Ropica (Beskidy Morawsko-Śląskie, Czechy) – wycieczka górska – 25 lutego 2018 r.

W ten piękny, ale bardzo mroźny niedzielny poranek pozazdrościliśmy śmiałkom zimowego biwaku na Pilsku (organizowanego przez bielskie KTW) ich ekstremalnego wyzwania i również postanowiliśmy stawić czoła niskim temperaturom w górach. W ramach koleżeńskiego wyjazdu członków bielskiego oddziału PTT wyjechaliśmy niewielką, ośmioosobową grupą w Beskid Śląsko-Morawski do Czech, niedaleko granicy, na Ropicę (1082 m n.p.m.)
Pomimo siarczyście wielkiego mrozu (poniżej -15°C) zakładaliśmy przejście prawie 20 km trasy. Na pokładzie i w składzie naszej małej ekipy znalazły się dwie dzielne, młode damy, które pomimo niskiej temperatury podjęły z nami wędrówkę z miejscowości Reka na Ropiczkę. Mróz był na tyle dokuczliwy, że nawet „najgorętszych” z nas zmusił do przywdziana cieplejszych ubrań. Nawet „procedura” robienia zdjęć, wymagająca zdjęcia rękawiczek, okazała się wielkim dyskomfortem. Podobnie było z przerwami. Chwila postoju skutkowała natychmiastową utratą ciepła, a ponowne rozgrzanie zajmowało kilka minut marszu…
W pełnym, ośmioosobowym składzie dotarliśmy na Ropiczkę (918 m n.p.m.), gdzie w 1913 r. PTT Beskid z Cieszyna wybudowało jedno z pierwszych w Beskidach schronisko. Pod, niestety nieczynnym, obiektem zrobiliśmy ostatnie wspólne zdjęcie i rozdzieliliśmy się. Część ruszyła w drogę powrotną, natomiast nasza trójka dalej brnęła w śniegu po kolana, aby osiągnąć cel naszego wyjazdu – Ropicę (1082 m n.p.m.). Na szczycie spotkaliśmy słowiańskie bóstwo gromowładne – Peruna, któremu mrozy też dały się we znaki, bo przyjął nas w szaliku 😀 Dalej szlak wiódł grzbietem z łagodnymi zejściami i podejściami, więc tempo mieliśmy dość szybkie, żeby utrzymać komfort cieplny wypracowany wcześniej na stromym podejściu na szczyt Ropicy. Niesamowita zimowo-bajkowa aura zachęcała do częstych postojów na podziw, zachwyt i zdjęcia oczywiście 😉 Na szczęście promienie słońca coraz częściej przebijały się przez chmury, dając odrobinę więcej ciepła oraz rozświetlając dolinę i okoliczne, białe szczyty.
Trochę już zmęczeni strawersowaliśmy szczyt Javorowego rezygnując również z podejścia do schroniska. Swe kroki skierowaliśmy w stronę doliny do Rek, gdzie mieliśmy nadzieję na ciepły posiłek. Na stromych zboczach nie zabrakło okazji do uwolnienie dziecięcej radości, czyli do zjazdów na „byle czym”. Później szlak zamieniła się w szeroką leśną drogę, którą zeszliśmy do wioski. W momencie, gdy coraz natarczywiej majaczyła nam w głowach wizja ciepłego posiłku w miłej i ciepłej, czeskiej restauracji naszym oczom ukazał się, zupełnie nieoczekiwany w tym miejscu, szyld jednego z tradycyjnych czeskich napojów piwowarskich nawiązujących nazwą do mitologii słowiańskiej. Zdziwieni, ale i bardzo ukontentowani zaskakującym odkryciem, z chęcią wstąpiliśmy w bardzo ciepłe progi tej niewielkiej lokalnej restauracji.
W tą niedzielę rzuciliśmy wyzwanie samym sobie i silnym mrozom wybierając beskidzkie szczyty zamiast koca i herbatki w ciepłym domu. Zimowa i bajkowa aura, zgrzytający pod butami śnieg i kolejny wspólnie spędzony weekendowy dzień w 100% zrekompensowały nam notorycznie marznące dłonie, nogi i nosy 😀
To był bardzo udany wyjazd nie tylko ze względu na piękne, zimowe krajobrazy i swą temperaturowa niezwykłość, ale przede wszystkim na wspólnie spędzony czas w gronie dobrych, „górskich” znajomych.
Dziękuję i do zobaczenia 😀 Za tydzień?

Martyna Ptaszek
.

uczestnicy wycieczki przed niedziałającym schroniskiem na Ropiczce

Ten wpis został opublikowany w kategorii kronika - 2018. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.