Steny (Mała Fatra, Słowacja) – wycieczka górska – 26 lipca 2015 r.

Znów byliśmy w górach. Tym razem celem naszego wędrowania z Polskim Towarzystwem Tatrzańskim Oddział w Bielsku-Białej były Steny w Małej Fatrze na Słowacji. Wszyscy, a zwłaszcza ci, którzy dzisiaj byli tam po raz pierwszy w życiu, na pewno nie żałowali trudu, czasu, no i dobrego wyboru wśród tak licznych turystycznych propozycji.
Autobusem wyjechaliśmy spod dworca PKS w Bielsku-Białej punktualnie o godzinie 6:00. Po ostatnich wściekłych upałach wreszcie ten poranek przyniósł nam małą ulgę. Zrobiło się chłodno, pochmurno, a nawet po drodze przed Żywcem padał deszcz. Wierzyliśmy jednak, że tam w górach Małej Fatry będzie lepiej, i że słońce będzie nam towarzyszyło na całej górskiej trasie. Później … niech leje! Tak przecież deszczu i wody wszędzie potrzeba!
Warto też napisać, że dzisiaj mogliśmy już jechać nowym odcinkiem drogi ekspresowej do Żywca świeżo oddanym do użytku dwa dni temu. Jednak odpuściliśmy sobie tę przyjemność na inny czas, bo nasi turyści co rusz dosiadali się „po drodze” na różnych przystankach. Jechaliśmy więc starą drogą (zresztą i tak niezłą o tej porze) przez: Żywiec, Węgierską Górkę, Milówkę, Laliki, Zwardoń, Czadcę, Terchovą do Vrátnej.
Była godzina 8:20, gdy szczęśliwie dojechaliśmy do mety i jednocześnie miejsca startu w góry. Tuż obok parkingu była już czynna kolejka gondolowa na Snilovské sedlo. Czy była ona dla nas kusząca? Raczej nie! Nikt z nas bowiem nie skorzystał z tej atrakcji, bo właśnie w planie mieliśmy wejście (a nie wyjazd) na tę przełęcz zielonym szlakiem. Przewyższenie 779 metrów i czas przejścia non stop do góry w niecałe dwie godziny nikogo z nas nie przeraziły, a raczej zmobilizowały do niemałego wysiłku.
Szliśmy więc lekkimi zakosami, wśród wysokich krzewów, traw i kwiatów. To właśnie tu, tuż przy ścieżce spotkaliśmy duże stanowisko ostróżki (znanej nam jako roślina ogrodowa), która akurat teraz, jakby specjalnie dla nas, rozkwitła sobie uroczo w niebieskim kolorze. Co chwilę nad naszymi głowami przejeżdżała pusta gondola z napisem Vrátna, ale cóż tam, niech sobie jedzie! Tak sobie myśleliśmy…
Tymczasem słońce powoli przedzierało się przez chmury, dzięki czemu widoki na pobliskie góry, po których grzbietem mieliśmy dzisiaj wędrować były bardzo wyraźne, jak malowane! Zwróciliśmy też uwagę patrząc w dół na wyjątkowo jasne otoczenie Chaty Vrátna, stacji kolejki linowej i parkingu. Z kolei patrząc na okoliczne góry zauważyliśmy liczne osuwiska na ich stokach. Wszystko to swoim świeżym, jasnym i brązowym kolorem świadczyło o niedawnej, bo zeszłorocznej tragedii, jaka wydarzyła się 21 lipca w Dolinie Vrátnej. Wtedy to zeszła lawina kamienno-błotna. Były też ofiary tego kataklizmu.
Przy górnej stacji kolejki linowej nasza grupa miała czas na krótki, jakże zasłużony odpoczynek i mały posiłek. Ciągnęło nas jednak w góry, chociaż byliśmy w górach! Wokół nas odsłaniały się zza chmur to Baraniarky, to Veľký Kriváň, to Chleb, który był teraz tak blisko nas, no i dalsze góry.
Od Snilowskiego sedla (1524 m n.p.m) wędrowaliśmy czerwonym szlakiem przez Chleb (1646 m n.p.m) i Steny aż do Południowego grunia. Steny mają dwa wierzchołki: południowy (1571 m n.p.m) i północny (1535 m n.p.m), a pomiędzy nimi jest przełęcz (1480 m n.p.m). Na Południowym gruniu na wysokości 1460 m n.p.m odpoczęliśmy, a przede wszystkim nasyciliśmy oczy widokami z panoramą naokoło nas, czyli 360 stopni.
Tymczasem widoczność zrobiła się nadzwyczaj dobra. Daleko, daleko można było dokładnie rozpoznać „nasze” góry z Babią Górą na czele, Pilskiem, Romanką, Rysianką, a nawet Skrzycznem! Po lewej stronie widoczna była Łysa Hora w Czechach. Z przeciwnej strony były widoczne: Wielka Fatra i Niskie Tatry. Trudno w tym miejscu wymienić wszystkie góry. Dużo ich było! Najbliżej nas były: Wielki Rozsutec (1610 m n.p.m) i Stoh (1607 m n.p.m). Ta pierwsza góra była skalista, a druga cała zielona. To właśnie one towarzyszyły nam dzisiaj cały czas podczas wędrówki i to one, oprócz kwiatów, były setki razy fotografowane.
Warto napisać, że trasa dzisiejsza, zwłaszcza jej górny odcinek, upiększona była całymi dywanami letnich kwiatów. Wokół nas było kolorowo, żółto i niebiesko, biało i różowo, no i przede wszystkim zielono. Trudno w tym miejscu pisać o wszystkich kwiatach, które tam rosły, było ich przecież tak wiele. Wymienię jednak kilka z nich: lilia złotogłów, niebieski len, różowa wierzbówka kiprzyca, ciemnoniebieska ostróżka, grube osty. Każdy z uczestników wycieczki dopisałby jeszcze tu „swoje” kwiaty.
Po odpoczynku w tym przeuroczym miejscu było już tylko bardzo strome i ostre zejście w dół do Chaty na Gruni. Zeszliśmy ostro w dół bez przerwy niemal pięćset metrów tym gliniasto-trawiastym szlakiem. Po wczorajszym deszczu i burzy teren zrobił się miękki, lepki, i łatwo było tu zjechać na tyłku. Buty turystyczne obklejone od spodu gliną pomagały w tych poślizgach. W sumie jednak panowaliśmy nad tym długim i stromym zejściem. Nikomu nic się nie przydarzyło, kolana i nogi wytrzymały, a więc nie było tak źle!
Chata na Gruni dała nam dobrą okazję wypocząć po trudach tego zejścia. Można było tu coś atrakcyjnego zjeść i wypić, można było jeszcze jakiś czas delektować się widokiem Południowego grunia, a więc „naszej” góry, która sięgała nieba, a z której szczęśliwie zeszliśmy. Odpoczywaliśmy więc teraz w sercu Małej Fatry. Cudownie było! Niektórzy z nas poleżeli sobie wygodnie na drewnianych leżakach … Naprawdę nie chciało się w tym miejscu myśleć o drodze powrotnej.
Następny odcinek trasy był już tylko zejściem do Vrátnej, też żółtym szlakiem. Na tym odcinku była prawdziwie naturalna „klima”, czyli rześkie i chłodzące leśne powietrze. We Vrátnej, przy kolejce zamknęliśmy kółko naszej turystycznej wędrówki. Szkoda, że to był już koniec wędrówki!
Jeszcze tylko pozostało nam przejście w „odwiedziny” do Janosika u wylotu Doliny Vrátnej w Terchovej. To on, Juraj Jánošík, najsłynniejszy ze wszystkich znanych zbójników urodził się w 1688 roku właśnie tu, w Terchovej. Jego pomnik z błyszczącej w słońcu blachy przyciągał i zachęcał do zrobienia kolejnych zdjęć, również na pamiątkę do Kroniki naszego Oddziału PTT.
Teraz tylko pozostał nam przejazd z Terchovej do domu. Do Bielska-Białej powróciliśmy wcześnie, bo o godzinie 18:30. Jedni cieszyli się z tego wcześniejszego powrotu, inni nie!
Dzisiaj byliśmy pod opieką nowego i młodego przewodnika, Łukasza Kudelskiego. Był to dla niego – tak myślę – wielki dzień. Prowadził on bowiem po raz drugi w życiu, samodzielnie i z pełnymi uprawnieniami wycieczkę górską. Dzisiaj, po raz pierwszy w życiu, prowadził wycieczkę dorosłych turystów. Dziękujemy pięknie Łukaszowi za jego pracę i zaangażowanie. Życzymy, aby to zajęcie przynosiło mu zawsze dużo satysfakcji, i żeby zawsze miał pod swoją opieką tak świetnych, prawdziwych turystów jak dzisiaj.
A więc do następnej wycieczki!

CS
.

nasza grupa przed Chatą na Gruni

stopka_bb_20150726

Ten wpis został opublikowany w kategorii kronika - 2015. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.