Suchy Obycz (Pogórze Przemyskie), Brańcowa (Góry Sanocko-Turczańskie) – wycieczka górsko-krajoznawcza – 26-28 października 2018 r.

Pomimo beznadziejnych prognoz pogody pojechaliśmy w południowo-wschodni zakątek Polski, żeby sprawdzić o co toczy się spór różnych środowisk w temacie „Turczańskiego Parku Narodowego”. Zwłaszcza, że na ostatniej naszej Konferencji Programowej wyraźnie postanowiono, że PTT będzie konsekwentnie wspierać działania w zakresie powołania takiego Parku.
Jadąc w tamtym kierunku nie mogliśmy ominąć perły polskiego renesansu, zamku w Krasiczynie. Renesansowo-manierystyczna budowla wraz z parkiem dworskim robi ogromne wrażenie swoim rozmachem, przepychem, różnorodnością, ilością detali. Wnętrza o wiele uboższe, jedynie w Baszcie Boskiej pięknie odrestaurowana kaplica, udostępniana również na obrzędy religijne.
Przed nami Przemyśl, nad Sanem, wrota na wschód. Tu przez wieki żyli i mieli swoje świątynie i obrządki rzymscy katolicy, grekokatolicy, prawosławni, Żydzi. Nie sposób ogarnąć wszystkich wspaniałości miasta. Zaczynamy od Wieży Zegarowej gdzie muzeum dzwonów, dzwonków, dzwoneczków, a od ilości i rodzajów fajek może zakręcić się w głowie. Na ósmym piętrze taras widokowy z panoramą miasta na wszystkie strony świata. W katedrze XV-wieczna, słynąca łaskami figura MB Jackowej, w katedrze greckokatolickiej kompletny, przepiękny ikonostas. Jeszcze pozostałości zamku kazimierzowskiego i wspaniale odnowiony dworzec główny z 1860 roku. Rynek zajęty przez wojsko przygotowujące się do uroczystości, m.in. stacjonujący w Przemyślu 5 Batalion Strzelców Podhalańskich im. gen. Galicy. A my jeszcze na tajemniczy Kopiec Tatarski i żegnamy się z Martą, naszą świetną i sympatyczną przewodniczką po mieście. Gdyby ktoś potrzebował do oprowadzania, służę namiarem.
Dom Pielgrzyma w Kalwarii Pacławskiej przyjmuje nas gościnnie, po dwie osoby w pokojach pięciołóżkowych, jedynie Daniel – superkierowca, ma dwójkę, bo mu się należy. Trochę chłodno, ale smaczna obiadokolacja nas rozgrzewa. Prognozy mówią o beznadziejnej pogodzie na najbliższe dni, się zobaczy.
Drugi dzień, po smakowitym śniadaniu, wyruszamy na południe. Mijając większe i mniejsze, a nawet całkiem duże kaplice i kapliczki na drogach pielgrzymich, przechodzimy przez tereny opuszczone, najczęściej nie z własnej woli, przez mieszkańców wskutek zawirowań politycznych i narodowościowych. Przez piękną połoninę Żytne, w pięknym słońcu, ale przygniatającym wietrze na Paportno, skąd tylko około 3 km do granicy ukraińskiej. W masyw Suchego Obycza prowadzi Doliną Paportniańską całkiem wygodna droga jezdna z miejscami do składowania drewna i tablicami ostrzegającymi przed niedźwiedziem. Nie pokazał się. Podziwiamy za to potężne, wysokie „do nieba” jodły, siwe od starości, ale krzepkie buki, jawory. Błotnistym szlakiem, z powalonymi drzewami i zaroślami dochodzimy na Wierch i do dobrej drogi jezdnej.
Jesteśmy w Arłamowie. Wieś, powstała jeszcze w czasach książąt ruskich, liczyła w 1921 roku 897 mieszkańców. Od 1946 roku wywieziono ich na Ukrainę, a UPA spaliło opuszczone domy. Na tych i sąsiednich terenach w 1970 roku powstał Ośrodek Wypoczynkowy Urzędu Rady Ministrów, którego wykorzystanie i przeznaczenie szeroko komentowano w mediach po 1980 roku, kiedy obiekty stały się ogólnie dostępne. Będąc blisko Ośrodka nie mogliśmy sobie odmówić wstępu na ten ekskluzywny teren, zwłaszcza, że jest tu rezerwat Turnica, jedno z najbardziej cenionych miejsc przyszłego Parku Narodowego. Potężne, pomnikowe okazy jodeł wzbudzają podziw, a nawet i szacunek dla przyrody. Szlak prowadzi drogą jezdną w pasmo Jamnej, a my ruszamy ścieżką przyrodniczą przez podmokłe, zarośnięte miejsca, klucząc między tablicami edukacyjnymi. Pogoda zaczyna przypominać, że to już jesień. Od drobnych kropel po regularny opad, przez rezerwat na Opalonym i Braniów do drogi jezdnej. Uciążliwie, po asfalcie rowerowym szlakiem wojaka Szwejka dochodzimy do Jureczkowej przy pomniczku poległych tu w 1944 r. sowieckich partyzantów. Podjeżdża nasz pojazd i wracamy do Kalwarii. Wieczorem niepokoje o pogodę na jutro, ma padać całą noc.
Trzeciego dnia gęsta mgła, mżawka. Wyjeżdżamy już z bagażami do Jureczkowej, żeby kontynuować przejście niebieskim szlakiem. Czy można przyjąć, że wchodzimy na teren Gór Sanocko-Turczańskich? Granice tych dwóch obszarów, na które się wybraliśmy nie są jednoznacznie określone. Biorąc pod uwagę układ pasm, tzw. rusztowy, ciągnących się z południowego wschodu na północny zachód, to można by uznać równoległą do nich drogę Krościenko – Jureczkowa – Kuźmina – obie Tyrawy i dalej, za umowną granicę między Pogórzem a Górami?
I tego sie trzymamy. W Jureczkowej w XIX w. czynne były słone źródła, wykorzystywane do pozyskiwania soli a kroniki odnotowują również występowanie ropy naftowej. A my w odzieży przeciwdeszczowej ścieżką przyrodniczą Parku Podworskiego na piękną, prawie jak połonina, Truszówkę, Rezerwat Chwaniów, przełączkę i Średni Garb na grzbiet Chwaniowa. Długie, uciążliwe, przez ogromne błota i gęste zarośla, podejście na wybitną Brańcową (672 m). Być może te mokradła i rozlewiska dają początek rzece Wiar, która tu ma źródła i jest drugą po Sanie największa. Po 68 km biegu, z czego 11 km po Ukrainie, uchodzi do Sanu w Przemyślu. Uciążliwe zejście i niespodzianka – spotykamy ludzi. Wczoraj, w czasie ponad sześciogodzinnego przejścia, na szlaku spotkaliśmy tylko jedną osobę, kierowcę osobówki. A dzisiaj myśliwi, około 20 osób uzbrojonych podchodziło w kierunku Brańcowej, kilku było rozstawionych wzdłuż granicy lasu. Już bez deszczu, przez dwie drogi jezdne podchodzimy na ładny punkt widokowy Wysoki Dział (641 m). Zejście z niego do wsi było chyba najbardziej uciążliwe z całej drogi. Podłoże to być może te same czarnoziemy, które dawały na Ukrainie rekordowe zbiory. Tutaj, przetworzone przez duże pojazdy pracujące w lesie, tworzyły rozlewiska, z których z trudem dawało się wyciągać buty i unikać poślizgów jak na lodowisku. Szlak przebiega przez wieś Dźwiniacz Dolny z Ekomuzeum „Hołe”. Obok niego dwa stare słupy graniczne PRL i ZSRR, a tablica informuje, że w tym miejscu ustanowiono w 1945 roku granicę państwową między tymi państwami, a wszystkich mieszkańców wysiedlono. Dopiero w 1951 roku przeprowadzono wymianę terenów przygranicznych, odzyskując przez Polskę Bieszczady. Wieś ponownie zasiedlili młodzi z Lubelszczyzny. Ostatni z naszego planu, a jednocześnie najwyższy w Górach Sanocko-Turczańskich wierzchołek to Kamienna Laworta (769 m). Leży nad Ustrzykami Dolnymi, jest stacją narciarską z wyciągami krzesełkowymi na północną stronę i ładnym, nie trudnym, terenem spacerowym, z ładnymi widokami na wszystkie strony. Z Dźwiniacza dwie godziny i nie dochodząc do centrum Ustrzyk, na osiedlu, wsiadamy do naszego pojazdu, a Daniel profesjonalnie, bezpiecznie nas dowozi do domu.
Kilka nasuwających się refleksji po wycieczce to takie, że późna jesień nie jest najlepszą porą na ocenę flory karpackiej, która najbujniejszy okres ma za sobą. Nie mieliśmy w gronie przyrodnika, nie mógł pojechać, więc nasze oceny co do wartości tamtej przyrody mogą być subiektywne. Przechodząc przez trzy rezerwaty przyrody, Turnicę pod Suchym Obyczem, na Opalonym i Chwaniów można stwierdzić, że rzadko widzi się tak ogromne, stare formy buczyny karpackiej, jodłowo-bukowej z jaworem, domieszki jesionu, brzozy, olszy szarej z ciekawym ukształtowaniem terenu w formie V-kształtnych dolin, źródła typu pokrywowego z rumowisk i zwietrzelin z wodą solankową o różnym stężeniu. Więc może warto, póki czas, zachować to w najwyższej formie ochrony przyrody, jakim jest park narodowy.

YaNo
.

na Brańcowej w Górach Sanocko-Turczańskich

Ten wpis został opublikowany w kategorii kronika - 2018. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.