Wiktorówki, Gęsia Szyja (Tatry Wysokie) – wycieczka górska – 3 listopada 2019 r.

Rusinowa Polana (1209 m n.p.m.), Gęsia Szyja (1489 m n.p.m.) i Sanktuarium MB Jaworzyńskiej Królowej Tatr to miejsca, które odwiedziliśmy tak liczną gromadą w niedzielę, zaraz po świętach Wszystkich Świętych. Przewodnik Witold Kubik dał nam dzisiaj wolny wybór: komu śpieszyło się na szczyt Gęsiej Szyi, ten mógł tam pójść szybciej niż inni; komu chciało się oczekiwać na bardziej wyraziste widoki z Rusinowej Polany, czyli na słowackie giganty z Lodowym Szczytem na czele, ten mógł pozostać na prawie pustej hali i czekać, czekać cierpliwie aż… Kto zaś pragnął w skupieniu i ciszy pokłonić się Królowej Tatr na Wiktorówkach, ten mógł uczynić to spokojnie jeszcze przed uroczystością.
Ale najważniejszym wydarzeniem w tym dniu była msza św. odprawiona przez o. Dominikanów za zmarłych ratowników TOPR, zmarłych w ostatnim roku w wypadkach w górach, a także tych, którzy zostali upamiętnieni na „ścianie pamięci” przy Sanktuarium.
Po mszy św. wszyscy udaliśmy się pod tę ścianę, aby tam uczcić zmarłych ludzi gór modlitwą, aby wspomnieć i wysłuchać ich imiona, nazwiska, datę oraz miejsce śmierci, posłuchać przejmującej poezji i góralskiej muzyki, wreszcie by zapalić przyniesiony znicz pod którąś z tablic. Wzruszające to były chwile. Polskie, słowackie i czeskie listy zmarłych znowu i w tym roku zapełniły się tymi, którzy góry ukochali, po nich wędrowali, wspinali się, ratowali i w nich na zawsze pozostali…
„Królowo Tatr prowadź Go po niebiańskich szlakach” – napisano na jednej z tablic. Na innej czytaliśmy: „Swą radość życia i miłość do gór wnosiła między ludzi”. Na jeszcze innej tablicy sentencja: „Ukochał Boga, który go wybrał, ludzi, którym służył, góry, w których pozostał”. Przy każdej trzeba się zatrzymać w skupieniu, bo wypisane jest tu wszystko o zmarłym: ratowniku, przewodniku, himalaiście, alpiniście, taterniku, czy wreszcie o turyście, który też przecież kochał góry. Wszyscy oni swoją miłość do gór przypłacili życiem.
Z roku na rok tablic przybywa i zapełnia się ściana na skarpie przy Sanktuarium na Wiktorówkach. Nad wszystkimi tablicami dużymi literami jest napis: „… DOBROWOLNIE PRZYRZEKAM POD SŁOWEM HONORU…” (fragment przysięgi ratowników TOPR). Wiktorówki to taka „polska Osterwa”. Po stronie słowackiej na symbolicznym cmentarzu pod Osterwą uroczystości odbywają się w ostatnią sobotę października, a po polskiej stronie, tu na Wiktorówkach w pierwszą niedzielę listopada. „Jesteśmy jak jedna rodzina, bo łączą nas góry, Tatry” – powiedział w tym szczególnym miejscu prowadzący uroczystość.
Członkowie i sympatycy Oddziału PTT w Bielsku-Białej wzięli udział w tej uroczystości po raz trzeci, a więc byli obecni w tym miejscu od początku. To zasługa Janka Nogasia, naszego przewodnika, który jest inicjatorem tychże listopadowych wyjazdów na Wiktorówki. Niestety z ważnych powodów nie mógł dzisiaj być tu z nami.
Jeden z uczestników wyjazdu miał niezwykle rzadką okazję stanąć przed kamerą telewizyjną i powiedzieć parę słów o dzisiejszym wydarzeniu na Wiktorówkach. Zaczął mówić tak: „Nie byłoby mnie tu, gdybym nie chodził po górach”. Powiedział prawdę! Mnie i nas wszystkich też pewnie by tu dzisiaj nie było…
Tatry i pogoda „uczciły” to dzisiejsze święto potężnym halnym, który po południu rozhulał się na dobre od Zakopanego aż po Bielsko-Białą. Podczas przerwy przeznaczonej na własne potrzeby o mało co nie zmiótł nas z drogi pod Krokwią i nie powalił tak, jak te tatrzańskie lasy, jak te tatrzańskie świerki…
Za rok, w niedzielę 8 listopada zaproszeni jesteśmy na taką samą uroczystość, czwartą z kolei. Pojedziemy tam znowu, dla Nich! Tak, pojedziemy tam z potrzeby serca…

CS
.

nasza grupa pod Sanktuarium na Wiktorówkach po uroczystej mszy w intencji ludzi gór

Ten wpis został opublikowany w kategorii kronika - 2019. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.