Dolina Pięciu Stawów Polskich (Tatry Wysokie) – wycieczka górska – 2 sierpnia 2020 r.

W niedzielę, 2 sierpnia 2020 r. ze wspaniałą grupą z PTT Bielsko-Biała wyruszyliśmy na wycieczkę do Doliny Pięciu Stawów Polskich. Wyjazd od początku był wyjątkowy, bo tym razem wybrał się z nami sam prezes bielskiego oddziału Szymon Baron. Druga niespodzianka to super autokar, w którym prawie każdy z uczestników mógł zagospodarować dla siebie dwa miejsca i tym samym przespać się przed czekającą nas trasą.
Dla mnie to wielkie przeżycie, bo: pierwszy raz z tą grupą, pierwszy raz w Dolinie Pięciu Stawów i pierwszy raz piszę relację dokumentującą wycieczkę PTT. Ale po kolei…
Autobusem dojechaliśmy z Bielska-Białej na parking w Palenicy Białczańskiej, gdzie jak się okazało autobusy nie mogą parkować, więc nasz kierowca Kazik tylko nas wysadził i odjechał w nieznane. My tymczasem weszliśmy na teren TPN, żeby dojść asfaltem do Wodogrzmotów Mickiewicza. Poranne rześkie powietrze dodało nam wigoru, więc żwawo ruszyliśmy do celu odprowadzeni wzrokiem zawiedzionych fiakrów powożących fasiągami. Szybko doszliśmy do punktu widokowego, z którego znakomicie prezentuje się Gerlach, Młynarz, Wysoka oraz Rysy.
Następny postój nasz przewodnik Konrad Gonciarczyk zarządził przed mostem, z którego podziwiać można Wodogrzmoty Mickiewicza. Nazwa upamiętnia sprowadzenie prochów Adama Mickiewicza w 1891 roku do kraju, a wodospad utworzony na potoku Roztoka składa się z trzech siklaw: Wodogrzmot Niżny i Pośredni doskonale widoczne z mostu oraz Wodogrzmot Wyżni, który nie jest widoczny ze szlaku.
Dalej szlakiem zielonym przez Dolinę Roztoki zaczęliśmy się powoli wspinać w kierunku Doliny Pięciu Stawów. Po drodze cudowne widoki na masyw Wołoszyna i stoki Opalonego. Pogoda piękna, lazurowe niebo, więc humory dopisywały, szliśmy rządni widoków czekających nas na górze. Po dłuższej przerwie na polance zwanej Nową Roztoką ruszyliśmy dalej zmagać się z przewyższeniem, które zostało jeszcze do pokonania. Po przekroczeniu nowego mostu zbudowanego po pamiętnych ulewach w 2018 r., szlak stawał się coraz bardziej stromy. Prowadził nas początkowo przez zalesioną część Doliny Roztoki, a następnie pośród wysokich kosówek aż do rozwidlenia szlaków. Nasz przewodnik wybrał szlak wiodący obok wodospadu Siklawa, jako nieco łagodniejszy i dużo atrakcyjniejszy widokowo. Po drodze zachwycały i zadziwiały wszechobecne kwiaty, których wraz z wysokością wcale nie ubywało. Wielkość wodospadu zapiera dech w piersiach, a jego widok i szum umilał nam kolejne metry wspinaczki. To nie oczywiście koniec wrażeń i po krótkim, ale stromym podejściu wyszliśmy na wprost Wielkiego Stawu Polskiego. Od tego miejsca nasza grupa po raz pierwszy rozproszyła się dość mocno. Kiedy jedni docierali za przewodnikiem do schroniska, inni nadal nie mogli nacieszyć oczu widokiem zielonych stoków Tatr opadających wprost do stawu oraz ich odbiciami w tafli wody. Zaskakujący kolor i przejrzystość wody oraz kaczki krzyżówki podpływające bez obaw do samego brzegu.
Idąc niebieskim szlakiem wzdłuż kolejnych stawów w końcu wszyscy dotarli do schroniska. Schronisko górskie w Dolinie Pięciu Stawów Polskich znajduje się na wysokości 1670 m n.p.m. i jest najwyżej położonym schroniskiem w polskiej części Tatr. W taką pogodę jak tej niedzieli żal było stąd odchodzić, ale w końcu wyruszyliśmy dalej niebieskim szlakiem na Świstową Czubę, a mozolną wspinaczkę wynagrodziły nam widoki na pięknie wyeksponowane szczyty tatrzańskie oraz coraz lepiej widoczny wraz z nabieraniem wysokości ciąg stawów w pozostawionej dolinie. Na Świstówce Roztockiej, jako najwyższym punkcie naszej dzisiejszej wędrówki tradycyjnie zrobiliśmy pierwsze zdjęcie z banerem i w końcu ruszyliśmy w drogę powrotną w kierunku Morskiego Oka. Schodziliśmy bez pośpiechu mając spory zapas czasu. W końcu po dojściu do asfaltu odbiliśmy do największego jeziora w Tatrach położonego na wysokości 1395 m n.p.m. Mimo popołudniowej pory zastaliśmy nad nim tradycyjny tłum, którego tak bardzo staramy się w górach unikać. Znaleźć tu można również wspomnienie św. Jana Pawła II, który w 1997 r. odwiedził Morskie Oko.
Szybko pożegnaliśmy się z Morskim Okiem i klimatycznym schroniskiem o tej samej nazwie. Na koniec została nam najgorsza, ale nieuchronna część wycieczki czyli powrót asfaltem do Palenicy Białczańskiej przez Polanę Włosienica.
W drogę powrotną wyruszyliśmy nieco przed czasem, ale jak wiadomo niedzielne powroty z Zakopanego do łatwych nie należą. Zadowoleni z rewelacyjnie spędzonej niedzieli, nieco po godzinie 20 bezpiecznie wróciliśmy do Bielska-Białej.

Halina G.
.

nasza grupa na szlaku z widokiem na Morskie Oko

Ten wpis został opublikowany w kategorii kronika - 2020. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.