„Wakacje w cieniu Matterhornu” – prelekcja Martyny Ptaszek i Grzegorza Pabiana – 29 października 2019 r.

Prelekcja Martyny i Grzegorza w salce Oddziału Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego w Bielsku-Białej była dla licznie zebranych uczestników prawdziwą ucztą dla ducha. Zobaczyliśmy bowiem górę Matterhorn w słonecznej, sierpniowej pogodzie niemal z każdej strony z różnych miejsc: od Zermatt, od Gornergrat, od Klein Matterhornu, ze szczytu Breithornu i wielu innych. Zobaczyliśmy go odbijającego swoje piękno w wodach jeziorek polodowcowych jak w lustrze, dając turystom okazję do fotografowania tego niezwykłego widoku. Bo też ta najbardziej znana góra alpejska, choć nie jest najwyższa, to jednak należy do najpiękniejszych nie tylko w Europie, ale i w świecie! Liczy sobie 4478 m n.p.m., ma dwa wierzchołki, z których jeden należy do Szwajcarii (Matterhorn), a drugi do Włoch (Monte Cervino).
„Ten Matterhorn to taki wybryk natury (…), ma przedziwny kształt, (…) zdecydowanie odbiega swym śmiałym kształtem od otaczających szczytów. Niepokoi, prowokuje…” – czytamy w książce pt. „Dwa razy Matterhorn” Anny Czerwińskiej i Krystyny Palmowskiej (wyd. Sport i Turystyka 1980 r. str. 11).
Martyna i Grzegorz w zorganizowanej dziewięcioosobowej grupie przebywali w drugiej połowie sierpnia 2019 roku w Alpach Penińskich, w których aż 41 szczytów to czterotysięczniki. Na jeden z nich – Breithorn (4164 m n.p.m.) weszli od strony Klein Matterhornu. Dla Martyny i Grzegorza i wielu pozostałych uczestników był to pierwszy w życiu czterotysięcznik. Wejście na ten szczyt trwał trzy godziny, oczywiście z odpowiednim wyposażeniem (raki, czekan, kask, okulary). Piękne było zdjęcie Martyny i Grzegorza z banerem naszego Oddziału PTT. Brawo! Gratulujemy! Może doczekamy się podobnego zdjęcia ze szczytu samego Matterhornu? Marzenie? Jasne, że marzenie i to całkiem możliwe do zrealizowania!
Trzeba tu wyjaśnić czytelnikom, że oboje są młodymi wspinaczami, zaprawę wysokogórską mają, a wiemy to z dotychczasowych ciekawych prezentacji z wielu wypraw górskich.
Celem tej wyprawy trekkingowej nie był sam szczyt Matterhornu, ale jego otoczenie, zadziwiające swoim pięknem, ogromem gór i kurczących się licznych lodowców. Pośród tego wszystkiego był ten jeden, naj, naj, najważniejszy szczyt, najpiękniejszy, dla którego widoku zjeżdżają się turyści do Zermatt niemal z całego świata, a zwłaszcza z dalekiej Azji.
Zanim uczestnicy wyjazdu dotarli do swojej bazy w Täsch (ok. 6 km przed Zermatt), nie marnowali okazji i zaaklimatyzowali się „po drodze” wchodząc na Zugspitze w Alpach Bawarskich, najwyższy szczyt Niemiec (2962 m n.p.m.) i Wildspitze w Alpach Ötztalskich w Austrii (3768 m n.p.m.). Jak dowiemy się w trakcie prelekcji, aklimatyzacja bardzo się przydała.
Liczne zdjęcia z Zermatt z bogatym komentarzem Martyny pozwoliły nam poznać wyjątkowego ducha tej górskiej miejscowości położonej na wysokości 1600 m n.p.m., ostatniej w dolinie, bo dalej już są tylko góry i góry. Zermatt ma w sobie swoistą górską atmosferę, mnóstwo hoteli i domów z ukwieconymi oknami i balkonami. Wśród nich są też stare tradycyjne kamienno-drewniane domy, muzeum alpinizmu, liczne pomniki (pomnik świstaków), tablica poświęcona słynnemu przewodnikowi, który wspiął się na szczyt Matterhornu ponad 370 razy, ostatni raz w wieku 90 lat. Nazywał się Ulrich Inderbinen. W centrum jest kościół św. Maurycego, a obok niego cmentarz z grobami i tabliczkami upamiętniającymi tych, którzy zginęli w pobliskich górach …
Zermatt ma czyste powietrze, bo spalinowe pojazdy mają tu zakaz wjazdu. Jedynie pojazdy elektryczne mogą tu być używane. Bez wyjątku dotyczy to wszystkich pojazdów, nawet miejscowej policji.
Ale najważniejszy wśród miejscowych atrakcji jest tu ten jeden jedyny, najważniejszy i dostojny, przepiękny Matterhorn – marzenie wielu górskich wspinaczy. Marzenie całej grupy było dużo skromniejsze, a spełniło się jeszcze podczas tej wyprawy, gdy uczestnicy stanęli pod ścianą Matterhornu, czyli tam, gdzie zaczyna się już prawdziwa, trudna wspinaczka. Może kiedyś spróbujemy (?)… takie myśli w tym miejscu pod tą ścianą z pewnością kotłowały się w ich głowach. Doszli tam od Schwarzsee pokonując 700 metrów przewyższenia aż do Schroniska Hörnlihütte (3260 m n.p.m.). Właśnie tu Martyna wspięła się symbolicznie 10 metrów w górę, po prawdziwej skale Matterhornu… i dała radę!
Wśród dziesiątek zdjęć ciekawe było spojrzenie na Matterhorn, który w szybkim tempie zasłaniał się niczym welonem od samej góry do dołu. Na kolejnych zdjęciach, dosłownie co parę minut welon robił się coraz dłuższy i szerszy. Robiło się wtedy smutno … „Jak zobaczyć Matterhorn, to tylko do południa” – podkreśliła i wielokrotnie radziła Martyna. Miała rację!
Szczegółowy opis tej prelekcji zabrałby tu sporo miejsca. Trzeba by jeszcze wymienić wiele ciekawych miejsc, do których dotarli, jak chociażby Monte Moro – góra z Madonną. Uczynię więc skrót i zakończę go słowami Martyny, że „dzień bez trzytysięcznika jest dniem straconym”. O tej prelekcji uczestnicy spotkania z pewnością mogli jeszcze długo rozmyślać. To była piękna prelekcja, której opis był dla mnie mimo wszystko niemałym wyzwaniem!
Dziękujemy Martynie i Grzegorzowi!

CS
.

na prelekcji Martyny i Grześka pt. „Wakacje w cieniu Matterhornu”

Ten wpis został opublikowany w kategorii kronika - 2019. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.