46. Wędrówki Północy – Ogólnopolski Rajd Narciarski po Wisztynieckim Parku Regionalnym (Litwa) – 24-31 stycznia 2015 r.

Dwoje członków naszego Oddziału wzięło udział w Ogólnopolskim Rajdzie Narciarskim po Wisztynieckim Parku Regionalnym na Litwie w ramach organizowanych przez Oddział PTTK w Suwałkach – 46. Wędrówkach Północy. Zachęcamy do lektury poniższej relacji:

Kto choć raz uczestniczył w Wędrówkach Północy organizowanych przez Oddział PTTK w Suwałkach, ten ma długo, długo co wspominać, nawet latem! Ta impreza, na którą czeka się od zimy do zimy, przyciągnęła kolejny raz miłośników narciarskiej przygody, a wśród nich dwoje członków naszego Oddziału PTT w Bielsku-Białej oraz dwie sympatyczki Towarzystwa.
Do Suwałk, na miejsce zbiórki w Oddziale PTTK przy ulicy T. Kościuszki, przyjechali narciarze z prawie całej Polski: z Olsztyna, Gdańska, Poznania, Zielonej Góry, Wrocławia, Katowic, Jaworzna, Krakowa, Bielska-Białej, Nowego Targu, Białegostoku, Suwałk i in.
Tegoroczne 46. Wędrówki Północy odbyły się tylko na Trasie Litewskiej (może w przyszłym roku uda się skompletować chętnych na piękną Trasę Biebrzańską?). Stałą naszą bazą był Wisztyniec (lit. Vištytis), czyli miejscowość położona nad północnym brzegiem dużego Jeziora Wisztynieckiego, przez które, w zasięgu wzroku, równolegle wzdłuż linii brzegowej przebiega granica litewsko-rosyjska. Zamieszkuje tu zaledwie 570 osób. Wiosną i latem „zamieszkują” w tych stronach liczne rodziny bocianów, co potwierdzają czekające na nich gniazda na słupach i przy domostwach.
Z tego miejsca, dzień po dniu, tylko i aż siedem razy wyruszaliśmy na nartach śladowych przed siebie, w różnych kierunkach po Wisztynieckim Parku Regionalnym (i nie tylko). Jedni wybierali trasy ambitne i długie, inni trasy krótsze, takie w sam raz… wszak ten sport jest dla każdego, bez względu na wiek i inne możliwości! Przewodnicy: Beata Karwel, Tadeusz Rufiński, Andrzej Stróżecki, Beata Musiałowska i pozostali pomocnicy świetnie prowadzili nasze grupy i podgrupy. Każdy uczestnik Rajdu mógł więc wybrać sobie trasę odpowiednią dla siebie. Początkujący i mniej doświadczeni uczestnicy Rajdu podnosili swoje umiejętności narciarskie pod fachowym, instruktorskim okiem Beaty Musiałowskiej. Narty przypinaliśmy tuż przy schodach naszego domku nr 1, zaledwie kilka kroków od brzegu jeziora. Sama radość!
Śnieg tym razem był! Nawet nie zamierzał stopnieć, na nasze szczęście! Świeżutkiego puchu po trochu przybywało nocą, gdy spaliśmy. Ten śnieg oraz utrzymująca się minusowa temperatura były pocieszające. Poranny, punktualny start na trasy w tak bajecznej scenerii zimowej dodawał więc każdemu narciarzowi skrzydeł i poprawiał duchowe nastroje. „Płynęliśmy” więc w pięknym, klasycznym stylu jeden za drugim, tworząc przy tym jakby kolorową i długą stonogę. Przemierzaliśmy szlaki bezdrożami, po malowniczych wzgórzach i pagórkach, po cudownie białych polach przegradzanych różnymi drutami (elektrycznymi „pastuchami”), po dróżkach zasypanych i nawet lekko zawianych świeżym śniegiem, po leśnych ścieżkach, no i nad brzegami przymarzniętych jezior, czasem z wystającymi tajemniczymi kopcami, czyli żeremiami… Były też różne, naturalne przeszkody, które pokonywaliśmy bez większych problemów, w dobrym stylu.
Pogoda była dla nas, narciarzy, dobra i łaskawa. Ciężkich mrozów na tym biegunie zimna nie było, zawieruchy, zamieci i zawiei też, a słońca było tylko trochę, tak od czasu do czasu. Było więc rześko, świeżo, cudownie biało, spokojnie i cicho… jak makiem zasiał! Chciało się żyć!
W tej gościnnej miejscowości przy granicy, w prywatnym ośrodku „Sodyba Vištytyje” mieliśmy mnóstwo atrakcji: była gitara i śpiew Jarka, były wieczorne „posiady” wszystkich uczestników Rajdu (43 osoby) po obfitej obiadokolacji, były różne spotkania kameralne pełne wspomnień z poprzednich litewskich (i nie tylko) wędrówek, była tutejsza tradycyjna bania i cebrzyk dla odważnych, była atrakcyjna przejażdżka nie byle jakim dyliżansem po naszej miejscowości, był wreszcie umowny „tłusty czwartek” z tak samo tłustymi pączkami i innymi smakołykami. Słowem, na nudę nikt, absolutnie nikt z nas nie mógł i nie powinien był narzekać.
Wróćmy jednak do nart. Każdego dnia przemierzaliśmy trasy wędrówkowo-narciarskie długości od 15 do ponad 30 km, w zależności od tego, czy grupa biegła bez wytchnienia przed siebie, byle dalej, czy też wolniejszym tempem posuwała się do przodu jednocześnie zachwycając się zimowym krajobrazem Wisztynieckiego Parku i co rusz fotografując wszystko, co tylko się dało. O odpowiedniej porze i w dobrze wyszukanym miejscu zatrzymywaliśmy się na odpoczynek, aby coś przegryźć, nabrać siły do dalszej trasy, albo posmarować narty parafiną. Bywało i tak, że śnieg kleił się do nart, że hej! Miejsca odpoczynkowe na każdej trasie były w ciekawych miejscach, zawsze przytulnych i „ciepłych”, choć to przecież był styczeń i naokoło nas śnieżna zima w pełni. Były również (jeśli czas pozwalał) ogniska z pieczonymi kiełbaskami. To też piękna tradycja tych Wędrówek. Tak, tak, było naprawdę romantycznie… jak kiedyś na Romantycznej Trasie z Andrzejem Wiśniewskim.
Litewskie szlaki narciarskie oddalone były od Suwałk o około 70 km, ale zaledwie 15 km wystarczyło do przejechania na nartach z Wisztyńca do słynnego trójstyku granic (Polski, Litwy i Rosji) we wsi Bolcie k. Wiżajn. Tak bardzo chcieliśmy tam być! No i byliśmy w tym szczególnym miejscu, zresztą znanym nam z poprzednich Wędrówek Północy. Teren do jazdy był wybitnie pagórkowaty, podobny do tego na Suwalszczyźnie. Pokonywaliśmy go jadąc wielokrotnie w górę i w dół po świeżutkim śniegu, bacznie uważając na pobliską, mocno strzeżoną granicę z Rosją. Ta wycieczka zrobiła na nas niezapomniane wrażenie. Cieszyliśmy się również z tego, że od litewskiej strony dotarliśmy na nartach do granicy Polski, a więc do miejsca, gdzie wreszcie były napisy w naszym polskim języku, bo… język litewski trudno było, pomimo naszych szczerych chęci, zrozumieć.
Pod koniec narciarskiej wyprawy pogoda zrobiła się bardzo wietrzna. Wiatr hulał od jeziora Wisztynieckiego po okolicy, po pokojach, jak również po naszych kościach, ale co tam…! To też przecież była atrakcja! Wiedzieliśmy bowiem, że przy kominku każdy w swoim „schroniskowym” domku ogrzeje się i wysuszy wszystkie swoje mokre ubrania i buty.
Ostatniego dnia, wczesnym rankiem (z powodu przesuniętego czasu o jedną godzinę), jeszcze w ciemnościach, załadowaliśmy „na górce” w centrum nasze bagaże do autobusu. Jeszcze raz spojrzeliśmy na Wisztyniec, tak po prostu, na pożegnanie… Tylko spalenizna unosząca się w powietrzu z wczorajszego wieczornego pożaru dużej stodoły przypominała o nieszczęściu. Pożar i milion iskier na tle czarnego nieba tak blisko naszych drewnianych domków, przy silnej wichurze wyglądały strasznie…
Szybko minęły narciarskie Wędrówki Północy. Zdążyliśmy się lepiej poznać, zaprzyjaźnić, zdążyliśmy opowiedzieć sobie o wielu narciarskich przygodach. Pozostały nam teraz zdjęcia, filmy i wspomnienia, które będą nas „trzymać” w optymistycznej formie do następnych Wędrówek Północy w 2016 roku.

CS
.

wedrowki_polnocy

na trójstyku granic Polski, Litwy i Rosji

Ten wpis został opublikowany w kategorii kronika - 2015. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.