Brązowy Krzyż Zasługi dla Szymona Barona

Podczas IX Zjazdu Delegatów PTT w Zakopanem prezes naszego Oddziału, kol. Szymon Baron, został odznaczony Brązowym Krzyżem Zasługi. W imieniu Prezydenta RP odznaczenie wręczył Wicewojewoda Małopolski Andrzej Harężlak.
Serdecznie gratulujemy Koledze!

Zarząd Oddziału
.

Wicewojewoda Małopolski Andrzej Harężlak wręcza Szymonowi Baronowi "Brązowy Krzyż Zasługi"

Zaszufladkowano do kategorii aktualności | Możliwość komentowania Brązowy Krzyż Zasługi dla Szymona Barona została wyłączona

Odsłonięcie tablicy Macieja Mischke na Wiktorówkach – 16 listopada 2013 r.

Z pewnością nie wszyscy z obecnych członków PTT kojarzą postać Macieja Mischke, który kierował naszym Towarzystwem przez pierwsze dwie kadencje. W dniu dzisiejszym, na kilka godzin przed rozpoczęciem IX Zjazdu Delegatów członkowie i sympatycy PTT – zarówno Ci, którzy pamiętają Macieja, jak i zupełnie nowe osoby, dla których Maciej pozostaje postacią legendową, znaną jedynie z opowieści, wybrali się na Wiktorówki. Właśnie tam, przy Sanktuarium Matki Bożej Królowej Tatr, z inicjatywy Oddziału PTT w Krakowie odsłonięto tablicę upamiętniającą Macieja Mischke (1909-2003) – prezesa honorowego Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego.
W uroczystościach wzięło udział pięciu członków naszego Oddziału.

SB
.

przed tablicą upamiętniającą Macieja Mischke stoją czterej jego następcy, prezesi PTT - od lewej: Krzysztof Kabat, Antoni Leon Dawidowicz, Włodzimierz Janusik i Szymon Baron

Zaszufladkowano do kategorii kronika - 2013 | Możliwość komentowania Odsłonięcie tablicy Macieja Mischke na Wiktorówkach – 16 listopada 2013 r. została wyłączona

„Co słychać?” – nr 11 (275) / 2013

Listopadowy numer „Co słychać?” o objętości 8 stron jest równocześnie wydaniem zjazdowym. Oprócz zaproszenia na IX Zjazd Delegatów PTT mamy możliwość zapoznania się z przygotowanymi przez Tomasza Kwiatkowskiego założeniami programowymi.
W części poświęconej wieściom z życia ZG PTT i Oddziałów możemy zapoznać się z zawartością 21. tomu „Pamiętnika PTT”, który został oddany już do druku, a także dowiedzieć się o nowych władzach oddziałów PTT w Nowym Sączu i Dęblinie. Wśród istotnych wydarzeń należy odnotować utworzenie kolejnego Szkolnego Koła Krajoznawczego PTT przez Oddział w Chrzanowie. Możemy także znaleźć informacje o odznaczeniu dla ks. Zbigniewa Pytla, a także wycieczkach O/Ostrowiec Świętokrzyski w Beskid Wyspowy oraz biało-czerownym wędrowaniu Koła PTT w Kozach. 90 urodziny, które w tym roku obchodził Franciszek Kamysz z Oddziału w Opolu stały się okazję do przybliżenia jego sylwetki.
Numer uzupełniają relacja Niny Mikołajczyk z Parku Narodowego Ziom w Stanach Zjednoczonych, relacja z panelu dyskusyjnego poświęconego programowi „Polski Himalaizm Zimowy”, zaproszenie na przygotowane przez TPN seminarium dla nauczycieli oraz informacja o błędzie wzaproszeniu na obchody 140-lecia TT-PTT.

Życzymy przyjemnej lektury! (pobierz -> 0,76 MB)

Zaszufladkowano do kategorii "Co słychać?" | Możliwość komentowania „Co słychać?” – nr 11 (275) / 2013 została wyłączona

Facebook – mamy już 400 fanów!

Z przyjemnością informujemy, że nasza strona na portalu społecznościowym Facebook od dzisiaj ma już 400 fanów. Liczymy, że jeszcze więcej osób „polubi” tę stronę, która jest naszym dodatkowym oknem w tym wirtualnym świecie i wkrótce będziemy cieszyć się z pół tysiąca osób, które kliknęły „lubię to”.
Gorąco zachęcamy do regularnego odwiedzania Facebooka (https://www.facebook.com/ptt.bielsko.biala/) oraz naszej strony internetowej (http://www.bielsko.ptt.org.pl/). Niemal codziennie można przeczytać na nich coś nowego!

z tatrzańskim pozdrowieniem,
Zarząd Oddziału

Zaszufladkowano do kategorii aktualności | Możliwość komentowania Facebook – mamy już 400 fanów! została wyłączona

„Skandynawia – trekkingi za kołem polarnym” – prelekcja Andrzeja Ziółko – 12 listopada 2013 r.

W kolejne wtorkowe popołudnie spotkaliśmy się w lokalu PTT, aby obejrzeć niemal dwugodzinną prezentację zdjęć i filmów Andrzeja Ziółko z podróży do północnej Skandynawii, którą odbył w pierwszej połowie lipca 2013 r.
Mieliśmy więc okazję zobaczyć m.in. zdjęcia z Saltfjelet, gdzie uczestnicy wyjazdu przekroczyli Krąg Polarny, malowniczych miejscowości na przepięknych Lofotach (Kabelvåg, Henningsvær, Reine i Å), muzeum wikingów „Lofotr” w Borg, a także co dla nas, miłośników gór, z pewnością było najciekawsze – kilkugodzinnych trekkingów na wyspie Moskenesøya (Reine i Å).
Z Norwegii przenieśliśmy się do Szwecji, której zwiedzanie wraz z naszym prelegentem zaczęliśmy od kościoła Samów w Kirunie. Adrzej sprytnie dawkował nam emocję, bo najbardziej interesujące nas wejście na najwyższy szczyt Szwecji – Kebnekaise (2104 m n.p.m.) zostawił na sam koniec. Szkoda, że kilkadziesiąt metrów w pionie przed samym szczytem uczestników wejścia na ten najwyższy szczyt Europy za kołem polarnym prawdziwie arktyczne załamanie pogody (mróz, śnieżyca i silny wiatr zasypujący ślady oraz, i tak bardzo skąpe, oznaczenie szlaku) zmusiło do odwrotu.
Urzekły nas zwłaszcza zdjęcia gór wykonane w czasie „dnia polarnego”, pomiędzy godziną 22-gą a 2-gą w nocy. Po takich widokach wielu z nas marzy pewnie o odwiedzeniu Lofotów, a dzięki filmom i zdjęciom o wysokiej rozdzielczości (HD) uczestnicy spotkania mogli poczuć się, jakby sami byli uczestnikami tego trudnego trekkingu.

SB
.

Andrzej Ziółko w trakcie prelekcji

Zaszufladkowano do kategorii kronika - 2013 | Możliwość komentowania „Skandynawia – trekkingi za kołem polarnym” – prelekcja Andrzeja Ziółko – 12 listopada 2013 r. została wyłączona

Leskowiec (Beskid Mały) – rajd Koła PTT w Kozach pt. „Biało-czerwone wędrowanie” – 11 listopada 2013 r.

Poniedziałkowy, świąteczny ranek powitał nas deszczem i mgłą zalegającą na większych wysokościach. Jednak nasza ekipa chodzi niezależnie od pogody i na początku szlaku, w Rzykach-Jagódkach, stawiło się… 26 osób, z czego ponad 1/4 stanowiły dzieci.
Podejście, z początku dosyć strome, umilały wszystkim liczne konkursy i gry, które miał przygotowane Miłosz. Dzieciaki świetnie się bawiły, dorośli kibicowali milusińskim i jednego na pewno nie brakowało – dobrego humoru i wybuchów śmiechu.
Ja zaliczyłem tylko jedno ćwiczenie, wskutek którego horyzont kręcił mi się jeszcze przez kilkadziesiąt sekund, za to dzieci i Kasia poradziły sobie znakomicie – nie było po nich nic widać. Nie wiem, czy ćwiczenie z patyczkiem można uznać za test „mocnej głowy”, ale będę musiał się dobrze pilnować w przyszłości, gdybym chciał testować równowagę przy pomocy np. nalewek.
Po przeszło godzinie marszu i przystanków osiągnęliśmy schronisko pod Leskowcem, i na godzinę rozłożyliśmy sie w cieple – kontynuując zabawę. Grupa, do której należałem przypomniała sobie ponad 110 wyrazów jakie można ułożyć z liter słowa „niepodległość”. Oprócz zatem mocnych nóg PTT dba o rozwój umysłowy uczestników wycieczek. Dowiedzieliśmy sie też, kiedy trabant rozwija swoją maksymalną prędkość (na lawecie) i kilku innych, wartych zapamiętania zagadek.
Następnie udaliśmy się na Leskowiec, a wcześniej – na Groń Jana Pawła II. Na Leskowcu zrobiliśmy sobie zdjęcia a la kibice polskiej drużyny (niekoniecznie piłkarskiej, można to rozumieć szerzej), a potem udaliśmy się po wspaniale głębokim kobiercu liści bukowych z powrotem, ku samochodom.
Na dole wszyscy wszystkich czymś poczęstowali, a ja mogę powiedzieć, że to kolejne moje imieniny, które spędzam w górach – co jest dobrym prognostykiem na przyszłość. Ponieważ było nas ponad dwadzieścioro, zagadką z mojej strony niech będzie policzenie ile uścisków rąk musiałoby nastąpić gdyby każdy z każdym się żegnał właśnie przez podanie ręki? Dla ułatwienia podam, że rozwiązanie bardzo łatwo wyrazić przy pomocy ciągu arytmetycznego.
Następne wycieczki, kto wie, czy nie odbędą się w innych warunkach, gdyż odrobina deszczu ze śniegiem zalegała na tablicy z panoramą gór na Leskowcu. Póki co jednak, cieszmy sie jesienią 🙂

Doktorek
.

biało-czerwono na Leskowcu

Zaszufladkowano do kategorii kronika - 2013 | Możliwość komentowania Leskowiec (Beskid Mały) – rajd Koła PTT w Kozach pt. „Biało-czerwone wędrowanie” – 11 listopada 2013 r. została wyłączona

Łysica (Góry Świętokrzyskie) – wycieczka górska – 9-10 listopada 2013 r.

Długie weekendy sprzyjają długim podróżom. Nie powinien więc dziwić dystans blisko ośmiuset kilometrów, które przebyliśmy w ciągu ostatnich dwóch dni. Po raz pierwszy w historii naszych wyjazdów punkt wspólnego startu znajdował się tak daleko od domu. Trasy trzech aut zbiegły się bowiem dopiero za Miechowem, mniej więcej 80 kilometrów przed Kielcami. Samochód Kingi jechał przez Rabsztyn, stwarzając możliwość obejrzenia ruin zamku w świetle wschodzącego słońca. Nie było tego w planie, lecz budowla wyłoniła się tak nagle i tak blisko drogi, że nie sposób było nie zboczyć z drogi. Około ósmej rano, już wszyscy razem, ruszyliśmy do Nowej Słupi, aby stamtąd rozpocząć wędrówkę po Świętokrzyskim Parku Narodowym, którego bram strzeże kamienny posąg świętego Emeryka.
Po niespełna trzech kwadransach dotarliśmy na szczyt Łysej Góry, zwanej też przez niektórych Świętym Krzyżem. Tam zwiedziliśmy opactwo benedyktyńskie, które według legendy założył w 1006 roku Bolesław Chrobry. Zobaczyliśmy też kryptę w kaplicy Oleśnickich, gdzie złożone jest zmumifikowane ciało, które przypisywano przez długi okres Jeremiemu Wiśniowieckiemu, jednak badania naukowe zwłok z 1980 roku ostatecznie wykluczyły, aby należały one do księcia. W podziemiach znajdowały się także zmumifikowane zwłoki nieznanego powstańca styczniowego z 1863 roku.
Nieco dalej, na platformie widokowej, z której zobaczyć można słynne gołoborza, zrobiliśmy sobie zdjęcie grupowe i ruszyliśmy w dół. Podążaliśmy wzdłuż czerwonego szlaku, biegnącego skrajem lasu. Po dwóch godzinach marszu ponownie weszliśmy wgłąb lasu, aby zdobyć najwyższy szczyt Gór Świętokrzyskich. Dobiegała szesnasta i powoli zapadał zmrok. Sam szczyt zdobyliśmy brnąc powoli przez las w całkowitych ciemnościach, które rozpraszały jedynie czołowe latarki.
Do Świętej Katarzyny, gdzie mieliśmy nocować, zeszliśmy po godzinnej wędrówce. Gospodarstwo agroturystyczne, w którym przyszło nam spędzić noc, okazało się bardzo przyjemnym miejscem, a właścicielka przyjęła nas wszystkich, mimo nadprogramowej ilości osób. Wieczorem udaliśmy się jeszcze do ekskluzywnej restauracji Łysica, aby zjeść coś ciepłego. Następnie integracja przeniosła się z powrotem do naszej noclegowni i trwała do drugiej w nocy. A integrować się było trzeba, gdyż w naszym gronie znalazły się dwie nowe osoby, jadące z nami po raz pierwszy 🙂
Drugi dzień upłynął na zwiedzaniu i założeniu im więcej, tym lepiej. Zaczęliśmy od Kielc. Po zobaczeniu starego rynku i okolic dotarliśmy do galerii handlowej, dość ekscentrycznej w swej budowie, aby coś zjeść. Następnie udaliśmy się do Chęcin, do Jaskini Raj, jednej z nielicznych w Europie, które posiadają tak bogatą strukturę stalaktytów, stalagmitów i stalagnatów. Ostatnim punktem programu były ruiny zamku Krzyżtopór w Ujazdowie, którego architektura oparta jest na symbolice nawiązującej do kalendarza: okien miał tyle, ile dni w roku, pokoi tyle, ile tygodni; sal wielkich tyle, ile miesięcy, a cztery narożne jego baszty odpowiadały liczbie kwartałów.
Reasumując przyznać należy, iż wyjazd był udany, ekipa fantastyczna, a miła atmosfera sprawiła, że dobry humor nas nie opuszczał. Takie wypady sprawiają, że praca staje się tylko wypełnieniem czasu między kolejnymi weekendami i kolejnymi eskapadami. A co dalej… właściwie już wiadomo 🙂 Styczeń – Góry Stołowe. Zatem do zobaczenia znów 🙂

Robal
.

Ekipa na platformie widokowej

Zaszufladkowano do kategorii kronika - 2013 | Możliwość komentowania Łysica (Góry Świętokrzyskie) – wycieczka górska – 9-10 listopada 2013 r. została wyłączona

„Dookoła Beskidu Śląskiego” (Polska, Czechy) – wycieczka krajoznawcza – 9 listopada 2013 r.

Dzisiejszą, listopadową wycieczkę można by podzielić na dwie części: muzealną oraz część pod tytułem „po obu stronach granicy”. Pierwsza część, do południa, obejmowała zwiedzanie Muzeum Ustrońskiego im. Jana Jarockiego w Ustroniu oraz Muzeum Beskidzkiego im. Andrzeja Podżorskiego w Wiśle. Natomiast druga część wycieczki krajoznawczej, popołudniowa, i do tego w pełni deszczowa to była kontynuacja przejazdu dookoła Stożka i Czantorii oraz krótki pobyt po drodze w wielu miejscach. Wymienię te miejsca po kolei: Kościół pod wezwaniem Podwyższenia Krzyża Świętego na Kubalonce, Chata Kawuloka w Istebnej, Jaworzynka – Trzycatek czyli trójstyk granic, Jabłonków (Czechy) i wieczorny spacer po Cieszynie.
Między pierwszą i drugą częścią wycieczki, mieliśmy przerwę gastronomiczną w cukierni w centrum Wisły, gdzie przy dobrej kawie, tortach, ciastkach, ciepłych i zimnych lodach przyjemnie, i niestety krótko spędziliśmy wolny czas. Oj, nagrzeszyliśmy tutaj mocno, chyba nikt kalorii nie liczył!
Bardzo intensywnie „pracowały” dzisiaj nasze umysły chłonąc wszystko to, o czym opowiadali nasi dzisiejsi przewodnicy w obu muzeach i nasz niestrudzony przewodnik Jan Weigel.
Gdyby szczegółowo opisać w tej relacji to wszystko, co dzisiaj zobaczyliśmy, to do przeczytania byłoby co najmniej kilkanaście stron tekstu. Kto może, niech więc przeczyta w Internecie różne wiadomości o obu muzeach, o zwiedzanych obiektach i miejscach, bo naprawdę warto powrócić do nich choćby jeszcze nie raz, nawet wirtualnie. Dlatego napiszę w tej relacji krótko tylko o tym, co było dla nas wyjątkowe, i co z pewnością zapamiętamy na długo.
Warto było posłuchać Pani Przewodniczki w Muzeum Ustrońskim.To miejsce należy do takich, z których trudno, niełatwo i nie szybko chce się wychodzić. Trzeba by było poświęcić temu Muzeum więcej czasu, bo bogactwo zbiorów i jego piękna historia na to zasługują. Co możemy w nim zobaczyć? Przede wszystkim hutnictwo i kuźnictwo, a także dziedzictwo kulturowe związane z historią Ustronia i jego mieszkańców.
Właśnie w tym Muzeum, już pod koniec zwiedzania jeden z uczestników wycieczki, Andrzej, podarował (czytaj: uzupełnił zbiory muzealne) stary, drewniany, oryginalny kształtem przedmiot kuchenny tj. tłuczek do mięsa. Być obecnym w takim na pozór drobnym wydarzeniu, dla nas wszystkich, było niezwykłe, a co dopiero dla samego ofiarodawcy! Jakże bliska jego sercu musiała być chwila pozostawienia cząstki rodzinnych „skarbów” w miejscu, gdzie znów ta cząstka staje się użyteczna dla innych, czyli kolejnych osób zwiedzających to Muzeum.
Zatrzymajmy się jeszcze w tym Muzeum razem z Panią Przewodniczką na chwilę, poświęconą pamięci 36 mieszkańców Ustronia, którzy w strasznym, czarnym dniu w historii Ustronia, zginęli zamordowani masowo przez hitlerowców. Było to 9 listopada 1944 roku. Ślad po nich zaginął, nie wiadomo, gdzie zostali wywiezieni i jakie były ich dalsze losy. Spójrzmy teraz do kalendarza, akurat dzisiaj mamy 9 listopada… 2013 roku. Cześć ich pamięci!
Wracamy do muzeum, kolejnego na trasie wycieczki, teraz już w następnej miejscowości czyli w Wiśle. Muzeum Beskidzkie im. Andrzeja Podżorskiego zachwyciło nas eksponatami związanymi z dawnym, codziennym życiem górali Beskidu Śląskiego, a także żywym obrazem pracy prawdziwego kowala w prawdziwej kuźni. Ogień, młot, wykuwanie podkuwek, opowiadanie kowalskiego fachowca o swojej pracy zrobiły wrażenie na nas wszystkich i to od najmłodszych, czyli dzieci: Zosi (4 lata), Anielki (6 lat) i Mileny (11 lat) po najstarszych uczestników wycieczki. Wśród tych drugich był Andrzej, którego dziadek też był kowalem, a wiele jego wspomnień z dzieciństwa powróciło teraz, właśnie w tym miejscu podczas tego spotkania z kowalem.
Przenieśmy się teraz do Istebnej, do Chaty Jana Kawuloka. W tej to wiekowej, bo mającej 150 lat kurnej chacie, sam mistrz Janusz Macoszek, czyli Ślązak roku 2010 , laureat XX konkursu Radia Katowice: „Po naszymu, czyli po śląsku”, szczerze rozbawił swoją „godką” każdego z nas. Ten młody góral z Istebnej, potrafi opowiadać i opowiadać, czyli godać o tym, co mu w duszy gro, potrafi żartować i śmiać się szanując i posługując się gwarą ojców i dziadków. My zaś, dzięki niemu mogliśmy słuchać i słuchać, i dodatkowo zachwycać się pięknym brzmieniem przeróżnych, dawnych instrumentów muzycznych od okarynki po róg pasterski i trombitę. Dzisiaj kolejny już raz trudno było nam opuścić zwiedzane miejsce. Warto być tu wielokrotnie, gdy tylko nadarzy się okazja, nawet wtedy, gdy będzie to już dziesiąty raz!
Wielką atrakcją dzisiejszego dnia było miejsce trzech granic czyli trójstyk: Polska – Słowacja – Czechy pomiędzy miejscowościami Jaworzynka (Trzycatek) – Czerne na Słowacji i Herczawa w Czechach. Takich trójstyków granic mamy w Polsce sześć. To miejsce, tu na Trzycatku, będące najbliższe nam, mieszkańcom Bielska-Białej, Buczkowic i Pisarzowic, niektórzy z nas odwiedzili po raz pierwszy w życiu. Znowu trzeba powtórzyć słowa, że to magiczne miejsce też niezbyt szybko niektórzy z nas chcieli opuścić, choć pogoda wyraźnie dawała nam do zrozumienia, że…
Dalszy ciąg wycieczki to spacer w deszczowym Jabłonkowie, pełnym polskości i ciekawych budowli. No i wreszcie wycieczka dobiegła końca w Cieszynie, już w ciemnościach i w dalszym ciągu w listopadowym deszczu! Spacer po opustoszałym Wzgórzu Zamkowym, po Starówce, po Cieszyńskiej Wenecji, po starych uliczkach jakże pięknych za dnia i w pełnym słońcu, uczynił z nas wszystkich – myślę – niezwykle dzielnych turystów.
No bo komu by się chciało w takich warunkach i o takiej, wieczornej porze zwiedzać miasto nad Olzą? Chyba tylko tym przyjezdnym turystom z drugiego końca Polski, no i jak widać, nam, członkom i sympatykom Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego Oddział w Bielsku-Białej. Poniesione rozmaite trudy wycieczkowe nie były dzisiaj straszne ani dzieciom, ani starszym, ani najstarszym uczestnikom dzisiejszego wyjazdu.
Na tej wycieczce każdy mógł znaleźć dla siebie coś ciekawego, interesującego, coś, co było tym magnesem przyciągającym do wzięcia w niej udziału, chociaż naokoło niejednego kusiło wiele rozmaitych, rozrywkowych okazji.
Na przykład dzieci, czyli Zosia, Anielka i Milena znalazły w Muzeum w Ustroniu „swój” dział, poświęcony zabawkom. Można w nim było dokładniej, tak z bliska przyjrzeć się tym dziecięcym skarbom, wziąć do ręki, a nawet krótko się nimi zabawić. Czego tam nie było! Były góralskie, malowane na czerwono koniki z drewna, były wózki rozmaite dla lalek na cienkich, metalowych kółkach, był duży koń, cały biały na biegunach, taki do bujania, były lalki rozmaitej wielkości i urody, były przeróżnej maści miśki… itd. Ho, ho! Ileż tego było! Najstarszą zabawką w tym dziale muzealnym był misiek mający 150 lat, taki prawdziwy dziadek-misiek, chociaż bez brody, ale za to z prawdziwym garbem! Myślę, że dzieci same lepiej by wymieniły wszystkie te zabawki, które tam zobaczyły. Dziś takich zabawek już prawie nie ma, za to są zabawki elektroniczne i na baterie… Czy te nowoczesne są ciekawsze i lepsze od tamtych?
Hej Turyści! Tak trzymać! Do następnego razu, no bo… czas ucieka jak rzeka i nie wolno nikomu z nas go zmarnować! Nikomu, to znaczy zarówno dzieciom, czyli Zosi, Anielce, Milenie, jak i nam starszym, i tym z nas najstarszym. Ta wycieczka była tegoroczną, ostatnią z wycieczek krajoznawczych w ramach cyklu imprez „Wycieczki w dobrym towarzystwie”. Szkoda!

CS
.

przed Chatą Kawuloka w Istebnej

Zaszufladkowano do kategorii kronika - 2013 | Możliwość komentowania „Dookoła Beskidu Śląskiego” (Polska, Czechy) – wycieczka krajoznawcza – 9 listopada 2013 r. została wyłączona

„Na nartach z Kazbeka” – prelekcja Grzegorza Holerka i Franciszka Wawrzuty – 5 listopada 2013 r.

5 listopada 2013 roku odbył się pokaz slajdów Grzegorza Holerka i Franciszka Wawrzuty z wyprawy na górę Kazbek, będącą jednym z najwyższych szczytów Kaukazu (5033,8 m n.p.m.), położoną we wschodniej części centralnego Kaukazu na granicy Gruzji z Rosją.
Cóż można napisać o Kazbeku? Jest drzemiącym wulkanem zbudowanym z law trachitowych, a jego ostatnie erupcje miały miejsce około 6 tysięcy lat temu. Pozostałością działalności wulkanicznej są dziś wyziewy gorących gazów na północnych stokach góry (solfatary). Ze stoków Kazbeka spływają liczne lodowce o łącznej powierzchni 135 km².
Po stronie gruzińskiej Kazbeka znajduje się lodowiec Gergeti, zwany również Ordzweri. Około 10 kilometrów na wschód od szczytu biegnie Gruzińska Droga Wojenna oraz leży miasto Stepancminda (do niedawna: Kazbegi). Na południowych stokach gór znajduje się dawna stacja meteorologiczna, która w sezonie letnim pełni rolę komercyjnego schroniska dla alpinistów. Droga do stacji wiedzie przez lodowiec Gergeti i niesie ze sobą zagrożenie szczelinami.

Dwóch kolegów połączonych wspólną pasją, Grzegorz Holerek i Franciszek Wawrzuta, przedstawili nam dzisiaj pełną wrażeń i zaistniałych niebezpieczeństw opowieść o wyprawie kilkorga osób na mierzącego ponad pięć kilometrów wysokości kolosa. Z uwagi na trudne i zmienne warunki pogodowe droga na ten stosunkowo nietrudny szczyt była bardzo trudnym wyzwaniem, a zrobione w czasie wspinaczki zdjęcia niejednokrotnie przedstawiały widok, ograniczony przez śnieżyce do 4 metrów.
Z relacji dzisiejszych prelegentów dowiedzieliśmy się, że droga na szczyt nie jest oznaczona żadnymi szlakami, a w śnieżnej zamieci nieprzygotowany człowiek mógł błądzić godzinami. W trakcie wyprawy nasi podróżnicy spotykali wielu rodaków oraz grupy innych alpinistów, którzy porwali się na to, by zdobyć „tytana” z okolic Kaukazu. Zobaczyliśmy dzisiaj ponad 1000 slajdów z wyjazdów, które odbyły się w 2012 i 2013 roku… Chwile tam spędzone nieraz były  niebezpieczne, ale także zabawne, gdy na przykład panowie robili sobie zdjęcia pod plakatem z palmami w tle, a na zewnątrz nie ustępowała śnieżyca lub gdy zażywali kąpieli pod wodospadami i jak dzicy wspinali się po zwalonym drzewie…

Refleksja na koniec. Wyprawy w góry są dla nas pięknym przeżyciem, choć niejednokrotnie niebezpieczeństwo zagląda prosto w twarz. Przed każdą wyprawą należy ocenić swoje możliwości i umiejętności, a dobry sprzęt i doświadczeni koledzy, czy koleżanki to wielki atut mogący nie tylko uratować nam życie, ale i umilić wyprawę.

T.T.
.

w trakcie prelekcji

Zaszufladkowano do kategorii kronika - 2013 | Możliwość komentowania „Na nartach z Kazbeka” – prelekcja Grzegorza Holerka i Franciszka Wawrzuty – 5 listopada 2013 r. została wyłączona

Lackowa (Beskid Niski) – wycieczka górska – 2 listopada 2013 r.

Mimo, iż Beskid Niski jest największym pod względem obszaru pasmem górskim w Polsce, to z racji odległości, jaka nas od niego dzieli, rzadko wybieramy się w tym kierunku. Chcąc jednak zdobyć wszystkie szczyty Korony Gór Polskich, nie można nie odwiedzić krainy Łemków.
Wyruszyliśmy dwoma samochodami, jeden startował z Bielska, drugi zaś z Żywca. Wspólnie przebyliśmy trasę od Makowa Podhalańskiego do małej wioski Izby, położonej u stóp masywu Lackowej. Zdobywanie najwyższego szczytu Beskidu Niskiego rozpoczęliśmy od spaceru niebieskim szlakiem konnym. Po kilkuset metrach, niespodziewanie należało opuścić ów trakt, skręcić w zarośla i podążać wzdłuż słupków granicznych.
Pnąc się mozolnie w górę, obserwowaliśmy dziką przyrodę, nienaruszoną, raczej nieczęsto odwiedzaną przez ludzi. Często szlak przecinały zwalone pnie i próchniejące konary drzew. Na pogodę nie mogliśmy narzekać, choć było mgliście, to jednak nie padało.
Wkrótce dotarliśmy do wyczekiwanego, ostrego podejścia, w którym na odcinku kilometra mieliśmy wspiąć się o trzysta metrów w górę. Nie było to łatwe podejście, lecz trzeba przyznać, że opinie w internecie na temat trudności tego fragmentu szlaku są zdecydowanie przesadzone. Na szczycie stanęliśmy po niespełna dwóch godzinach spaceru. Na słabo osłoniętym wierzchołku wiało, więc po krótkiej przerwie na zdjęcia ruszyliśmy dalej w stronę Białej Skały i Ostrego Wierchu, aby później ruszyć żółtym szlakiem w stronę Ropek, obecnie najmniejszego sołectwa w gminie, gdzie mogliśmy zobaczyć miejsce po starej cerkwi i przylegający do niej cmentarz.
Po powrocie do samochodów zdecydowaliśmy, że w drodze powrotnej zatrzymamy się przy zabytkowych, drewnianych cerkwiach w Banicy i Śnietnicy. We Florynce natomiast zatrzymaliśmy się przy zbiorowej mogile honwedów, w której pochowanych jest 103 żołnierzy tej formacji. Zmierzch zapadał bardzo szybko, zmuszając nas do opuszczenia krainy Łemków. Do domów wróciliśmy późnym wieczorem.

Robal
.

ekipa na Lackowej

Zaszufladkowano do kategorii kronika - 2013 | Możliwość komentowania Lackowa (Beskid Niski) – wycieczka górska – 2 listopada 2013 r. została wyłączona