Członkowie i sympatycy naszego Oddziału ze Skoczowa i okolic wędrują niebieskim szlakiem Tarnów – Wielki Rogacz. Zapraszamy do lektury relacji z przejścia trzeciego odcinka szlaku:
Po miesiącu wróciliśmy na szlak Tarnów – Wielki Rogacz. Był to nasz trzeci wyjazd, a w planach mieliśmy przejść z przełęczy św. Justa do wsi Kamienica.
Wszyscy się stęskniliśmy za wspólnym wędrowaniem. Cieszyło nas to, iż ponownie ruszymy niebieskim szlakiem przed siebie. Tradycyjnie spotkaliśmy się w Świętoszówce na stacji benzynowej i około czwartej rano wyjechaliśmy przez Suchą Beskidzką i Mszanę Dolną, aby dojechać do przełęczy św. Justa, gdzie biegnie droga krajowa nr 75 z Krakowa do Nowego Sącza. Znajduje się tam zabytkowy drewniany kościół pw. Narodzenia NMP z XVII w. Było to miejsce naszego startu.
Opuściliśmy Pogórze Rożnowskie, a szlak poprowadził nas przez Beskid Wyspowy. Zrobiło się bardziej górsko. Pogoda tego ranka była wręcz wymarzona. Idąc pod górę mogliśmy zobaczyć w oddali Jezioro Rożnowskie.
Szybko dotarliśmy do Jodłowca Wielkiego (482 m n.p.m.), gdzie zrobiliśmy krótką przerwę na śniadanko i wspólne pamiątkowe zdjęcia. Znajduje się tam wiata z logo Sądeckiego Towarzystwa Lotniczego „Orlik” oraz przydrożna kapliczka. Mieliśmy tu bardzo ładny widok na pasmo Łososińskie i Beskid Wyspowy.
Zeszliśmy w dół do wioski Świdnik, a stamtąd do Skrzętli-Rojówki. Przy drodze stoi drewniany budynek Zbiorczej Szkoły Gminnej im. Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego w Tęgoborzy Punkt Filialny w Skrzętli. Nieco dalej stoi ładna kapliczka. Zauważyłem, iż kapliczek przydrożnych jest całkiem sporo na tym szlaku i warto na nie zwrócić uwagę.
Kolejny szczyt na naszej trasie to Babie Góra… Nazwa znana chyba wszystkim, nawet tym, którzy nie chodzą w góry. Jednak ta Babia Góra ma tylko 728 m n.p.m. i leży w Paśmie Łososińskim Beskidu Wyspowego. Przed jej szczytem mijaliśmy Kaplicę Matki Bożej Częstochowskiej. Przypomina ona niewielki kościółek.
Całym czasem towarzyszyły nam piękne beskidzkie widoki i soczysta w różnych odcieniach zieleń. Błękit niebo, białe obłoki, przygrzewające słońce i przyroda wokół nas… Nic, tylko delektować się…
Miło się tak leży na łonie natury, ale kilometry przed nami i podreptaliśmy dalej aż do wieży widokowej pod szczytem Jaworz (921m n.p.m.). Również tutaj znajduje się wiata. Z wieży widać pasma Beskidu Wyspowego, Sądeckiego, Niskiego i Gorców oraz Pogórze Rożnowskie. W tym miejscu odpoczywaliśmy nieco dłużej, ale wiadomo – trzeba się nawadniać – zwłaszcza w tak ciepłe dni.
Po około dwudziestu minutach byliśmy na szczycie. Tu spotkaliśmy kilku turystów, w tym dziewczyny, które robią ten sam szlak co my.
Następnie szlak wiedzie przez las i przechodzi przez Sałasz Wschodni (909 m n.p.m.) oraz Sałasz Zachodni (868 m n.p.m.). Informacja na szlakowskazie pokazywała, iż do Limanowej mamy ponad dwie godziny. Zeszliśmy w dół do osiedla domków jednorodzinnych Pod Łysą Górą, następnie ostatnie musieliśmy się wspiąć na Miejską Górę. Myślami byliśmy już w Limanowej, a konkretnie gdzieś, gdzie zjemy obiad. Im więcej rozprawialiśmy o rozmaitych potrawach, tym szybciej schodziliśmy do miasta. Wszystko złożyło się idealnie, gdyż wylądowaliśmy w restauracji na pysznym i sytym obiadku, w momencie kiedy zaczęło grzmieć i rozpadało się.
Przeczekaliśmy deszcz i burzę. Znowu wyszło słońce i zrobiło się ciepło. Przeszliśmy na Rynek i zwiedziliśmy Bazylikę Matki Boskiej Bolesnej. Mieliśmy ruszyć dalej w stronę naszej bazy noclegowej, ale jakoś tak wzięło nas na kawę i lody. Nawet na szlaku potrafimy sobie dogadzać. Lody i piwko na takich wycieczkach smakują niepowtarzalnie!
Od tego momentu zostało nam jakieś osiem kilometrów do wioski Siekierczyna. Idąc asfaltową drogą pod górę dotarliśmy do wzniesienia Jabłoniec (624 m n.p.m.), na którym znajduje się bardzo ładnie utrzymany i ciekawy pod względem architektonicznym cmentarz wojenny nr 368 z okresu I wojny światowej. Są tu pochowani żołnierze armii austro-węgierskiej i rosyjskiej, którzy zginęli w czasie operacji limanowsko-łapanowskiej w grudniu 1914. To w tym rejonie powstrzymano ofensywę wojsk rosyjskich w stronę Krakowa i Śląska.
Wczesnym wieczorem byliśmy na miejscu. Domki, w których nocowaliśmy leżą z dala od zabudowań. Jest tam cicho i spokojnie. Właściciele przygotowali dla nas niespodziankę. Mieliśmy do dyspozycji drewnianą balię z gorącą wodą i basen. To był wspaniały wieczorny relaks i opowiadania w bali.
Rankiem było już bardzo ciepło a nawet parno. Prognozy mówiły o burzach i deszczu na ten dzień. Rozpaliliśmy ognisko, zjedliśmy śniadanie i wyruszyliśmy w drogę.
Podeszliśmy z Siekierczyny na Wzgórze Golców, gdzie znajduje się niewielki cmentarz wojenny nr 369 z okresu I wojny światowej. Niestety, jest bardzo zarośnięty, ale warto zatrzymać się tu na chwilkę przy tablicy informacyjnej.
Schodząc w dół mamy piękne widoki. Było gorąco a gdzieś w oddali słyszeliśmy pierwsze odgłosy burzy. Udaliśmy się przez przysiółki Brzeg i Wiśnicz na wierzchołek Jeżowej Wody (895 m n.p.m.) i zwiększyliśmy tempo marszu, bowiem na niebie pojawiły się ciemne burzowe chmury i gdzieniegdzie grzmiało.
We wsi Młyńczyska podchodziliśmy stromo w górę i zatrzymaliśmy się przy kapliczce Ambrożego Pietrzaka. Jest tam wiata, gdzie można odpocząć. Nieopodal stoi krzyż i ołtarz polowy. Tam dopadł nas deszcz. Postanowiliśmy coś zjeść i nieco odpocząć.
Kiedy przestało padać, zaatakowaliśmy Modyń (1029 m n.p.m.) – jeden z najwyższych szczytów Beskidu Wyspowego. Na jego szczycie stoi 27-metrowa wieża widokowa. Podziwialiśmy widoki, zrobiliśmy zdjęcia i niebieskim szlakiem zaczęliśmy schodzić do wsi Zbludza.
Jest to monotonne i dość długie zejście. W lesie omijaliśmy wielkie kałuże po ostatnich opadach. W Zbludzy zatrzymaliśmy się przy małym przydomowym sklepiku i ze smakiem piliśmy chłodne napoje. I tutaj ponownie dopadła nas burza i deszcz. Trochę czekaliśmy, ale gdy zrobiło się spokojnie, założyliśmy peleryny i szliśmy dalej przy padającym deszczu.
Wczesnym popołudniem byliśmy na mecie etapu, w Kamienicy. W Dolinie Kamienicy rozciąga się granica między Beskidem Wyspowym a Gorcami. W centrum stoi Dwór Marszałkowicza oraz Kościół Przemienienia Pańskiego i Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny.
Nieopodal czekały nasze samochody. Podziękowaliśmy sobie za wspólnie spędzony czas, za udaną wyprawę, za ogromną dawkę pozytywnej energii w pięknym Beskidzie Wyspowym. Za miesiąc wracamy na szlak Tarnów – Wielki Rogacz, tym razem wejdziemy w Gorce. Będzie pięknie.
To były dwa piękne dni. Dziękuję Wam za wspólną wędrówkę!
Łukasz Lasicz

uczestnicy wycieczki na Modyni