O sprzątaniu koziańskiego kamieniołomu w „Kronice Beskidzkiej”

W dzisiejszej „Kronice Beskidzkiej” (nr 28 (3257) / 2019) na stronie 7 ukazał się artykuł pt. Akcja „kamieniołom”, w którym można przeczytać o sprzątaniu rejonu kamieniołomu w Kozach, zorganizowanych w ramach akcji „Sprzątamy Beskidy z PTT 2019” przez Koło PTT w Kozach.
Zachęcamy do lektury!

Zarząd Oddziału
.

Zaszufladkowano do kategorii Koło PTT w Kozach, media, Sprzątamy Beskidy z PTT | Możliwość komentowania O sprzątaniu koziańskiego kamieniołomu w „Kronice Beskidzkiej” została wyłączona

Pradziad (Wysoki Jesionik, Czechy) – wycieczka górska – 7 lipca 2019 r.

W niedzielę udaliśmy się w długą podróż w góry nam nieznane – Wysoki Jesionik w Czechach. Naszym celem był najwyższy szczyt tego masywu – Pradziad 1491,3 m n.p.m., na którym znajduje się wieża telewizyjna Praděd o wysokości 145,5 m.
Po ponad trzech godzinach jazdy autobusem dojechaliśmy do Karlovej Studánki, skąd o godz. 9:00 ruszyliśmy na szlak. Do wyboru były dwie opcje. Szlak żółty, bardziej wymagający, idący malowniczą doliną Bilej Opawy, z różnymi atrakcjami w formie kładek, drabinek, a nawet łańcuchów oraz szlak niebieski wyznakowany nieco powyżej, łatwiejszy. Przejście zajęło nam nieco ponad 2 godziny, niezależnie od wybranego wariantu. Pod chatą Barborka, po krótkim postoju, w końcu zebrała się cała ekipa i mogliśmy ruszyć na atak szczytowy, oczywiście po grupowym zdjęciu z banerem.
Podejście na najwyższy szczyt Wysokiego Jesionika nie było już tak atrakcyjne, jak szlak wzdłuż doliny. Szliśmy ostrożnie trzymając się lewej strony szerokiej i niestety asfaltowej drogi, która prowadzi pod sam przekaźnik. Mijali nas waleczni rowerzyści nieustępliwie kręcący pod górę oraz szczęśliwcy szusujący na dół. Ci co nie mieli rowerów mogli pod szczytem wypożyczyć rowero-podobne hulajnogi.
Pogoda spłatała nam ogromnego psikusa. Już na podejściu nad szczyt zawiało gęstą chmurę, która zasłoniła nawet wieżę telewizyjną przed naszymi oczami. Tylko czasami w prześwitach szczęśliwcy mogli zobaczyć tę okazałą budowlę. Zmiana pogody nie tylko przyniosła mgłę i brak widoków. Brak słońca i wiatr spowodowały, że mocno się ochłodziło. Korzystając z przerwy na szczycie miło było wypić coś ciepłego.
Zejście przy pogarszającej się pogodzie poszło nam szybko. Asfaltową drogą w niecałą godzinę dotarliśmy do chaty Ovčárna. Była godzina 15:00. Mieliśmy dużo czasu do planowego odjazdu. Byli tacy, co zdecydowali się na zdobycie jeszcze pobliskiego szczytu, ale większość wybrała ciepłą restaurację i obiad.
W planie było zejście do doliny skąd ruszaliśmy, ale z powodu braku chętnych mogliśmy wcześniej wpakować się do autokaru, który wyjechał asfaltową drogą pod Ovčárnie i wyruszyć w drogę powrotną. Wsiadając było nam dane zobaczyć zielony, bezdrzewny szczyt Pradziada z charakterystyczną wieżą w całej okazałości, a jadąc autobusem do Bielska-Białej, słoneczko przyświecało nam na niebieskim niebie.
Dziękuję Witkowi – naszemu przewodnikowi za wyjazd. Mimo psikusa spłatanego nam przez pogodę, można tę wycieczkę z całą stanowczością zaliczyć do bardzo udanych. Pozdrawiam wszystkich uczestników wyjazdu i korzystając z przywileju autora relacji szczególnie dziękuję tym, z którymi tak miło spędziłam ten czas. Do zobaczenia na kolejnych wyjazdach z bielskim oddziałem PTT!

Martyna Ptaszek
.

cała ekipa w drodze na Pradziada – Barborka

Zaszufladkowano do kategorii kronika - 2019 | Możliwość komentowania Pradziad (Wysoki Jesionik, Czechy) – wycieczka górska – 7 lipca 2019 r. została wyłączona

Dolina Kieżmarska (Tatry Wysokie, Słowacja) – wycieczka górska – 30 czerwca 2019 r.

Pełny duży autobus górskich wycieczkowiczów, młodych, starszych i najstarszych członków i sympatyków PTT O/Bielsko-Biała odjechał z tradycyjnego miejsca zbiórki, czyli z dolnej płyty parkingu przy dworcu. Kierunek – Tatry Wysokie na Słowacji. Swoją daleką podróż rozpoczęliśmy tuż przed wschodem słońca, punktualnie o godzinie 4:30 przejeżdżając znaną nam dobrze trasą przez Korbielów, a potem skrótem przez Słowację do Nowego Targu, przez Białkę Tatrzańską i Jurgów do celu.
Była godzina 7:30, gdy wyruszyliśmy z parkingu Biała Woda Kieżmarska żółtym szlakiem w kierunku Zielonego Stawu Kieżmarskiego (1541 m n.p.m.). Na początku wędrówki przewodnik Jan Nogaś zadbał o tradycyjne zbiorowe zdjęcie z banerem do kroniki PTT i na Facebook, bo przecież trzeba było ogłosić – być może – jeszcze niedzielnym śpiochom, że my już wędrujemy i to gdzie!!!
Tu też szybko nastąpił podział turystów na trzy podgrupy: szybko chodzących, średnio chodzących i tych całkiem wolno chodzących. Wybór grupy należał do każdego z nas.
Ci pierwsi zapaleńcy ponad wszelką miarę po osiągnięciu Chaty nad Zielonym Stawem wyruszyli żwawo na Jagnięcy szczyt (2230 m n.p.m.) i po ponad pięciu godzinach szybkiego marszu do niego dotarli! Wielkie gratulacje dla tej dzielnej 9. osobowej grupy!
Ci drudzy, z przewodnikiem włącznie, mieli więcej czasu na nieco wolniejszą wędrówkę Doliną Kieżmarską, bo tylko taka wędrówka pozwalała dłużej zachwycić się wszystkim naokoło: niezwykłą scenerią górską, szczytami sięgającymi nieba, a więc Tatrami Wysokimi z Łomnicą i Małym Kieżmarskim, Jastrzębią Turnią na czele oraz sąsiadującymi po drugiej stronie Tatrami Bielskimi. Kilka osób z tej grupy powtarzało kolejny raz wędrówkę po Dolinie Kieżmarskiej. Niektórzy z nich wyruszyli od Białego Stawu na pobliską przełęcz w celu zaspokojenia górskiej ciekawości typu: co tam, czyli wyżej o 300 metrów i dalej o 2 km można jeszcze zobaczyć?
Ostatnia, niewielka grupa starszych i najstarszych turystów dzielnie podchodziła usłanym kamieniami 7,5 km szlakiem – drogą, przysłuchując się głośno szumiącej wodzie potoku Kieżmarskiego i nieco dłużej przyglądając się temu wszystkiemu, czym co rusz zaskakiwała tatrzańska uroda tych stron.
Wszystkim, bez wyjątku wszystkim nielekko szło się w tym straszliwym upale. Plus 30 stopni, a może i więcej (?!), mocno prażące słońce przy zerowym zachmurzeniu wycisnęły z nas duże ilości potu. „Wróciły afrykańskie upały” – usłyszałam w prognozie pogody na dzisiaj. Na szczęście zaopatrzeni byliśmy w duże ilości wody mineralnej i innych napojów.
Duże, niezapomniane wrażenie zrobiły na nas oba jeziora i ich górskie otoczenie. Zielone jezioro, a tuż nad nim Chata (1541 m n.p.m.) i to drugie Białe (1610 m n.p.m.) zarastające z bagnistym brzegiem sprawiły, że zatrzymaliśmy się przy nich nie na krótko, ale na dłużej! Janek miał rację, że dał nam stosunkowo dużo czasu na pobyt przy nich, bo inaczej… byłoby nam żal… bieg i bieg do przodu nie wchodził tu w rachubę. No bo jak tu iść dalej, skoro te miejsca były tak urokliwe!
Już podczas jazdy autobusem przewodnik przygotowywał nas teoretycznie do zaplanowanej trasy. Wielu z nas przeszło nią dzisiaj po raz pierwszy w życiu (w tym pisząca tę relację). Na miejscu przy Chacie i przy obu jeziorach w otoczeniu majestatycznych górskich kolosów też zapoznawał nas z poszczególnymi szczytami cierpliwie odpowiadając nieraz na te same pytania, wszak była nas liczna grupa i nie każdy usłyszał słowa Janka zapatrzywszy się na turnie i pionowe ściany nie mieszczące się w kadrze aparatu. Był więc czas na zrobienie dziesiątek zdjęć, na rozpracowanie panoram, które swoim pięknem porównywaliśmy do tej znanej wszystkim po polskiej stronie Tatr. Był czas na różne opowieści o tym cudownym miejscu, na słynną legendę o ukrytym klejnocie na pobliskiej Jastrzębiej Turni, o polskich taternikach wspinających się po 900 metrowej północnej ścianie Małego Kieżmarskiego Szczytu, o schronisku oddanym w 1942 roku i spalonym 32 lata później, o jednym z najstarszych szlaków w Tatrach, który sławę zawdzięcza pierwszej znanej z imienia i nazwiska turystce Beacie Łaskiej, która niecałe 500 lat temu odwiedziła Dolinę Kieżmarską, o tatrzańskich perfumach produkowanych od 1896 roku obok Białego Stawu w wytwórni olejków z pędów kosówki i limby… Dużo można by tu jeszcze dopisać. Ale…
Czas wrócić na ziemię, a raczej na szlak. W drogę powrotną wyruszyliśmy niebieskim szlakiem, a następnie powtórką żółtego w kierunku parkingu Biela Woda. Żar dalej lał się z nieba, a my dopijaliśmy ostatnie resztki napojów z plastikowych butelek. Zgodnie z planem, czyli o godz. 17:00 odjechaliśmy z parkingu przez Jurgów do Polski, ale… niezgodnie z planem dojechaliśmy do Bielska-Białej (czytaj: korki, korki, korki, a przed nimi następne korki od Nowego Targu aż do Makowa Podhalańskiego!). Była godzina 21:30 i nawet już zmierzchało, gdy po długiej podróży mogliśmy – mimo wszystko szczęśliwi i zadowoleni z udanej wycieczki – wysiąść z autobusu. Głośno wtedy umawialiśmy się na następną górską wycieczkę do Czech, na Pradziada. Bo nam ciągle mało gór… Przeszliśmy dzisiaj około 600 metrów przewyższenia, a długość trasy wyniosła około 17 km. Ta statystyka nie dotyczy turystów, którzy byli na Jagnięcym szczycie.
Zerwaliśmy kolejną, już ostatnią w I półroczu 2019 roku, gorącą kartkę z kalendarza. Poznaliśmy nowy, dla wielu z nas nieznany zakątek Tatr Wysokich po drugiej stronie granicy. Tak daleki wyjazd, w taaaką pewną pogodę, przy tak długim dniu bez jednej chmurki na niebie, nie zdarza się często.
Dziękujemy za piękną wycieczkę!

CS
.

ekipa przy Zielonym Stawie Kieżmarskim i schronisku

.

Zaszufladkowano do kategorii kronika - 2019 | Możliwość komentowania Dolina Kieżmarska (Tatry Wysokie, Słowacja) – wycieczka górska – 30 czerwca 2019 r. została wyłączona

„W poszukiwaniu równowagi” – nowy tomik poezji Sebastiana Nikla

Miło nam poinformować, że ukazał się, już czwarty, tomik poezji członka naszego Oddziału, Sebastiana Nikla zatytułowany „W poszukiwaniu równowagi”.
Jak pisze na swojej stronie internetowej autor: „Przypomnienia sobie, jak odnajdywać i doceniać piękno w rzeczach prostych i małych. Sam nie jestem wolny od pokusy konformizmu oraz posłuchu tym czy innym hasłom, dlatego i ja wciąż poszukuję tej równowagi – starając się czerpać z rzeczy dobrych i pięknych, które są przecież obecne wokół nas. O tych wszystkich właśnie wątkach traktuje już czwarty mój tomik poezji, czasem stawiając trudne pytania, piętnując społeczną niepamięć i moralnie naganne zjawiska, ale też opowiadając o miłości i pięknie.”
„W poszukiwaniu równowagi” wydane zostało w formacie A5, a na 60 stronach można znaleźć 38 nowych wierszy Sebastiana, 25 sentencji oraz 7 autorskich grafik.

Tomik można nabyć poprzez aukcje Charytatywni Allegro lub bezpośrednio u Sebastiana Nikla (więcej informacji tutaj), a środki pozyskane ze sprzedaży, tak jak w przypadku wcześniejszych publikacji wesprą trud walki z chorobą naszego kolegi. Gorąco zachęcamy do nabycia i wsparcie w ten sposób Sebastiana!

Zarząd Oddziału

Zaszufladkowano do kategorii aktualności | Możliwość komentowania „W poszukiwaniu równowagi” – nowy tomik poezji Sebastiana Nikla została wyłączona

Akcja „Sprzątamy Beskidy z PTT 2019” – rejon kamieniołomu w Kozach (Beskid Mały) – 28 czerwca 2019 r.

Podczas tegorocznej akcji ekologiczno-edukacyjnej „Sprzątamy Beskidy z PTT 2019”, organizowanej przez Oddział PTT w Bielsku-Białej, wzięło udział duże grono wolontariuszy i młodzieży. Do tej pory zorganizowano sprzątanie szlaków w rejonie Klimczoka w Beskidzie Śląskim, Babiej Góry w Beskidzie Żywieckim i Magurce Wilkowickiej w Beskidzie Małym, gdzie odbył się finał akcji.
W tym czasie członkowie i sympatycy działającego na terenie Kóz koła PTT przystąpili w ramach akcji do działań na terenie swojej miejscowości. W ramach odbywającej się niedawno popularnej akcji „TrashTag Challenge” udało się zebrać ogromne ilości śmieci z różnych rejonów Kóz, a do sprzątania włączyły się niemal wszystkie organizacje działające na tym terenie z samorządowcami na czele.
Członkowie Koła PTT w Kozach za cel sprzątania w ramach akcji „Sprzątamy Beskidy z PTT 2019” wybrali koziański kamieniołom. Miejsce szczególne dla miejscowych i ciekawy obiekt turystyczny, gdzie można odpocząć z dala od tłoku miasta. Działania podzielono na dwa etapy. Pierwszy miał miejsce 27 maja 2019 roku, kiedy to za pomocą liny wydobyto z wąwozu poniżej kamieniołomu 10 sztuk opon z samochodów ciężarowych typu Star i Kraz, będących pamiątką po czasach eksploatacji kamienia z tego miejsca, która odbywała się jeszcze w latach 80-tych (relacja tutaj).
Należy wspomnieć, iż kilka dni wcześniej strażacy z Ochotniczej Straży Pożarnej w Kozach w ramach przeprowadzonych ćwiczeń usunęli ponad 20 opon ze zbiornika wodnego znajdującego się powyżej, w środkowej części kamieniołomu.
Natomiast drugi etap przeprowadzono w silnym składzie przedstawicieli Urzędu Gminy z Panem Wicewójtem Marcinem Laskiem i Przewodniczącym Rady Panem Miłoszem Zelkiem, członków z Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego z Koła w Kozach i Strażaków z Ochotniczej Straży Pożarnej w Kozach, którzy wsparli działania wozem bojowym. Wspólnie, za pomocą wyciągarki, wyciągnięto 25 opon, w tym cztery potężne opony z ciężkiego sprzętu budowlanego typu Fadrom.
W sumie podczas działań w Kamieniołomie udało się usunąć blisko 60 sztuk opon z samochodów ciężarowych i sprzętu budowlanego. Znaleziono również rolkę, która jest pozostałością po taśmociągu transportującego kamień. Znalezisko to zostało zabezpieczone i przekazane do Izby Historycznej w Kozach.
Smutne statystyki w ilości zbieranych co roku śmieci pokazują ogromny problem, jakim jest zanieczyszczenie naszej przyrody.
Wszystkim, którzy przyłączyli się do akcji, serdecznie dziękujemy za wkład wniesiony w poprawę środowiska w naszej Gminie oraz regionie.

Tomasz Węgrzyn
.

pamiątkowe zdjęcie na zakończenie dzisiejszego wyciągania opon

Zaszufladkowano do kategorii Koło PTT w Kozach, kronika - 2019, Sprzątamy Beskidy z PTT | Możliwość komentowania Akcja „Sprzątamy Beskidy z PTT 2019” – rejon kamieniołomu w Kozach (Beskid Mały) – 28 czerwca 2019 r. została wyłączona

Spotkanie konsultacyjno-informacyjne z MTiS dla interesariuszy na temat kwalifikacji w turystyce górskiej – Warszawa, 28 czerwca 2019 r.

W dniu 28 czerwca 2019 r. odbyło się spotkanie z przedstawicielami Ministerstwa Turystyki i Sportu w Warszawie w ramach konsultacji w sprawie wpisania kwalifikacji „przewodnik górski” do Zintegrowanego Systemu Kwalifikacji. W konsultacji wzięli udział przedstawiciele Zarządu Głównego Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego, w tym dwie znajome twarze z bielskiego Oddziału PTT.
Przed nami wiele zmian i sporo pracy!

Martyna Ptaszek
.

przedstawiciele ZG PTT na spotkaniu w Warszawie

Zaszufladkowano do kategorii Koło Przewodników, kronika - 2019 | Możliwość komentowania Spotkanie konsultacyjno-informacyjne z MTiS dla interesariuszy na temat kwalifikacji w turystyce górskiej – Warszawa, 28 czerwca 2019 r. została wyłączona

Mędralowa, Czerniawa Sucha (Beskid Żywiecki) – wycieczka górska dla seniorów – 25-26 czerwca 2019 r.

Pierwszy etap naszej kolejnej wycieczki rozpoczął się na stacji Bielsko-Biała Główna. Osiemnaścioro uczestników dotarło pociągiem do Żywca, następnie autobusem do Przyborowa. Dzień zapowiadał się upalnie, więc od razu wyruszyliśmy na szlak. Na szczęście prowadził on w cieniu i tak dotarliśmy do osiedla Moczarki. Od tego miejsca zaczęły się już widoki. Przed nami okazała kopuła Pilska, z lewej zaś strony przeciwległy grzbiet Lachów Gronia, w dole wieś Koszarawa Bystra. Szlak sukcesywnie i niezbyt ostro poprowadził nas w górę aż osiągnęliśmy wierzchołek granicznej góry Mędralowa (1169 m). Tu zrobiliśmy dłuższy odpoczynek, aby się zapoznać ze wszystkimi tablicami informacyjnymi i zrobić pamiątkowe zdjęcie z banerami. Z Mędralowej szlak powiódł nas na rozległą Halę Kamińskiego. Nazwa ta pochodzi od popularnego w tej okolicy nazwiska. Wcześniej już było widać cel naszej dzisiejszej wędrówki – przełęcz Klekociny. Dość strome zejście i już jesteśmy na przełęczy pilnie szukając tablicy informującej nas o położeniu miejsca noclegu, czyli stacji turystycznej „Zygmuntówka”. Znajduje się ona zaledwie 200 m od szlaku. Z ulgą zrzuciliśmy plecaki i szybko rozlokowaliśmy po pokojach. Standard tego miejsca dość skromny, ale było niezwykle czysto. Gospodarz obiektu bardzo dbał o zaspokojenie naszych potrzeb, dzięki czemu czuliśmy się tam bardzo dobrze. Zbliżał się ciepły wieczór, więc wyruszyliśmy na przełęcz, aby rozpalić ognisko i upiec przyniesione kiełbaski. Wokół nas pachniała świeżo skoszona łąka, od lasu dochodził niezrównany aromat rozgrzanej żywicy… Po powrocie do schroniska do zmroku śpiewaliśmy piosenki z naszego śpiewnika i obserwowaliśmy gwiazdy.
Kolejny dzień przyniósł nam zapowiedź sporego upału. Po porannej jajecznicy wyruszyliśmy na szlak. Pochodził on najpierw pod Czerniawę Suchą, potem przechodził w grzbiet Lachowa. Raźnym krokiem minęła nas grupa turystów zmierzających na Babią Górę, jakiś czas szedł z nami samotny wędrowiec zmierzający aż do Inwałdu. Stwierdziliśmy, że na taką trasę potrzebowalibyśmy przynajmniej dwóch dni, a przecież był już dzisiaj na szczycie Babiej. Ech, młodość! Ale my cieszymy się, że w ogóle jeszcze możemy pokonywać te trasy i idziemy dalej… myląc drogę. Wracamy więc prędziutko i już bez przeszkód zmierzamy do Koszarawy. Jeszcze tylko odpoczynek przed szałasem, uwaga, upał wzmaga się coraz bardziej, ale na szczęście już schodzimy. Nad wsią trafiamy w wąski parów, w którym powietrze dosłownie można kroić i wychodzimy na szosę. Jak na zawołanie podjeżdża autobus i po 40 minutach jesteśmy w Żywcu. Tu również mamy szczęście, bo właśnie zdążamy na pociąg „Soła”, który zawozi nas do Bielska. Jego klimatyzowane wnętrze było dla nas wręcz zbawieniem. Podsumowując, była to mimo wysokich temperatur bardzo udana wycieczka. Po raz kolejny mieliśmy okazję się przekonać jak dobrze nam ze sobą, nacieszyć wspaniałymi widokami, a także poznać nowy rejon górski. Przed nami wakacje i zapowiedź realizacji tych wycieczek, których mimo planu nie udało się nam odbyć.

Teresa Kubik
.

seniorzy przy stacji turystycznej „Zygmuntówka”

Zaszufladkowano do kategorii kronika - 2019, seniorzy | Możliwość komentowania Mędralowa, Czerniawa Sucha (Beskid Żywiecki) – wycieczka górska dla seniorów – 25-26 czerwca 2019 r. została wyłączona

Połonina Borżawa, Gorgany Zachodnie (Ukraina) – wyprawa trekkingowa – 20-23 czerwca 2019 r.

Po raz drugi w tym roku w dniach od 20 do 23 czerwca 2019 r., członkowie i sympatycy Oddziału PTT w Bielsku-Białej wybrali się wspólnie na Ukrainę, zaledwie miesiąc po ostatnim wyjeździe,
aby przeżyć nową przygodę, tym razem wędrując przez Połoninę Borżawską należącą
do Beskidów Połonińskich w łańcuchu Zewnętrznych Karpat Wschodnich oraz przez Gorgany Zachodnie w łańcuchu Karpat, które są składową Beskidów Wschodnich (Lesistych), będąc ich najdzikszą częścią.
Wędrówka została podzielona na cztery dni. Pierwszego dnia kierowaliśmy się w kierunku Wielkiego Wierchu (1598 m). Drugiego dnia podziwialiśmy uroki Negrowca (1709 m). Trzeciego dnia zdobywaliśmy nasz szczyt z Korony Beskidów Ukraińskich, Stij (1681 m). Czwartego dnia wylewaliśmy siódme poty podchodząc pod Strimbę (1719 m) i z uniesionym czołem jak rasowi himalaiści kończąc te podejście 130 metrów przed szczytem, ale o tym później.
Aby tradycji stało się zadość spotykamy się wszyscy na bielskim parkingu i razem z naszym przewodnikiem Janem Nogasiem, na czele ponad 30-osobowej grupy zaczynamy naszą przygodę ruszając w drogę o godz. 20.00. Po krótkim postoju na trasie w celu rozprostowania kości i po zabraniu po drodze naszych przewodników po Ukrainie, Marka Kusiaka i Wojciecha Pająka, podróż do granicy
z równie sympatycznym kierowcą mija nam w miarę szybko. Pomimo rozpoczynającego się długiego weekendu, o którym przypomniałem sobie w pociągu w drodze do Bielska (tłoczno i duszno), nasza odprawa paszportowa na granicy przebiegła bardzo szybko i sprawnie. Bez kolejki za sznurem innych autokarów i bez zbędnych problemów. Domniemam, że to za sprawą uroku osobistego przewodnika Marka, co chyba miało wpływ na łagodne potraktowanie nas przez funkcjonariuszkę służby granicznej.
Tuż za granicą można było dokonać wymiany waluty w „mobilnym kantorze”, w osobie pana z dość pokaźną gotówką hrywien w ręku. Po wszystkich czynnościach formalno-prawno-walutowych można było pogrążyć się we śnie i oddać w ręce boga Hypnosa. Warunki ku temu były świetnie, bo nasz mały autokar przypominał w środku ciemną grotę, w której mieszkał mitologiczny Hypnos.

DZIEŃ PIERWSZY: WIELKI WIERCH (1598 m)

Słoneczko pracowało już pełną parą, gdy dojechaliśmy do Przełęczy nad Podobowcem, skąd po krótkim słowie wstępu przewodnika Marka, rozpoczęliśmy podejście w kierunku Wielkiego Wierchu (1598 m). Tym razem korzystaliśmy z mapy o nazwie „Borzhva”. Na niej nakreślone były niebieskie znaki, którymi dzisiaj mieliśmy podążać do celu. Podchodząc ścieżką wśród zielonych traw i wysokich drzew pojawiały się pierwsze krople potu na naszych czołach. Brak wiatru i skwar były odczuwalne przez wszystkich z nas jednakowo. W drodze do szczytu zatrzymaliśmy się przy drzewie, które dało nam trochę cienia, a ławeczka okazała się miłym akcentem tego postoju. Troszkę wyżej stał znak informujący, że do Wielkiego Wierchu pozostało 3,5 km marszu w czasie 1,5 h, a do szczytu Rjapecka (1210 m) 0,5 km marszu w czasie 0,5 h. A może by go zdobyć? Za zgodą przewodnika ten szczyt padł naszym łupem, ponieważ znajdował się, cytuję: „na naszej drodze troszkę w lewo kilka metrów”. Wróciwszy już
na właściwy kierunek, idąc połoniną w kierunku naszego celu, po prawej stronie mieliśmy piękne widoki na wieś Wołowiec, a po lewej stronie troszkę za plecami można było wypatrzeć wieś Pilipiec, obecnie z licznymi atrakcjami turystycznymi. Kiedy dochodziliśmy do szczytu góra przywitała nas chmurami.
Na szczycie przewodnik Marek rysując kijkiem na ziemi czytelnie wytłumaczył nam, gdzie jesteśmy i jakie mamy stąd widoki, ponieważ chmury nie odpuszczały. Ponadto na wierzchołku dowiedzieliśmy się, że jest on punktem triangulacyjnym, inaczej szczytem zwornikowym trzech rozchodzących się grzbietów w Borżawie. W kierunku południowo-wschodnim Mała Hymba (1416 m), Hymba (1491 m), Magura Żyde (1517 m), Topas (1548 m), w kierunku południowo-zachodnim Stij (1677 m), a w kierunku północno-zachodnim Płaj (1323 m), a dalej za nim Temnatyk (1344 m). Po odpoczynku nie pozostało nam nic innego jak tylko zrobić sobie grupowe zdjęcie i dalej w drogę na mniejszy szczyt Płaj (1323 m). Schodząc z Wielkiego Wierchu słońce przedzierało się za chmur, a słaby wiatr lekko falował zielonymi trawami połoniny. Teraz szliśmy za czerwonymi znakami, a chmury odsłaniały coraz to ciekawsze widoki. W zielonym morzu traw doszliśmy do szczytu. Na górze Płaj (1323 m) ujrzeliśmy przekaźniki radiowo-telewizyjne oraz pomnik poświęcony Wjaczesławowi Czornowiłowi, który pracował tam jako obserwator meteorologiczny pod koniec lat sześćdziesiątych. Na szczycie mogliśmy podziwiać
w kierunku południowo-wschodnim Wielki Wierch, troszkę z lewej strony w tej samej linii połoniny szczytu Rjapecka, a daleko w kierunku północno-zachodnim po prawej stronie Pikuja, a po lewej szczyt Temnatyka i gdzieś daleko Połoninę Równą. Ponieważ znowu zrobiło się gorąco, po krótkim popasie udaliśmy się w drogę powrotną, która dla wielu z nas okazała się drogą krzyżową z ostrym kamienistym zejściem do miejsca naszego zakwaterowania we wsi Hukliwe. Wchodząc do wsi podziwialiśmy obrazy jak z bajki, na tle lekko snujących się białych chmur na błękitnym niebie i zielono-złotych pagórków, ręcznie usypane snopki siana tworzyły niesamowite wizualne wrażenie. Widok u nas w kraju nie spotykany. Idąc dalej piękną wiejską drogą zwiedziliśmy cerkiew, która była w remoncie i mocno zmęczeni doszliśmy do hotelu. Tam kolacja prysznic i zasłużony odpoczynek. Późnym wieczorem będąc już w hotelu przychodzi burza i deszcz, ale równie szybko odchodzi w innym kierunku. Taki minął nam dzień pierwszy.

DZIEŃ DRUGI: NEGROWIEC (1709 m)

Poranek przywitał nas pełnym słońcem. Na śniadanie zjedliśmy obiad (kaszę gryczaną z masłem
i mięsem oraz kanapki) i pełni energii ruszyliśmy ku nowej przygodzie. Prognozy pogody wskazywały, że dzisiaj ma być burzowo i deszczowo. No trudno… Póki co było bardzo ciepło i pogodnie. Nasz rajdowy kierowca dzielnie omijając dziury w drogach dowiózł nas cało do wsi Synevir leżącej nad rzeką Tereblją, skąd mieliśmy rozpocząć podchodzenie na Negrowiec (1709 m). Szlak turystyczny koloru czerwonego informował, że do Negrowca mamy 9 km w 3 h. No to w drogę. Początkowo podejście było bardzo łagodne i prowadziło górską drogą cały czas do góry. Można powiedzieć, że mieliśmy bardzo długi spokojny spacer wśród wysokich drzew jodły, buku i świerku. Nabierając stopniowo wysokości odczuwalna była coraz większa duchota. Kiedy wyszliśmy już z linii lasu na otwarty teren aby chwilkę odpocząć po drzewem w cieniu, zaatakowały nas stada komarów i muszek, z którymi każdy z nas dzielnie walczył. Z tego miejsca zostało nam kilka kroków i tak znaleźliśmy się na Połoninie Piszkoni, która należy do Parku Narodowego Synevir. Z połoniny można było zobaczyć olbrzymi masyw Strimby (1719 m). Czerwony szlak wskazywał, że do Negrowca mamy jeszcze 4 km w 1,5 h. Długim grzbietem Piszkoni szliśmy dalej w kierunku Małej Gropy (1000 m), Jasenoveca (1628 m) i Wielkiej Gropy (1667 m), podziwiając okoliczne doliny i nieliczne wioski. Przed nami wyłaniały się tylko niezliczone górskie pasma. A że widoczność była dobra podziwialiśmy je zatrzymując się co jakiś czas żeby robić zdjęcia.
I tak weszliśmy na Wielką Gropę (1667 m), gdzie po krótkim odpoczynku i szybkiej sesji zdjęciowej udaliśmy się do naszego celu Negrowca. Wato tu wspomnieć, że nad nami wisiały przez chwilę czarne chmury, które wydawały się być na wyciągnięcie ręki. Na szczęcie wiatr je szybko przegonił i popłynęły sobie gdzieś dalej. Zbliżając się do szczytu nasza ścieżka zmieniła się w kamienistą dróżkę co jest charakterystyczne dla tej części Gorganów. Rozległe rumowiska skalne i kosówka to tutaj normalny widok, zupełnie innych niż w pozostałej części Gorganów. W końcu osiągnęliśmy nasz cel Negrowiec (1709 m). Ach co to była za radość. Każdy z nas nie mógł się nadziwić nad pięknem przyrody. Dookoła same górskie pasma i nic więcej. Nawet trudno było się skupić gdzie i jaki wierzchołek się znajduje.
Tak tu było pięknie… Tu na wierzchołku zrobiliśmy sobie dłuższy odpoczynek i popas, po czym grupowe zdjęcie i… nagle przewodnik Wojtek mówi, że ta góra po prawej stronie Horb (poza planem) czeka na odważnych śmiałków mających jeszcze zapasy energii w sobie… Najpierw zdecydowanie niczym sprinterzy na bieżni ruszyła grupa zakręconych wariatów jak po wystrzale pistoletu. Po czym hop siup i cała grupa znalazła się na przeciwległym potężnym masywie Horba. Przewodnik Marek zaniemówił w związku z naszą determinacją. I tak każdy z nas cieszył się z kolejnego miłego akcentu tego dnia. Na szczycie podziwialiśmy piękny pozłacany krzyż, który z pewnością przyciąga niejedno wyładowanie atmosferyczne. Schodząc szczęśliwi z otrzymanej niespodzianki, po drodze mijamy jeszcze Barwiniok (1461 m) i tak powoli wschodząc z linię lasu schodzimy do wsi Kołoczawa. Po drodze przewodnik Marek pokazuje nam świerk, który ma niesamowitą średnicę obwodu. To po prostu gigant. Baobab wśród świerków. Piękne majestatyczne drzewo rośnie sobie spokojnie obok naszego szlaku. Idąc dalej widzimy sielankowy obrazek. Na tle majestatycznych gór i spokojnych dolinek pasie się malutki źrebaczek ze swoją mamą z fikuśnym czerwonym pomponem. Obrazek jak z pocztówki. Zbliżając się już do wsi po lewej stronie widzieliśmy nasz niedzielny cel kamienistą Strimbę (1719 m). Będąc we wsi uzupełniamy płyny i dopiero wtedy zaczyna grzmieć i podać deszcz. Ale mamy szczęście. Naszym szybkim autobusikiem udajemy się do hotelu. Obiad i prysznic, a później wspólna integracja i wymyślnie śmiesznych zwierzaków z kotłujących się chmur kończy nasz dzień drugi.

DZIEŃ TRZECI: STIJ (1681 m)

Wstajemy lekko zdumieni, że słoneczka nie ma. Po śniadaniu-obiedzie, na którym dostaliśmy m.in. gotowany makaron i pieczoną nóżkę z kurczaka, ruszamy do miejscowości turystycznej Pilipiec, leżącej w Połoninie Borżawy. Wysiadając z autobusu, krążą nad nami nieciekawe chmury. Nasz przewodnik Marek słowem wstępu mówi, że dzisiaj przewidywana pogoda to burze i deszcz po godz. 13:00. Dlatego szybkim tempem udajemy się w kierunku naszej małej atrakcji turystycznej, czyli dolnej stacji kolejki krzesełkowej, którą wjeżdżamy na górną stację, w celu zaoszczędzenia czasu. Stan krzesełek był mocno leciwy, jak i cały wyciąg. Taki wjazd na Czantorię 30 lat temu… Następne w strasznej duchocie i ostro do góry idziemy za niebieskimi znakami, a następnie odbijamy w prawo i trawersujemy zbocze Gimby kierując się na Stij. Gęste chmury wiszą nad nami, ale nas to nie rusza. Po trawersie dochodzimy do punktu, w którym czytamy, że jesteśmy blisko Gimby i mamy już wysokość 1420 m. Co jakiś czas dane nam jest podziwiać urocze dolinki po obu stronach masywu, ale chmury nie dają za wygraną. Podążając dalej za czerwonymi znakami dochodzimy do Małej Gimby (1430 m), gdzie przewodnik Wojtek żartuje, że jakby nie było, Gimba jest zdobyta, co z tego, że mała. Żwawo idziemy dalej, bo każdy z nas ma w pamięci informację o burzy i deszczu, których nigdzie na horyzoncie nie widać. Na naszej trasie mijamy sympatyczną grupę wycieczkowiczów, chyba z Rzeszowa, która tą samą trasą co nasza wybierała się na Wielki Wierch, który widzieliśmy po naszej prawej stronie. Mijając wierzchołek Krivi Puti (1378 m) czytamy, że z tego miejsca do Pilipca jest 5 km i 1,5 h, a do Wodospadu Szypit 3 km i 1 h. My jednak idziemy dalej, chociaż w planie mamy również ten wodospad. Długi trawers pod górę i nasze myśli krążące wokół tego, gdzie teraz Wszyscy jesteśmy i jakie cuda natury oglądamy, przerywają ciche pomruki burzy, która jednak gdzieś tam krąży, daleko nad odległymi górskimi pasami. Dochodzimy do punktu informacyjnego, gdzie czytamy, że na Stij pozostało nam 3 km w czasie 1,15 h. Niestety po drodze przewodnik Marek informuje całą grupę, że pobyt na szczycie będzie bardzo szybki z uwagi na szybko zbliżającą się burzę. W obawie o nasze bezpieczeństwo na szczycie mamy zrobić tylko grupowe zdjęcie i szybko schodzimy w bezpieczne miejsce. Podchodząc pod Stij (1681 m) zdyscyplinowana grupa dokonała szybkiego ataku szczytowego, robiąc grupowe zdjęcie i po chwili ponownie schodziliśmy tym samy szlakiem w dół. Złowieszcze pomruki burzy były coraz częstsze i mało przyjemne. Dochodząc szybkim tempem do słupka, gdzie znaki zielone kierowały do Wodospadu Szepit, niebo pociemniało,
a z czarnych chmur bóg Jowisz jeszcze z menzurki puszczał w naszym kierunku pierwsze krople deszczu. Podziwiam naszą grupę za szybką i profesjonalną przebiórkę, bo niejedna modelka na backstage mogłaby się od nas tego nauczyć. Później było już mniej przyjemnie. Jowisz rzucał gromy po okolicznych połoninach i szczytach, a my w strugach deszczu uciekaliśmy jak najszybciej w dół, byle dalej od tego niebezpiecznego zjawiska. Przemoczeni do suchej nitki dotarliśmy do wodospadu, a Jowisz zrobił sobie chyba cygaryt pauza (w śląskiej gwarze to przerwa na papierosa), co wykorzystaliśmy na zobaczenie wodospadu i zakupy w okolicznych drewnianych budkach. Później naszym malutkim autokarem wracamy do hotelu. Na miejscu tradycyjnie obiadek, prysznic i po krótkiej integracji na hotelowym ogródku, zasłużony odpoczynek. Taki minął nam dzień trzeci.

DZIEŃ CZWARTY: STRIMBA (1719 m)

O poranku wyglądamy przez okno w pokoju i witamy się ze słoneczkiem. Idziemy zjeść śniadanio-obiad, tym razem najprawdopodobniej omlet z jajka i białego sera i ruszmy do naszego ostatniego celu – Strimby (1719 m). Nasze zmęczenie trzema intensywnymi dniami daje się we znaki, ale w kość dopiero dostaniemy, o czym mieliśmy się później przekonać. Wracamy znowu w Gorgany i naszą wędrówkę zaczniemy we wsi Kołoczawa. W czasie drogi przewodnik Marek opowiadał o wsi, do której jedziemy i o jej historii. Znajduje się tam kilka muzeów. Muzeum Linii Arpada, gdzie można zobaczyć militarną część historii, czyli linię obronną mającą chronić byłe Królestwo Węgier przed atakiem Armii Czerwonej, muzeum kolejki wąskotorowej, muzeum pisarza czeskiego Ivana Olbrachta lub skansen „Stara wieś”, w którym można zobaczyć np. chaty z początku XX wieku. Poznaliśmy też krótką historię zbójnika Szuhaja, który tu zbójował. Jego historię życia opisał w swojej książce pt. „Mikoła Szuhaj, zbójnik”, właśnie pisarz Ivan Olbracht, którą wydał w 1933 r. Pisarz osobiście nie poznał Szuhaja, ale cenne materiały o jego „karierze” pozyskał od żony, córki i naocznych świadków różnych wydarzeń. Powieść Olbrachta stała się klasyką czeskiej literatury. Tyle krótkiej i ciekawej historii Kołoczawy. Wysiadając z autokaru i oglądając stromo nachylone wzgórza, chyba nikt z nas nie przypuszczał, że za kilka minut będziemy tam walczyć resztkami sił, żeby jak najszybciej zejść z otwartego nasłonecznionego terenu i dojść do lasu, gdzie będzie czekał na nas choćby cień drzew. Ah te marzenia… Podejście okazało się najtrudniejsze ze wszystkich trzech dni. Kolorowe i pachnące kwiaty łąki mogliśmy wąchać i podziwiać zupełnie z bliska z uwagi na nachylenie tego stoku. Krótkim odpoczynkiem dla nas okazało się spotkanie z uśmiechniętą ukraińską rodziną, która również wędrowała na Strimbę. Dziewczyny w czasie drogi plotły duże wianki na głowę z polnych kwiatów i chętnie robiły sobie z nami zdjęcia w tych wiankach. Młody chłopak poczęstował nas pysznymi wiśniami i po chwili znowu szliśmy po górę. Kiedy doszliśmy do lasu chyba ze wszystkich z nas odeszły resztki sił. Niesamowity skwar, brak wiatru i odrobiny powietrza był nie do wytrzymania. Na szczęście nie było owadów, bo w tym miejscu nikt nie miał wątpliwości, że naszym głównym materiałem, z którego jesteśmy zbudowani to woda, a końca drogi nie było widać. Kiedy wyszliśmy ponad górną granicę lasu, dopiero wtedy lekki wiaterek dodał nam wszystkim otuchy. Nasza leśna ścieżka wśród wysokich drzew zmieniła się w rumowisko kamieni. Kiedy doszliśmy do przełęczy, gdzie dalej szlak skręcał w lewo na Strimbę, nastąpiła długo wyczekiwana przerwa. Chmury lekko ciemniały, ale nam to nie przeszkadzało. Ciekawostką było malutkie jeziorko/kałuża tuż na przełęczy pomiędzy dwoma nachylonymi stokami. Do szczytu jeszcze tylko kilka metrów. Ah co z ulga. Kiedy tak odpoczywaliśmy delektując się obrazami które nas otaczały, nasi przewodnicy zwołali nas na polankę poniżej przełęczy. Niestety sprawdził się czarny scenariusz tej wyprawy. Dzisiaj na Strimbę nie wejdziemy… Pogarszające się warunki atmosferyczne, które obserwowaliśmy z przełęczy powoli kierowały się w naszą stronę, a nad Strimbą zawisła gęsta chmura z której palcem wskazującym „NIE, NIE” machał do nas Jowisz. Po krótkich debatach iść, nie iść, niski pomruk burzy znad Strimby przesądził o naszym losie. Nasza wspinaczka zakończyła się 130 m przed szczytem. Przewodnik Marek jednoznacznie poinformował nas, że bezpieczeństwo w górach jest najważniejsze. Wszyscy bez wyjątku podporządkowaliśmy się tej decyzji i z uniesionym czołem jak prawdziwi himalaiści zaczęliśmy schodzenie tą samą drogą do Kołoczawy. Przy zejściu burza nas nie goniła i padał tylko lekki deszczyk, który był prawdziwą ulgą tego dnia. Szlak w drodze powrotnej zrobił się błotnisty i kilkoro z nas zaliczyło kontrolowane zjazdy. W Kołoczawie przy autobusie chwilę odpoczęliśmy i udaliśmy się w drogę powrotną do Polski. Po drodze zjedliśmy obiad i koło północy w dobrych humorach minęliśmy granicę. Do Bielska dojechaliśmy prawie nad ranem. Zaspani ale z uśmiechami na twarzy pożegnaliśmy się i rozjechaliśmy do domów.
Suma przewyższeń podczas wyjazdu to 3993 metry, a przeszliśmy łącznie 73,2 km.

Przemek Waga
.

nasza grupa w Gorganach na szczycie Negrowca

Zaszufladkowano do kategorii kronika - 2019 | Możliwość komentowania Połonina Borżawa, Gorgany Zachodnie (Ukraina) – wyprawa trekkingowa – 20-23 czerwca 2019 r. została wyłączona

O akcji „Sprzątamy Beskidy z PTT 2019” w „Koziańskich Wiadomościach”

Na stronie 7 najnowszego numeru „Koziańskich Wiadomości” (6/2019), czasopisma wydawanego przez Urząd Gminy Kozy, który dotarł do nas dzisiaj, znalazł się artykuł poświęcony udziałowi SK PTT „Groniczki” przy Szkole Podstawowej nr 1 Kozach w organizowanej przez nasz Oddział akcji „Sprzątamy Beskidy z PTT 2019”, tym razem w rejonie Babiej Góry. Zachęcamy do lektury.

Zarząd Oddziału
.

Zaszufladkowano do kategorii media, SK PTT "Groniczki" przy SP1 w Kozach, Sprzątamy Beskidy z PTT | Możliwość komentowania O akcji „Sprzątamy Beskidy z PTT 2019” w „Koziańskich Wiadomościach” została wyłączona

O nowych władzach Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego w „Tygodniku Podhalańskim”

Informujemy, że w dzisiejszym „Tygodniku Podhalańskim” (nr 25/1524 z 19.06.2019 r.), na stronie 27 ukazał się artykuł Apoloniusza Rajwy pt. „Jolanta Augustyńska prezesem PTT”, podsumowujący XI Sprawozdawczo-Wyborczy Zjazd Delegatów PTT. 
Przypominamy, że w wyniku wyborów w skład Zarządu Głównego weszło dwoje członków naszego Oddziału, Jan Nogaś jako członek Prezydium ZG i Martyna Ptaszek jako członek ZG, a w składzie Głównego Sądu Koleżeńskiego znalazły się nasze dwie koleżanki, Katarzyna Talik – sekretarz i Grażyna Żyrek – członek. Zachęcamy do lektury artykułu.

Zarząd Oddziału
.

Zaszufladkowano do kategorii media | Możliwość komentowania O nowych władzach Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego w „Tygodniku Podhalańskim” została wyłączona