Odszedł Wiesław Mierzwa

Z przykrością zawiadamiamy, że w dniu 29 lipca 2017 r. zmarł Wiesław Mierzwa, wieloletni członek Oddziału PTT w Bielsku-Białej (od 1993 r.), miłośnik Tatr i kultury podhalańskiej.

Wiesław Mierzwa urodził się 16 sierpnia 1933 r. w Sosnowcu, zmarł 29 lipca 2017 w Myszkowie. Związany przez całe życie z harcerstwem, fotografią i sztuką filmową, a nade wszystko z Podhalem. Był laureatem wielu nagród fotograficznych i filmowych. Już jako młodzieniec umiłował sobie tatrzańskie szlaki i krajobrazy, uwieczniając je na licznych fotografiach. Był prawdziwym pasjonatem kultury podhalańskiej, czemu dał wyraz wydając niezwykły album dedykowany Janowi Pawłowi II pt. „Kapliczki Tatr Polskich”. Książka wydana w 1997 r. zawierała zdjęcia i opisy niemal wszystkich kapliczek znajdujących się wówczas na tatrzańskich szlakach. Do samego końca z pomocą bliskich, co roku odwiedzał Zakopane okolice.

Msza żałobna zostanie odprawiona 2 sierpnia 2017 r. o godzinie 13:00 w kaplicy na cmentarzu przy ul. Smutnej (al. Mireckiego) w Sosnowcu.

Cześć Jego Pamięci!

Zarząd Oddziału
.

Zaszufladkowano do kategorii aktualności | Możliwość komentowania Odszedł Wiesław Mierzwa została wyłączona

Ostrá, Kľak (Wielka Fatra, Słowacja) – wycieczka górska – 28-30 lipca 2017 r.

W piątek 28.07.2017 przed godz. 16.00 zebraliśmy się na dolnej płycie dworca w Bielsku-Białej w składzie 19 osób pod przewodnictwem Witolda Kubika. Nad Bielsko nadciągała burza i bagaże pakowaliśmy już w deszczu i akompaniamencie wyładowań elektrycznych. Celem naszej wycieczki tym razem była Wielka Fatra, najdziksze góry Słowacji. Burza goniła nas aż do przejścia granicznego w Korbielowie. Późnym wieczorem dotarliśmy do kempingu Drienok w Mosowcach, którego największą atrakcją jest basen, niestety był dopiero napełniany wodą. Po ulokowaniu w pokojach cześć grupy ruszyła na spacer podziwiając rogalik księżyca i pierwsze widoczne „gwiazdy” Jowisza i Merkurego. Później to już całe niebo było rozgwieżdżone.
W sobotę rano o 8.00, po pysznej kawie serwowanej przez naszego przesympatycznego kierowcę autokaru pana Stanisława, ruszyliśmy do miejscowości Blatnica, miejsca startu naszej dzisiejszej wędrówki w skalną część Wielkiej Fatry. Celem było wejście na Tlstę („Tłustą” jak tłumaczył nasz przewodnik Witek, ponieważ patrząc na nią z daleka, wapienne skały wokół niej sprawiają wrażenie jakby była otoczona tłustymi boczkami) i dalej na Ostrą . Po drodze mijaliśmy ogromne skały wapienne z fantastycznymi formami powstałymi pod wpływem erozji, weszliśmy do potężnego otworu w Jaskini Maźarnej, który bardzo przypominał mi kształtem grotę Komonieckiego w Beskidzie Małym, tylko w jej ogromnym wydaniu. Zresztą Wielka Fatra to teren znany z licznych jaskiń. W południe dotarliśmy na Tlstą (1373 m n.p.m.) rozłożysty szczyt wapienny, z którego rozpościerały się piękne widoki na całą Wielką Wielką i Małą Fatrę i jeszcze dalej. Pogoda była wymarzona. Po godzinnym leniuchowaniu ruszyliśmy dalej granią na Ostrą, podziwiając ukwiecone łąki wciskające się między skały. Na siodle pod Ostrą zostawiliśmy plecaki i w składzie trochę pomniejszym (część grupy została) ruszyliśmy na strzelisty szczyt Ostrej (1247 m), na który szlak prowadzi przez skalne okno i jest zabezpieczone licznym łańcuchami. Nasz „senior seniorów” Andrzej wprost szalał zaliczając wszystkie skałki na górze, tak rozpierała go radość z widoków. Nas zresztą też. Schodząc do doliny „udało nam się” zgubić szlak i schodząc ostro w dół zeszliśmy na inny, ale też prowadzący do Blatnickiej Doliny. Po krótkim odpoczynku i posiłku w leśnej restauracji ok. 18.30 ruszyliśmy autobusem do naszej bazy w Mosowcach. W planie mieliśmy jeszcze wyjazd na basen w Turciańskich Teplicach , niestety było już zbyt późno i moczenie się w tamtejszych ciepłych wodach zostawiliśmy na przyszły rok. Jeszcze krótki wieczorny spacer po Mosowcach, później sympatyczne spotkanie przy kubku wina i do spania. Niestety uparta mysz chrupiąca w kącie ciasteczka nie każdemu pozwoliła na spokojny sen.
W kolejny dzień naszą wędrówkę rozpoczęliśmy w miejscowości Sklabinskie Podzamcze, a właściwie już poza jej granicami, bo wprawny kierowca autokaru podwiózł nas jak tylko można było najdalej dojechać. Celem był Klak (1394 m n.p.m.) – blisko 3,45 godz. wędrówki. Początkowo droga biegła spokojnie, później nagła zmiana i baaardzo ostro po gliniastym podłożu, wspomagając się kijkami mozolnie wspinaliśmy się w górę. Wreszcie wyszliśmy w czasie lepszym niż wskazywały na to kierunkowskazy na teren przepięknej stromej łąki. Krótki odpoczynek i dalej w upale, gęsiego ostro w górę. A na górze? – wokoło niesamowite widoki!!! Przewodnik Witek po kolei pokazywał
i wymieniał nazwy szczytów. Widać nawet było Pilsko i Babią Górę. Po niedługim odpoczynku na skalistym szczycie zaczęliśmy zejście do miejscowości Podhradie, gdzie czekał już na nas autokar.
Po drodze zabraliśmy dwójkę uczestników naszej wycieczki, która ze względu na otarcia nóg w pierwszym dniu, ten dzień spędziła na basenach w Turczańskich Teplicach i powrót. W Bielsku byliśmy ok. 20-tej.
Ja mam trochę niedosyt, bo mimo, że teren Wielkiej Fatry jest ulubionym terenem zamieszkiwania niedźwiedzi, nie udało nam się (a może to dobrze?) zobaczyć żadnego. Dziękujemy Ci Witku za suuuperową wycieczkę.

AGJ
.

pamiątkowe zdjęcie uczestników wycieczki

Zaszufladkowano do kategorii kronika - 2017 | Możliwość komentowania Ostrá, Kľak (Wielka Fatra, Słowacja) – wycieczka górska – 28-30 lipca 2017 r. została wyłączona

Wielki Chocz (Góry Choczańskie, Słowacja) – wycieczka górska – 15 lipca 2017 r.

Była godzina 6:00 i połowa lipca. Lato w pełni i było ciepło. Prognoza pogody dla nas, członków i sympatyków Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego Oddział w Bielsku-Białej, była raczej dobra, z tym, że około godziny 14-tej zapowiadano burzę. Tym razem wyruszyliśmy na Wielki Chocz (1608 m n.p.m. według słowackiej mapy, albo 1611 m n.p.m. według tabliczki na szczycie tej góry). Jest to góra, którą jakże chętnie odwiedzaliśmy o różnych porach roku, a świadczą o tym choćby nasze zdjęcia i zapiski w tej Kronice.
Przewodnik beskidzki Witold Kubik wspomagany przez przewodnika Łukasza Kudelskiego i ratownika GOPR Andrzeja, poprowadził liczną turystyczną gromadę szlakiem czerwonym z Jasenovej na szczyt Wielkiego Chocza. Zejście było inną trasą, najpierw zielonym, a potem niebieskim szlakiem do miejscowości Valaska Dubova.
Wielki Chocz słynie nie tylko z fantastycznych panoram na wszystkie strony świata, ale też i z tego, że zawsze (naturalnie oprócz zimy!) tonie w kwiatach, zwłaszcza jej górna część, która od 1982 roku jest rezerwatem przyrody. Teraz, w połowie lipca, wśród dziesiątek różnych gatunków kwiatów, dominowały polne, różowe goździki. Niżej, na polanach aż gęsto było od grubych ostów. Zachwytom nad tym prawdziwym skalnym ogrodem nie było końca.
Na szczyt Wielkiego Chocza doszliśmy około godziny 11:30 pokonując 1050 metrów przewyższenia. Prawda, że dużo jak na jeden dzień? Gdyby jeszcze widoczność była troszkę lepsza, to byłaby dla nas tym większa nagroda za trud podejścia. Z pewnością zatrzymalibyśmy się na szczycie tej góry na dłużej… jednak dzisiaj Chocz jak to Chocz, niestety postraszył nas wcześniejszą o dwie godziny burzą i wręcz „wygonił” ze szczytu. Gołym okiem widzieliśmy, jak fala burzowa waliła prosto w naszą stronę. Szkoda, że musieliśmy uciekać ze szczytu, bo burza na tej górze to nie są żarty. Przewodnik Witek Kubik szybko zmobilizował nas do zejścia w dół, byle być niżej, byle było bezpieczniej. Do Strednej Polany schodziliśmy wąską ścieżką turystyczną gęsiego, jeden za drugim, jak kolorowa długa stonoga. Później, gdy zaczęło padać i niedaleko obok przewalały się grzmoty, to szliśmy już w pelerynach swoim tempem, jedni szybciej, bo karczma u Janosika czekała, inni wolniej, bo okoliczne skałki i piargi też były interesujące. Na nasze szczęście burza nie trwała długo.
W karczmie u Janosika w Valaskiej Dubovej posmakowaliśmy miejscowych specjałów. Po trudach zejścia odpoczywaliśmy dokładnie w miejscu słynącym z tego, że właśnie tu, w tej karczmie w roku 1713 pojmano Janosika. Co ciekawe, ta karczma stoi dokładnie w środku pomiędzy miejscowym kościołem a cmentarzem…
O godzinie 15:30 pojechaliśmy do miejscowości Leštiny, zaledwie 7 km od Dolnego Kubina. Tu, w tej maleńkiej wiosce liczącej 230 mieszkańców zwiedziliśmy drewniany artykularny ewangelicki kościół z roku 1688-9. Do dzisiaj zachowało się na Słowacji tylko pięć takich artykularnych kościołów. Miła pani, opiekująca się tym zabytkiem wpisanym (wraz z innymi siedmioma kościółkami) na listę UNESCO w 2008 r. przywitała nas serdecznie i zaprosiła do wnętrza, w którym po uiszczeniu opłaty za wstęp usiedliśmy w oryginalnych starych ławkach, liczących pewnie tyle samo lat co ten kościół. Tutaj, w Leštinie dowiedzieliśmy się, co oznacza słowo: artykularny (budowa była ograniczona pewnymi obostrzeniami zgodnie z artykułami kodeksu zatwierdzonego przez sejm w 1681 r.). Posłuchaliśmy o historii kościoła, zobaczyliśmy cenne i unikatowe wyposażenie i wykończenie. Zachwyciły nas, nigdzie niespotykane w świecie, deski na suficie i na bocznych ścianach pomalowane jak prawdziwe marmury. O tym kościółku można by wiele napisać i można też o nim przeczytać w Internecie.
Ale żeby nie przedłużać opisu dopiszę szczerze, że warto było go odwiedzić, warto było posłuchać ciekawych opowieści o tej prawdziwej narodowej słowackiej perełce. Witek! Należą Ci się za to serdeczne dzięki, tym bardziej, że w planie oficjalnym nie było zwiedzania tego zabytku.
Pełni nie tylko górskich wrażeń powróciliśmy do Bielska-Białej około godz. 19:00. Myślę, że jeszcze nieraz wybierzemy się w te strony i na tę piękną górę.

CS
.

nasza grupa na starcie wycieczki w Jasenovej

Zaszufladkowano do kategorii kronika - 2017 | Możliwość komentowania Wielki Chocz (Góry Choczańskie, Słowacja) – wycieczka górska – 15 lipca 2017 r. została wyłączona

„Co słychać?” nr 6 (318) / 2017

cs318Czerwcowy numer „Co słychać?” o objętości 12 stron otwiera relacja z finału akcji „Sprzątamy Beskidy z PTT 2017”, który odbył się 3 czerwca na Magurce Wilkowickiej.
W dziale „Z życia ZG PTT” znajdziemy relację ze Zjazdu Delegatów PTT oraz sylwetki nowych członków honorowych PTT, Antoniego Leona Dawidowicza i Romualda Zaręby.
Wśród wieści z życia oddziałów możemy przeczytać o akcji „Sprzątamy Góry Świętokrzyskie z PTT” zorganizowanej przez Oddział PTT w Ostrowcu Świętokrzyskim oraz konkursach wiedzy o górach dla młodzieży w Kozach i Tarnowie. Po raz pierwszy przyznane zostały przez Koło PTT w Kozach wyróżnienia „Prowadzę na Szczyt…”, koledzy z Oddziału Dęblińskiego PTT upamiętnili w Brzezinach żołnierzy AK-WiN, a członkowie oddziałów z Łodzi i Warszawy spotkali się nad Rawką. Znajdziemy tu także artykuły o wyjazdach w Góry Rumunii (O/Nowy Sącz), Pieniny (K/Opole – Sabałowy Klan) oraz wędrówce kolejnym etapem Głównego Szlaku Sudeckiego z O/Chrzanów.
Numer uzupełnia artykuł o międzynarodowej konferencji polsko-ukraińskiej „Spotkania na Pokuciu – Warsztaty Rafajłowskie 2017” oraz podsumowanie taternickich spotkań w tym roku.

Życzymy przyjemnej lektury! (pobierz -> 1,08 MB)

Redakcja „Co słychać?”

Zaszufladkowano do kategorii "Co słychać?" | Możliwość komentowania „Co słychać?” nr 6 (318) / 2017 została wyłączona

Turbacz (Gorce) – wycieczka górska pt. „Wędrujemy Głównym Szlakiem Beskidzkim” – 9 lipca 2017 r.

Dzisiejsza wycieczka stanowiła kontynuację serii wędrówek Głównym Szlakiem Beskidzkim. Tym razem odwiedziliśmy Gorce, gdzie zdobywaliśmy Turbacz dość nietypowym szlakiem. Wyjechaliśmy z Bielska po godzinie 6 rano, aby na miejsce dotrzeć po 4 godzinach jazdy, a wszystko przez zakaz poruszania autokarów w rejonie Przełęczy Knurowskiej, który zmusił nas do objechania całego pasma Lubania i przejazdu przez Ochotnicę Górną. Pierwsze atrakcje czekały zaraz na starcie. Droga wąska, dalej przejechać się nie da, a autobus jakoś zawrócić musiał… Trwało to przynajmniej 20 minut po których z niesamowitym poczuciem ulgi (aby ją zrozumieć, należałoby zobaczyć miejsce w którym autokar manewrował, mistrzostwo w wykonaniu kierowcy!) mogliśmy zobaczyć kierowcę odjeżdżającego w wcześniej umówione miejsce spotkania.
Szybka zbiórka, drobna rozgrzewka kilometrem asfaltu i jesteśmy na Przełęczy Knurowskiej (846m n.p.m.) z której zaczynamy właściwe podejście w stronę Turbacza po drodze mijając Kiczorę, wznoszący się na 12882m n.p.m. trzeci pod względem wysokości szczyt całego pasma. Wyjątkowo sprzyjające warunki atmosferyczne z fantastyczną widocznością nie chcą nas prędko puścić w dalszą trasę, więc odpoczynek w Schronisku PTTK Na Turbaczu troszkę się przeciąga (a i humory dopisują  ). Chcąc nie chcąc trzeba nam jednak było ruszyć w dalszą drogę, w końcu mamy godzinne opóźnienie w stosunku do pierwotnego planu, a tutaj trzeba jeszcze dojść do Rabki! Sam wierzchołek Turbacza, zlokalizowany około 10 minut od Schroniska, wznosi się na 1310m n.p.m., co jest imponującym wynikiem biorąc pod uwagę pozostałe góry zaliczane do Korony Gór Polski, stawiającym Turbacz na 6 miejscu pod względem wysokości ze wszystkich pasm w kraju.
Pogoda cały czas utrzymuje się praktycznie idealna i w takich warunkach przystajemy jeszcze przy dwóch kolejnych schroniskach – na Starych Wierchach oraz na Maciejowej, skąd zwartą grupą ruszamy w stronę Rabki i czekającego na nas kierowcy.
28 kilometrów trasy daje odczuć się w nogach, ale nikt nie narzeka – nawet najmłodsi. Pozytywny nastrój nie opuszcza nas już do samego Bielska.

Łukasz
.

nasza grupa na Przełęczy Knurowskiej

Zaszufladkowano do kategorii kronika - 2017 | Możliwość komentowania Turbacz (Gorce) – wycieczka górska pt. „Wędrujemy Głównym Szlakiem Beskidzkim” – 9 lipca 2017 r. została wyłączona

Przełom Hornadu, Wąwóz Velky Sokol (Słowacki Raj, Słowacja) – wycieczka górska – 30 czerwca – 2 lipca 2017 r.

W piątek o godz. 17.00 na dolnej płycie dworca autobusowego zebraliśmy się, aby wziąć udział w wycieczce organizowanej przez Polskie Towarzystwo Tatrzańskie do Słowackiego Raju.
Podróż trwała dość długo, również z powodu licznych przerw na bieżące potrzeby uczestników… Do Podlesoka dojechaliśmy około 22:00 i obserwując robaczki świętojańskie czekaliśmy na kluczyki do domków.
W sobotni poranek, po zakupach w sklepie, o 9:00 wyszliśmy z campingu i poszliśmy w kierunku przełomu Hornadu. Podczas wędrówki ciągle towarzyszył nam drobny deszczyk, który nie chciał nam dać spokoju. Niektóre przejścia umożliwione były dzięki metalowym podestom zwanymi „stupaczkami” przymocowanymi do pionowych skał nad rzeką. Tak dotarliśmy do pierwszego mostu linowego, przy którym złapała nas potężna ulewa, szybko przemokło nam wszystko, włącznie z butami do których woda wlewała się górą.
Po drodze przechodziliśmy jeszcze przez kilka zawieszonych nad rzeką mostów linowych, na które mogło wejść maksymalnie 5 osób, ale nasza grupa wchodziła w większej ilości, co powodowało ich kołysanie.
Padać przestało dopiero jak doszliśmy do Letanowskiego Młynu, skąd dwie osoby poszły w kierunku Klasztoriska. Reszta grupy ruszyła dalej w kierunku Tomasovskiego Vyhladu, z którego podziwiać można było widoki na Tatry i Słowacki Raj. Część z nas zdjęła buty i nad urwiskiem skalnym wykręcała i suszyła mokre skarpety.
Ze szczytu znów zeszliśmy do przełomu i po znalezieniu szlaku, zaczęliśmy podejście na Klasztorisko. Gdy byliśmy już na miejscu, zatrzymaliśmy się w barze, gdzie czekały na nas dwie osoby, które przyszły tu wcześniej. Kilku z nas poszło do ruin klasztoru, które okazały się zaskakująco duże. Później zwiedziliśmy symboliczny cmentarz ofiar Słowackiego Raju. Z Klasztoriska zejście do Podlesoka zajęło nam około półtorej godziny. Całość przejścia trwała blisko jedenaście godzin.
Wieczorem na campingu usiedliśmy przy ognisku, część z nas piekła kiełbaski i chleb. Później zaczęły się śpiewy i żarty.
W niedziele o 8:00 spakowaliśmy bagaże do busa i pojechaliśmy do początku Wielkiego Sokola. Początkowo szlak biegł przyjemną drogą obok koryta potoku, ale później zamiast obok, szlak prowadził bezpośrednio środkiem! Niektórym z nas nie robiło to wielkiej różnicy, bo mieliśmy jeszcze mokre buty po wczorajszym wyjściu, więc nawet nie staraliśmy się chodzić po wystających kamieniach, dzięki którym można by było przejść z względnie suchymi butami.
Później zaczęło się trudno i bardzo trudno. Trzeba było przekraczać grube pnie drzew leżące na środku koryta lub momentami trzeba było wykazać się równowagą idąc po nich.
Po pewnym czasie doszliśmy do Małego Wodospadu, który pokonaliśmy długą drabiną. Po kolejnych stu metrach dotarliśmy do Wielkiego Wodospadu, który również trzeba było pokonać drabinami. Ich mocowanie okazało się niepewne.
Później zaczął się fragment szlaku prowadzący pod bardzo wysokimi ścianami skalnymi. Na Glacką Ceste wyszliśmy po około dwóch godzinach, zadowoleni z przejścia Wielkiego Sokola.
Po krótkim odpoczynku poszliśmy w kierunku Małej Polany, przy której zrobiliśmy sobie kolejną krótką przerwę. Za półtorej godziny byliśmy w miejscu wyjścia. Była godz. 14:00, czyli dwie godziny przed zaplanowanym zejściem!!! Niestety nie było zasięgu, więc nie było kontaktu z kierowcą busa, który stał w innym miejscu. Musieliśmy czekać aż do 16:00.
Ten czas część grupy poświęciła na leżenie nad potokiem, część na leżenie w trawie, część na oglądaniu małej myszki, a jeszcze inna część na oglądaniu ryb w potoku.
Podczas drogi powrotnej zatrzymaliśmy się w karczmie, polecanej przez naszego przewodnika Jana Nogasia, w której zjedliśmy pyszne potrawy. W Bielsku-Białej byliśmy o 21:00, zmęczeni, ale bardzo zadowoleni.

F.J.
.

nasza grupa w Podlesoku

Zaszufladkowano do kategorii kronika - 2017 | Możliwość komentowania Przełom Hornadu, Wąwóz Velky Sokol (Słowacki Raj, Słowacja) – wycieczka górska – 30 czerwca – 2 lipca 2017 r. została wyłączona

Kalatówki (Tatry Zachodnie) – wycieczka górska w ramach akcji „Czyste Tatry 2017” – 1 lipca 2017 r.

W pierwszą sobotę czerwca zakończyliśmy akcję „Sprzątamy Beskidy z PTT”, a w niecały miesiąc później, tj. w pierwszą sobotę lipca niewielką grupą członków bielskiego PTT wybraliśmy się na akcję „Czyste Tatry”.
O 6:15 rano wystartowaliśmy dwoma samochodami z Buczkowic i Rybarzowic w kierunku przejścia granicznego w Korbielowie. Im bliżej granicy, tym pogoda coraz bardziej zaczynała nam się nie podobać, deszcz zaczynał padać coraz intensywniej… Ale dla prawdziwych turystów taka pogoda jest niestraszna 🙂
Droga przez Słowację upłynęła nam w miarę szybko, choć nadal bez nadziei na ujrzenie tatrzańskich szczytów. W Jabłonce zrobiliśmy krótki postój na kawę i ruszyliśmy w kierunku Zakopanego, a dokładniej rzecz biorąc w kierunku Górnej Równi Krupowej, skąd mieliśmy odebrać start-packi (koszulki, identyfikatory). Deszcz nie dawał za wygraną i padał coraz intensywniej…
Doszliśmy do wniosku, że zmieniamy naszą zaplanowaną wcześniej trasę i wyruszymy z Kuźnic w kierunku schroniska na Kalatówkach. Po około godzinie dotarliśmy do schroniska, zmarznięci, przemoczeni do „suchej” nitki. Na miejscu nadszedł czas na posiłek, gorącą herbatkę z sokiem malinowym, z grubsza osuszenie ubrań i powrót. Siedząc w schronisku przez okno zaglądaliśmy czy pogoda się zmienia na lepsze. Każdy z nas chyba modlił się, aby wyszło słońce i jak za dotknięciem różdżki tak też się stało. 🙂 Długo wyczekiwane słoneczko wyjrzało za ciemnych chmur.
Wyszliśmy na polanę przed schronisko, aby podziwiać piękne widoki w kierunku Kasprowego Wierchu. Pod schroniskiem oczywiście pamiątkowe zdjęcie naszej 8-osobowej grupki, zabieramy worki z zebranymi już śmieciami i ruszamy niebieskim szlakiem w stronę Kuźnic i dalej do ronda na Bystre, gdzie zostawiliśmy samochody. Z naszej trasy zebraliśmy 70 litrów śmieci. A jak już zostało podane przez organizatorów z całej akcji zebrano około 200 kg śmieci.  Z roku na rok ta liczba maleje 🙂 Mam nadzieję, że będziemy kiedyś mogli powiedzieć tak i o naszych Beskidach, bo jak na razie z tego co zaobserwowaliśmy, z roku na rok zbieramy coraz więcej śmieci 🙁  Do zobaczenia za rok, oby w większym gronie!!!

K.T.
.

nasza grupa na Kalatówkach

Zaszufladkowano do kategorii kronika - 2017 | Możliwość komentowania Kalatówki (Tatry Zachodnie) – wycieczka górska w ramach akcji „Czyste Tatry 2017” – 1 lipca 2017 r. została wyłączona

Pilsko (Beskid Żywiecki) – wycieczka górska dla seniorów – 27-28 czerwca 2017 r.

Najpierw jechaliśmy pociągiem do Żywca, później busem do Korbielowa. Czternaścioro uczestników kolejnej wycieczki wystartowało na podbój Pilska (1557 m n.p.m.). Dzień był piękny, zapowiadał się upał. Pierwszy etap to przełęcz Przysłopy skąd stromo podeszliśmy na halę Malorkę. Im wyżej tym piękniejsze widoki roztaczały się na okoliczne góry z Babią na czele. Kolejne hale to Uszczawne oraz Buczynka. Kiedyś pasły się tu liczne stada owiec dziś niestety częściowo łąki zarastają. Przed nami coraz bliżej bezleśna i wyniosła kopuła Pilska. Ze strony Witka- naszego przewodnika padła propozycja aby odwiedzić studencką bazę namiotową na hali Górowej. Nie spotkała się ona z entuzjastycznym przyjęciem gdyż trzeba było trochę nadłożyć drogi i to stromo w dół. Tym większa była radość jak zostaliśmy przyjęci ogromnym garem prawdziwej bazowej pachnącej herbaty. Przy okazji odżyły wspomnienia studenckich wypraw sprzed lat…
Po rozgoszczeniu się w schronisku na hali Miziowej wyruszyliśmy na szczyt Pilska. Droga wiodła pomiędzy kępami kosówki, strome podejście wynagrodziły nam nieprawdopodobne widoki, wokół góry i góry. Sam wierzchołek znajduje się po stronie słowackiej. Podczas  zejścia lekko pokropiło i mieliśmy okazję oglądać niesamowity komin mgły nad Korbielowem.
Po wygodnym noclegu udaliśmy się w dalszą drogę. Poranek był rześki, przez hale Cebulową i Cudzichową dotarliśmy na Rysiankę. Upał się zrobił potężny. Samo schronisko na Rysiance zaskoczyło nas nowym wyglądem. Pięknie wyremontowane, czyściutkie. Po 10 minutach następne, na Hali Lipowskiej. Również i ono po liftingu, wszędzie kwiaty. Ponieważ było bardzo gorąco nasz przewodnik zdecydował, że na halę Boraczą pójdziemy szlakiem wiodącym przez las. Był to dobry pomysł. Wprawdzie zniszczony las jeszcze się nie odrodził ale dzięki temu mogliśmy podziwiać rozległe otoczenie doliny Żabnicy. Do schroniska na Boraczej dotarliśmy ok. 14-tej, mieliśmy więc sporo czasu aby zrobić solidny odpoczynek. I tak powoli kończyła się nasza wycieczka. W sumie pokonaliśmy 33 kilometry, szliśmy ponad 10 godzin, nasyciliśmy się cudownymi widokami i zapachami świeżej zieleni, spędziliśmy świetny czas w zgranym już towarzystwie. Planujemy następne wyprawy, nasze zamierzenia są śmiałe gdyż będziemy przekraczać granice i wędrować po górach Słowacji.

Teresa Kubik
.

seniorzy na szczycie Pilska

Zaszufladkowano do kategorii kronika - 2017, seniorzy | Możliwość komentowania Pilsko (Beskid Żywiecki) – wycieczka górska dla seniorów – 27-28 czerwca 2017 r. została wyłączona

Brestová (Tatry Zachodnie, Słowacja) – wycieczka górska – 24 czerwca 2017 r.

Kolejna sobotnia wycieczka organizowana przez Polskie Towarzystwo Tatrzańskie miała na celu zdobycie Brestovej w Tatrach Zachodnich na Słowacji, widokowego szczytu o wysokości 1934 m n.p.m.
Podczas podróży w kierunku Zuberca, nasz przewodnik Jan Nogaś opowiadał ciekawostki o miejscach, przez które przejeżdżaliśmy, dlatego podróż szybko nam upłynęła. Do wylotu Doliny Rohackiej dotarliśmy około 8:00, zrobiliśmy zdjęcie grupowe i rozpoczęliśmy wędrówkę na szczyt Brestovej.
Podejście pod Przedni Salatyn było dość monotonne i męczące z powodu upału, ale gdy już weszliśmy na grzbiet, mogliśmy spojrzeć wreszcie na szczyt Brestovej oraz usiąść i odpocząć, przynajmniej w teorii, bo ciągle towarzyszyły nam muchy, które chciały usiąść na nas, naszym jedzeniu lub wejść w kadr zdjęcia.
Z tego miejsca kontynuowaliśmy naszą wędrówkę, która nie była już tak uciążliwa. Nie było już tak stromo, otaczały nas piękne widoki na otoczenie Doliny Rohackiej. Zaczęło wiać, dzięki czemu było nam chłodniej i muchy się odczepiły.
Z Przedniego Salatyna na szczyt Brestovej było już tylko pół godziny. W dole mogliśmy zobaczyć końcową stację wyciągu krzesełkowego, a przy niej ludzi, którzy byli już tylko kolorowymi kropkami.
Po ostatnim podejściu byliśmy na szczycie Brestovej (1934 m n.p.m.), z którego widać było: Salatyn, grań Rohaczy, Siwy Wierch, Bystrą, Giewont, Rysy i jeszcze wiele innych szczytów zarówno Tatr Zachodnich, jak i Tatr Wysokich.
Po długiej przerwie, zaczęliśmy schodzić w kierunku Przełęczy pod Palenicą, która głęboko wcina się między Brestovą a Siwym Wierchem. Z przełęczy rozpoczęło się zejście, już niestety prawie bez widoków, które odsłoniły się dopiero w dolinie. Gdy doszliśmy już do końca, okazało się, że bar jest zamknięty, dlatego duża część grupy wróciła się w górę doliny, gdzie była restauracja, lecz kilka osób zostało przy zamkniętym barze, wspominając dawne wyjścia w góry. Podczas rozmowy okazało się, że jeden z uczestników wycieczki nosi przy sobie gaz pieprzowy na niedźwiedzie…
O 16:00 wszyscy zadowoleni oraz zmęczeni mniej lub bardziej (kilka osób weszło jeszcze na Salatyn i Siwy Wierch) wyjechaliśmy z Zuberca w kierunku Bielska-Białej.

F.J.
 .

część grupy na starcie wycieczki

Zaszufladkowano do kategorii kronika - 2017 | Możliwość komentowania Brestová (Tatry Zachodnie, Słowacja) – wycieczka górska – 24 czerwca 2017 r. została wyłączona

Karpaty Wschodnie (Ukraina) – wyprawa trekkingowa – 16-23 czerwca 2017 r.

Dwóch członków Oddziału PTT w Bielsku-Białej wraz z trójką znajomych wybrało się w Karpaty Ukraińskie by zmierzyć się ze szczytami wchodzącymi w skład Korony Beskidów Ukraińskich. Poniżej publikujemy relację z tego wyjazdu:

Pewnego dnia dostaję telefon z zapytaniem czy jedziemy na Ukrainę celem zrobienia Korony Beskidów Ukrainy. Myślałem, że to żart, ale odpowiedziałem, że jadę i tak oto pewnego dnia pięciu chłopa zebrało się z plecakami i dało nogę na Ukrainę. Nie będę opisywał drogi, gdyż zabrakłoby czasu, lecz po ponad 20 godzinach wylądowaliśmy w miejscowości Worochta.
Sama miejscowość to mała wioska, można powiedzieć, że coś w rodzaju niby maleńkiego miasteczka. Zakwaterowaliśmy się i już następnego dnia grupa „Piratów Beskidów” zaatakowała szczyt Rutyło.
Sama droga dość ciężka. Z początku błoto, ale cóż… trzeba iść naprzód. 🙂 Przyroda cudna, można powiedzieć, że „dzika”. Na polanie stado zwierząt rogatych marki „krowa dzwonkowa”. Każda posiada sygnalizację dźwiękową pod szyją. Były one dość zdziwione na nasz widok, ale nie wykazywały agresji w naszą stronę. Wreszcie udało… Jest szczyt i ulga, że go znaleźliśmy. I zaczęły się: „ach jak cudnie”, „jakie widoki”, mimo że pogoda nie była zbyt ciekawa. Były pamiątkowe fotki, flaga Polski i baner.
Po powrocie narada „wojenna” co dalej. Następny dzień był deszczowy, więc poszliśmy zwiedzać miejscowość. Można powiedzieć, że dziura, ale co ciekawe mają lepiej rozwinięta sieć kolejową i o dziwo działającą. Ale widać, że w kraju jest stan gotowości bojowej. Każdego mostu i tunelu pilnują strażnicy, co udało nam się „uchwycić” na fotkach. Ale tak, by nie rzucać się w oczy.
Kolejnego dnia w pięciu chłopa poszliśmy „szukać” Baby Ludowej. 🙂
Około dwudziestoletni kierowca, który nas woził, szarżował jak na Camel Trophy autem, którego marki ze względu na reklamę nie podam, na blachach hiszpańskich. Dowiózł nas jednak na miejsce. Jakież było nasze zdziwienie gdy wysiedliśmy przy punkcie kontrolnym, a że był to pas przygraniczny, pilnujący żołnierz z podejrzeniem patrzył na nas. Zabrał nasze paszporty i poszedł do swego gniazda. Po chwili wrócił, oddał paszporty i wypytał po co i dokąd idziemy. Jakoś udało nam się go przekonać i sam wskazał drogę, łajza, ale w inną stronę. Po perypetiach z trafieniem na właściwą drogę wyszliśmy niczym ostatni partyzanci z lasu na drogę.
Idąc tą drogą dotarliśmy na połoniny i znów było „ach” i „och”, a potem „ale widoki”. Dookoła faktycznie przecudne widoki. Idąc dalej napotykamy na stado owiec, co jest już u nas rzadkością. Potem mijamy dość ciekawa bacówkę. Niby było trzech pastuchów, ale sama bacówka dziwnie wyglądała. Mianowicie był maszt dość wysoki, na którym powiewała flaga Ukrainy i Unii Europejskiej, obok był prysznic, zadaszenie, stół jak na obrazie „Ostatnia wieczerza” na około 12 osób… Pytam jednego z nich o tę słynną Babę Ludową, a ten mi że nie wie, że jest tylko pastuchem. No nic, poszliśmy dalej i napotykamy stado rogatych zwierzaków z dzwonkami pod szyją. Ominęliśmy całe to rogate towarzycho lekko z boku, gdyż jeden rogaty jegomość zbyt ciekawie się nam przyglądał.
Wreszcie jest Baba Ludowa. Nawet tabliczka, że należy do Korony Beskidów. No, heja za aparaty i fotki lecą: flaga, baner itp. Nawet żartowano ze mnie, gdyż miałem koszulkę ze schroniska pod Babią Górą, twierdząc że Babia Góra spotkała Babę Ludową. 🙂 Oczywiście nie obyło się bez kawy, którą gotował nam Wiesio. 🙂 Po konsumpcji, tzn. dokładnie po odciążeniu plecaków ruszyliśmy z powrotem mijając dziwną bacówkę uzbrojoną w anteną satelitarną. Po paru chwilach z lasu na połoninę wyjeżdża ciężarówka pełna wojska bacznie się nam przyglądając. Zeszliśmy z drugiej strony, niż wchodziliśmy i o dziwo, tam jest jednostka wojskowa. Przechodząc obok wesołka, który podał nam inny kierunek, żartowniś zaczął się interesować co widzieliśmy. Odpowiedzieliśmy ze owce, krowy, krajobrazy i że znaleźliśmy Babę Ludową. Zapytał jednak, czy dali nam mleka…
Następnego dnia zdobywaliśmy Howerlę, obecnie świętą górę Ukraińców. Idąc na szczyt mijaliśmy słupki graniczne z lat, kiedy przebiegała tam granica między Polską a Czechoslowacją. Wreszcie docieramy na szczyt. Obelisk, który się tam znajduje jest zniszczony. Podobno robi to jakaś „młodzieżówka” prorosyjska. Widoki za to są cudne na każdą stronę.
Kolejny dzień to zdobywanie Bliźnicy. Przechodzimy obok ośrodka narciarskiego. Warunki zimowe muszą być tam naprawdę świetne. I tu, pod samym szczytem zaskakuje nas burza. Każdy z nas robi na szybko ujęcie pod znakiem szczytowym pomimo „ostrzału” burzowego. Szybkim krokiem, można powiedzieć biegiem, „schodzimy” klnąc ile się da… Na czas burzy przyjmujemy pozycję leżącą w pelerynach.
Wreszcie burza przechodzi, a my drugi raz „zdobywamy” Bliźnicę. 🙂 Idziemy dalej połoninami do miejscowości Kwasy, gdzie uspokajamy się złocistym płynem w podwójnych kolejkach. 🙂
Ostatnim zdobytym szczytem jest Sywula, a właściwie oba szczyty. Jakie było nasze zaskoczenie gdy na wysokości około 1500 m n.p.m. napotykamy stado pasących się koni. Widok naprawdę cudowny – półdzikie konie. Na szczycie widoczne są umocnienia z czasów I wojny światowej. Ciekawy widok – transzeje z kamieni.
Na Sywuli zakończyliśmy tegoroczny etap zdobywania Korony Beskidów Ukraińskich, jednak wrażenia pozostały wielkie. Piękna, dzika przyroda, spokój i cisza – słowem człowiek i tylko przyroda, i przecudne połoniny.

Andrzej Koczur
.

uczestnicy wyjazdu na Babie Ludowej

Zaszufladkowano do kategorii kronika - 2017 | Możliwość komentowania Karpaty Wschodnie (Ukraina) – wyprawa trekkingowa – 16-23 czerwca 2017 r. została wyłączona