Rysy (Tatry Wysokie, Słowacja) – wycieczka górska – 31 sierpnia 2014 r.

Dwa autokary pełne młodych turystów wraz z nielicznymi starszymi wygami górskimi, pod opieką dwóch przewodników, wczesnym niedzielnym rankiem wyjechały spod dworca w Bielsku-Białej na Słowację. Celem wyjazdu była wycieczka górska na Rysy. Zorganizował ją Oddział Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego w Bielsku-Białej. Chwała mu za to, gdyż niejeden z nas mógł dzisiaj po raz pierwszy w życiu postawić stopę na najwyższym szczycie Polski – na Rysach. Ten północno-zachodni wierzchołek Rysów (2499 m n.p.m.) wznoszący się na granicy polsko-słowackiej stanowi najwyższy punkt Polski.
Trasa wycieczki była ta sama tam i z powrotem: Szczyrbskie Jezioro (parking) – Dolina Mięguszowiecka – Żabie Stawy Mięguszowieckie – Schronisko pod Rysami – Przełęcz Waga – Rysy. Kto miał chęć mógł przejść na drugi, pobliski i jednocześnie najwyższy, środkowy wierzchołek Rysów, leżący po stronie słowackiej (2503 m n.p.m). Przewidywany czas przejścia to „tylko” 8,5 godzin.
Po skompletowaniu po drodze wszystkich uczestników wycieczki nasi przewodnicy: Jan Nogaś i Robert Słonka nie pozwolili nam podczas jazdy ani przez chwilę zmrużyć oka. No bo o Tatrach, o Rysach i o całej dzisiejszej trasie można bowiem mówić i mówić… no i słuchać.
Na starcie nie zapomnieliśmy o pamiątkowym zdjęciu do kroniki PTT oczywiście z banerami. Początkowo mgły wymieszane z chmurami osłoniły szczelnie słowackie Tatry, a my nie zważając na nic wyruszyliśmy dziarsko o godzinie 9:20 do góry, do góry, ciągle do góry najpierw po asfalcie, później przez las i kosodrzewinę niebieskim szlakiem, a od rozwidlenia nad Żabim Potokiem na wysokości 1580 m n.p.m. czerwonym aż do końca. Niewiele było widać, bo tylko to, co było w pobliżu nas. Cóż… pocieszaliśmy się w duchu, że może będzie inaczej, czyli lepiej tam, na górze, na szczycie Rysów. Niewinna mżawka, a potem deszcz też taki niewinny (ale jednak deszcz!) sprawiły, że kamienie stały się śliskie, a to oznaczało, że trzeba było teraz szczególnie uważać. Tak było od Schroniska pod Rysami (2250 m n.p.m.), najwyżej położonego w Tatrach, aż do Rysów. Najpierw jednak idąc ostro w górę osiągnęliśmy Przełęcz Wagę (2340 m n.p.m.), o której Walery Eljasz pisał w 1881 roku, że „właściwą jej dano nazwę, bo za pośrednictwem niej ważą się między sobą dwa szczyty, Rysy z Wysoką”. Od tej przełęczy aż do wierzchołka Rysów widoki były „dozowane” przez pogodę. Szliśmy teraz stromą, skalistą ścianką, chociaż oznakowaną, to jednak pełną różnych ścieżek wśród ruchomych kamieni. Z nami szli turyści ze Słowacji, z Węgier i jeszcze z innych stron świata. Gdy na Rysach trochę się rozluźniło (miejsca bowiem nie ma tu zbyt dużo), każdy kto tam wszedł mógł chociaż dotknąć magicznego słupka i zrobić z nim choćby jedno zdjęcie, tak na pamiątkę tego wejścia. Powoli, powoli świat rozjaśniał się naokoło nas i zza chmur wyłaniały się najpierw sąsiednie szczyty tatrzańskie z Wysoką na czele, a potem te dalsze. W wielu przewodnikach można przeczytać, że ze szczytu Rysów widać prawie wszystkie ważniejsze wierzchołki Tatr, wiele dolin i kilkanaście stawów…, i że widoki z Rysów zalicza się do najrozleglejszych i najpiękniejszych… Hm, ale na pewno nie dzisiaj…!
Szczególnie ucieszyło nas to, że powoli odsłaniały się nasze polskie dwa stawy u podnóża Rysów: Czarny Staw i Morskie Oko. Dwa oka, wielkie i dalekie z głębi jakby „patrzyły” w naszą stronę, a my „wyciągając” ostrożnie szyję i głowę w dół też patrzyliśmy w ich stronę. Widzieliśmy też wyraźnie maleńkie Schronisko nad Morskim Okiem. Oj, wysoko, wysoko byliśmy tego dnia! Ponad tysiąc dwieście metrów przewyższenia zrobione w ciągu jednego dnia mówi wiele niejednemu z nas.
Mimo takiej a nie innej pogody, napatrzyliśmy się na ten wysokogórski, tatrzański świat. Warto było trudzić się dla tych chwil. Aby tę radość donieść do końca schodziliśmy w dół tą samą trasą bardzo ostrożnie. Kolana co rusz dawały znać o sobie. Początkowo każdy odnalazł sobie „swoją” ścieżkę, mimo wszystko rozdeptując aż do Przełęczy Waga zbocze Rysów, a od niej była już tylko jedna ścieżka usłana kamieniami. Właśnie pod koniec tej ścieżki już tam na dole patrzyliśmy na słynne zakosy prowadzące od Przełęczy przy Osterwie nad Popradzkim Stawem, no i na Osterwę. Szliśmy przecież tą ścieżką tak niedawno… Później już tylko asfalt doprowadził nas do parkingu. Na szczęście obyło się na drodze zejściowej bez deszczu, który jakby „wiedział”, że miał wtedy nie padać.
O godzinie 18:20 wyjechaliśmy z parkingu do Bielska-Białej. Oczywiście od samego startu autobusów towarzyszył nam deszcz. Ponad trzygodzinna ostrożna jazda niestety w ciemnościach trochę nam się dłużyła, ale cóż to znaczy w porównaniu z tym, co dzisiaj zobaczyliśmy i co przeżyliśmy!

CS
.

uczestnicy wycieczki przed wyjściem na szlak

uczestnicy wycieczki przed wyjściem na szlak

stopka_bb_20140831

Ten wpis został opublikowany w kategorii kronika - 2014. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.