecie… Nic więc dziwnego, że wycieczka cieszyła się dużym zainteresowaniem.
Punktualnie o godz. 7:00 w licznej grupie 30 osób ruszyliśmy w drogę autokarem na przeł. Snozka skąd ruszyliśmy na niebieski szlak w stronę Lubania. Zanim jednak zaczęliśmy zdobywać wysokość podeszliśmy posłuchać Organów Władysława Hasiora, które niestety w ten bezwietrzny dzień odmówiły nam koncertu. Zboczyliśmy również ze szlaku, aby zajrzeć w przepaść nieczynnego kamieniołomu andezytu w górze Wdżar. Po zaliczeniu tych ciekawostek zlokalizowanych na przeł. Snozka już nic nie rozpraszało naszej uwagi i mogliśmy ruszyć w górę za znakami niebieskimi na Lubań. Gdzieniegdzie pośród zarastających polan na horyzoncie pojawiały się fragmenty panoram na Spisz i Pieniny. Tatry niestety pozostały aż do popołudnia za gęstą zasłoną chmur.
Podejście było strome, zwłaszcza w szczytowej partii i trochę błotniste, ale nawet Turysta w sandałach (pozdrawiam serdecznie!) nie narzekał. Cudownie było znów zobaczyć to miejsce. Źródełko studenckiej bazy namiotowej, teraz już mocno zarośnięte, kiedyś z widokiem na Tatry. Bazę namiotową SKPG z Krakowa tętniącą życiem, z rozstawionym całym polem namiotowym, pełnym ludzi, śmiechu i śpiewu. W znanym ze wspomnień obrazie pojawiło się też i parę nowych rzeczy, jak m.in. 22-metrowa wieża widokowa postawiona w 2015 r., z bardzo szczegółowo rozpisaną panoramą 360. Niestety nie trafiliśmy na słynne naleśniki. W sobotę (o nieszczęście) na bazie było duże święto – Dzień Naleśnika i całe przygotowane zaplecze naleśnikowe zostało wykorzystane.
Przeczekawszy skromne opady deszczu w namiocie bazowym ruszyliśmy w drogę na wieżę, a potem od razu do Krościenka za znakami czerwonymi, fragmentem Głównego Szlaku Beskidzkiego. Ta część trasy była długa, ale za to pełna polan i pięknych widoków na Pieniny i Beskid Sądecki. Nad samym Krościenkiem nieco bardziej odsłoniły się Tatry. Nad Dunajec schodziliśmy mijając Kopią Górkę, słynną dzięki ks. Blachnickiemu i zainicjowanemu przez niego przedsięwzięciu – Ruch Światło – Życie.
W Krościenku nad Dunajcem mieliśmy nieco czasu na posiłek. Potem przyszło nam ruszyć w drogę powrotną. I mimo wzorowej punktualności nie udało nam się uniknąć korków na trasie. Do Bielska wróciliśmy z 20 minutowym opóźnieniem, ale poza szoferem, nikt nie narzekał.
Dziękuję serdecznie Grzesiowi za pomoc w pilnowaniu i zamykaniu grupy na szlaku oraz Grażynce za nadzór fotograficzny oraz wpis z galerią, do której odsyłam wszystkich zainteresowanych. Dziękuję również wszystkim uczestnikom, i tym co mnie słuchali i tym, co ich nogi same niosły. Do zobaczenia na szlaku!
Z tatrzańskim pozdrowieniem

Martyna Ptaszek
.

nasz grupa na Lubaniu

Zaszufladkowano do kategorii kronika - 2019 | Możliwość komentowania Lubań (Gorce) – wycieczka górska – 4 sierpnia 2019 r. została wyłączona