Sarnia Skała (Tatry Zachodnie) – wycieczka górska – 24 lutego 2019 r.

Jeżeli wstawać skoro świt w wolny dzień to tylko po to, aby ruszyć w góry! W tą niedzielę zebraliśmy się na dworcu PKS o godz. 5:15, aby wraz z Przewodnikiem Janem Nogasiem wyruszyć w stronę Zakopanego na wycieczkę w Dobrym Towarzystwie z Bielskim Odziałem PTT. Zimowy wypad na Sarnią Skałę, obok styczniowego wyjazdu na szczyt Łysej Hory i grudniowego na Siwy Wierch, znalazł już stałe miejsce w oddziałowym terminarzu wycieczek. W tym roku ponownie w pięknych, zimowych okolicznościach przyrody ruszyliśmy na tatrzańskie szlaki.
Jeszcze nieco rozespani po długiej podróży, ok godz. 9:00 wysiedliśmy na niewielkim parkingu u wylotu Doliny Małej Łąki. Było chmurno i mroźno. Pomimo ogólnego ocieplenia, warunki na szlakach były zimowe. Od razu po wyjściu z busika uzbroiliśmy nasze buty w raczki, które ułatwiły nam poruszanie się po oblodzonej ścieżce. W niecałą godzinę, idąc za żółtymi znakami, dotarliśmy na niesamowitą Wielką Polanę Małołącką. Pomimo, iż szczyty Tatr Zachodnich otaczających dolinę, były częściowo w chmurach, widok na rozległy, pokryty śniegiem teren dawnego jeziora polodowcowego, o powierzchni prawie 15 ha zrobił na nas ogromne wrażenie. Z chęcią zrobiliśmy sobie właśnie w tym miejscu przerwę na maszkiet i zdjęcia. W otaczających nas ciemnych, prawie pionowych ścianach tatrzańskich szczytów wyraźnie było widać każdy kant, każde wyżłobienie skalne zaznaczone konturami z białego śniegu. Dodatkowo niski pułap chmur, ukrywający przed nami rozległą przestrzeń, zamykał nas na polanie niczym w kryształowej kuli.
Dalej ruszyliśmy Drogą nad Reglami oznaczoną szlakami czarnymi. Z Wielkiej Polany w Dolinie Małej Łąki (1163 m n.p.m.) zdobyliśmy nieco wysokości podchodząc na Przełęcz w Grzybowcu (1311 m n.p.m.), żeby potem stromo zejść na Polanę Strążyska (1042 m n.p.m.). Od przełęczy do naszej ścieżki dołączyły również znaki czerwonego szlaku, który od parkingu w Dolinie Strążyskiego Potoku prowadzi aż na Wyżnią Kondracką Przełęcz pod Giewontem. Jest to rzadziej uczęszczany ze względu na stromy i trudny teren wariant trasy na Giewont. W sezonie zimowym do połowy maja szlak ten w stronę Śpiącego Rycerza jest zamknięty, ze względu na duże zagrożenie lawinowe. Jednak mimo tablic informacyjnych i taśmy TPN-u zagradzającej przejście, widać było wyraźnie przedeptaną ścieżkę. Ten odcinek trasy nie zajął nam dłużej niż godzinę, więc część grupy zdecydowała się jeszcze na spacer do zamarzniętego Wodospadu Siklawica.
Po powrocie nad Polanę nie było już wyjścia. Dalej za czarnymi znakami Drogi nad Reglami ruszyliśmy stromo pod górę w stronę Czerwonej Przełęczy (1301 m n.p.m.). To rzekome 40 min wlokło się jak my – mozolnie. Noga za nogą, wyrównując oddech na krótkich postojach, w planowanym czasie dotarliśmy na przełęcz. Wymagało to nieco wysiłku i samozaparcia wobec coraz stromiej prowadzącej ścieżki. Trzeba jednak przyznać, że jest to satysfakcjonujące podejście, które sprawia, że wyjazd na Sarnią Skałę nie jest tylko niedzielnym spacerkiem. Z Czerwonej Przełęczy dzieliło nas już tylko 10 min od celu naszej wędrówki. Sarnia Skała (1377 m n.p.m.) wznosiła się jeszcze wysoko nad naszymi głowami, choć do pokonania mieliśmy jedynie 76 m przewyższenia. Krótki szlak dojściowy biegnie wschodnią, dość łagodną granią. Na szczycie oczywiście pamiątkowe zdjęcie z banerem. Mimo pochmurnej pogody na górze kręciło się sporo turystów. Tatry niestety schowane pod pierzyną chmur drzemały jeszcze w to niedzielne południe. Szeroki widok natomiast rozpościerał się na północ, na nasze Beskidy. Na okolicznych stokach było widać sylwetki narciarzy korzystających jeszcze z ostatnich godzin, kończących się w tym dniu ferii zimowych.
Sarnia Skała była naszym ostatnim podejściem na zaplanowanej trasie. Z Czerwonej Przełęczy dalej Drogą nad Reglami zeszliśmy do rozwidlenia ze szlakiem żółtym, którym ruszyliśmy w dół do Doliny Białego Potoku. Lawirując raz w prawo, raz w lewo, doszliśmy do malowniczo położonego przełomu, gdzie wśród skał znaleźliśmy zakratowane wejście do sztolni, w której po II wojnie światowej na potrzeby zbrojeniowe ZSRR poszukiwano rud uranu.
Doszedłszy do czarnego szlaku pod Reglami ruszyliśmy dalej w stronę Wielkiej Krokwi. Im niżej, tym warunki na szlaku stawały się… trudniejsze. Wzdłuż skoczni przejście było całkowicie pokryte lodem, a zdeterminowani turyści poruszali się ostrożnie trzymając się kurczowo płotu.
Całą trasę ok. 14 km przeszliśmy w niecałe pięć i pół godziny, więc mieliśmy jeszcze sporo czasu na wizytę w naszym ulubionym i tanim barze mlecznym przy rondzie. Punktualnie o godzinie 16:30 ruszyliśmy w drogę powrotną. Niestety nie obyło się bez stania w korkach… Jednak po tak udanej wycieczce nie było mocnych, żeby zepsuć nam tak udany dzień.
Dziękuję Janowi za wspaniałą wycieczkę w Polskie Tatry oraz wszystkim uczestnikom za bezpieczne przejście. Pozdrawiam serdecznie tych, z którymi przyszło mi wędrować w tą niedzielę! Dziękuję za wspólnie spędzony czas, rozmowy i wspaniałe maszkiety. Podziękowania kieruję szczególnie do Grażynki, która jak zawsze wzięła na siebie trud uwiecznienia na fotografii naszej wycieczki. Zapraszam do obejrzenia galerii i do zobaczenia na szlaku!

Martyna Ptaszek
.

nasza grupa na Sarniej Skale

Zaszufladkowano do kategorii kronika - 2019 | Możliwość komentowania Sarnia Skała (Tatry Zachodnie) – wycieczka górska – 24 lutego 2019 r. została wyłączona

Pilsko (Beskid Żywiecki) – biwak zimowy – 23-24 lutego 2019 r.

„Wiatr wyciskał łzy. Zamarzły mi powieki i rzęsy. Nie mogłem otworzyć oczu. Bezskuteczne przecierałem je rękawiczką. Chuchałem w dłonie. Ciepło oddechu na chwile topiło lód, ale świat zaraz znikał pod zamarzniętymi powiekami. Pierwszy raz w życiu doświadczyłem tak intrygującego zjawiska” – tak pisze Adaś Bielecki o swoich wyprawach w Karakorum, a my na górze Beskidu Żywieckiego na cyklicznym (corocznym) biwaku zimowym, tym razem na Pilsku mieliśmy tylko -15 stopni, czyli o połowę cieplej jak w zeszłym roku, więc powieki zostały nietknięte.
Tegoroczna szatra* odbyła się 23-24 lutego na zasadzie „partnerskiej samoorganizacji”. Wybraliśmy się siedmioosobową grupą na nartach, butach i rakach, a aura z powodu decyzji rozbicia się w kotlince osłoniętej od wiatru była tak sprzyjająca, że i ci w namiotach ekstremalnych, jak i ci w sprzęcie za 99 zł czuli się bardzo komfortowo. Późnym popołudniem wybraliśmy się na zachód słońca. Pogoda dopisywała, a efektami jej łaskawości można delektować się w galerii naszego wypadu. Wiało od wschodu więc przy oglądaniu spektaklu gry świateł żegnającego nas słoneczka nie mieliśmy dyskomfortu przewianej twarzyczki. Natomiast ten ruch powietrza ślizgający się po wschodnim zboczu Pilska tworzył zjawisko tak zwanego żagla, co za naszymi plecami wykorzystało dwóch kolegów uprawiających „kitesurfing” na śniegu ślizgając się z południa na północ tam i z powrotem przez kilka godzin.
Wieczorem w przytulisku* przy herbacie i „syropie klonowym” raczyliśmy się dysputą na temat życia i zaciskaniem więzi przyjaciół, którzy od lat nie boją się spać w zimie domkach ze szmaty…do tego stopnia, że wysłannik obsługi delikatnie oznajmił, iż już moglibyśmy przestać gadać ponieważ czas na regenerację. Raczej nikt nie wiedział, że nie spieszy się nam do chłodnych łóżeczek. Dobranoc.
Noc była gwiaździsta i wcale nie cicha. Ktoś deptał po zmrożonym śniegu, ktoś zjeżdżał na pupie po stoku, ktoś znęcał się na skuterze śnieżnym, ktoś głośno chrapał, leciało radio… Wcale nie mieliśmy wrażenia samotni. Rano wszyscy obudzili się wcześnie ale doniosłem wrażenie, że każdy czekał na ruch drugiego. Wiercił się Krzysio, wiercił się Romcio, aż padła komenda – śpiewamy! To nieodłączny punkt każdego zimowiska. „Kiedy ranne wstają zorze” – takiego chórku to mógłby pozazdrościć niejeden tum*. Po obrządku skierowaliśmy się na toaletę i śniadanko do gościńca*. Jak się rozsiedliśmy odwiedził nas kolejny zrzeszony przyjaciel – bum – i znów minęły ni stąd ni zowąd cztery godziny. Cóż wszystko co dobre szybko się kończy – pakujemy swoje domy (dosłownie) i pamiątkowa fotka ulotna jak ulotka.
Konkluzja jaka nasuwa mi się po tej imprezie to taka, że chcielibyśmy aby tej frajdy doświadczyło więcej osób. Sprzętu mamy dużo a ekstremalna pogoda zdarza się nie często…A jak się trafi zawsze można się do kogoś przytulić. Nie bać się! Pozdro!

* Szatra – obóz lub tabor
* Przytulisko – schronisko na Hali Miziowej
* Tum – staropolska nazwa kościoła wyższej rangi
* Gościniec – schronisko na Hali Miziowej

Arkadiusz Kłaptocz
.

grupa biwakująca na Pilsku

Zaszufladkowano do kategorii kronika - 2019 | Możliwość komentowania Pilsko (Beskid Żywiecki) – biwak zimowy – 23-24 lutego 2019 r. została wyłączona

O współpracy z Fundacją Grupa Kęty Dzieciom Podbeskidzia w „Kronice Beskidzkiej”

W dzisiejszej „Kronice Beskidzkiej” (nr 8 (3237) / 2019) na stronie 8 ukazał się obszerny artykuł pt. „Na lepszy start w dorosłe, samodzielne życie” poświęcony działalności Fundacji Grupa Kęty Dzieciom Podbeskidzia.
Miło nam poinformować, że jeden z fragmentów tego materiału poświęcony jest akcji zdobywania Korony Gór Polski przez podopiecznych fundacji, które odbywa się we współpracy z Oddziałem PTT w Bielsku-Białej. Zachęcamy do zapoznania się z fragmentem artykułu z „Kroniki Beskidzkiej”.

Zarząd Oddziału
.

Zaszufladkowano do kategorii Fundacja "Grupa Kęty Dzieciom Podbeskidzia", media | Możliwość komentowania O współpracy z Fundacją Grupa Kęty Dzieciom Podbeskidzia w „Kronice Beskidzkiej” została wyłączona

Międzynarodowy Dzień Przewodnika

blacha_przewodnickaZ okazji Międzynarodowego Dnia Przewodnika wszystkim Przewodnikom Turystycznym – członkom i sympatykom naszego Oddziału – składamy najserdeczniejsze życzenia.

Zarząd Oddziału

Zaszufladkowano do kategorii aktualności | Możliwość komentowania Międzynarodowy Dzień Przewodnika została wyłączona

„Łza Indii – podróż po Sri Lance” – prelekcja Anny i Piotra Homów – 19 lutego 2019 r.

Na dzisiejszym spotkaniu Piotr Homa przedstawił nam relację z rodzinnego wyjazdu do Sri Lanki, państwa w Azji Południowej. Leży ono na wyspie Cejlon i na kilkunastu mniejszych wyspach przybrzeżnych. Od wschodu oblewane przez Zatokę Bengalską, od południa i zachodu otwartym Oceanem Indyjskim. W wyjeździe brały udział dwie rodziny z dziećmi i został on zorganizowany w okresie noworocznym 2018/2019. Termin taki został wybrany z uwagi na najbardziej sprzyjające warunki klimatyczne. Sri Lanka leży w strefie klimatu podrównikowego wilgotnego, charakteryzującego się wysokimi temperaturami i częstymi opadami deszczu. Klimat kształtują wiatry monsunowe, regulujące rytm opadów. Maksima opadowe przypadają na wiosnę i jesień. W okresie zimowym temperatury na terenach nizinnych wynoszą ok. 22°C przy wysokiej wilgotności względnej powietrza. Jest więc znacznie przyjemniej dla Europejczyka niż w okresie letnim, kiedy temperatury przekraczają 35°C.
Podróż ograniczała się do pobytu w Prowincji Południowej (stolica Galle), Prowincji Sabaragamuwa i Prowincji Centralnej (stolica Kandy). Początek i koniec podróży był w Galle, do którego można dostać się drogą lotniczą np. z Dubaju. Jest to port nad Oceanem Indyjskim. Miasto znane jest głównie z najlepiej zachowanego ufortyfikowanego fortu wzniesionego przez Europejczyków w Azji. W tym przypadku przez Holendrów w XVII wieku. Od 1986 roku założenie fortowe jest wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Kolejnym punktem było safari w Parku Narodowym Udawalawe. Na trawiastych równinach nad rzeką Walawe i sztucznym zbiornikiem Udawalawe żyje wiele zwierząt. Największą atrakcją są duże stada słoni indyjskich, których żyje tutaj na wolności ok. 700. Safari polega na przejeździe odkrytym samochodem terenowym po wyznaczonych drogach. Podczas prelekcji mogliśmy zobaczyć zdjęcia „upolowanych” przez turystów słoni. Sądząc po braku kłów, musiały to być samice z młodymi. Zobaczyliśmy też bawoły i pawie indyjskie, krokodyle, bardzo dużą wiewiórkę, ptaki drapieżne i baraszkujące małpy (makaki). Prowincja Południowa, jak większość wybrzeża Cejlonu jest równinna, góry znajdują się głównie w prowincji Centralnej. Najwyższy szczyt, Piturutalagala, wznosi się 2524 m n.p.m. Z uwagi na ciepły, wilgotny klimat, zbocza gór porośnięte są bujną, wiecznie zieloną roślinnością. Jest ona wyjątkowa, ponieważ w górskim obszarze Cejlonu deszcze padają niemal codziennie (przeważnie popołudniami!). Roczna wielkość opadów dochodzi tutaj nawet do 5000 mm. I właśnie na zboczach tych zielonych gór, pełnych wodospadów, rozciągają pola herbaciane. Przez turystów nazywane są „Herbacianymi Górami”. Aby zasmakować tych cudownych krajobrazów najlepiej odbyć przejażdżkę tamtejszą koleją, która została wybudowana w XIX w. przez Anglików do transportu kawy z wnętrza wyspy do portów, głównie Kolombo. Po zniszczeniu plantacji kawy przez zarazę, jej miejsce zajęła herbata i kolej jest nadal głównym środkiem transportu tego cejlońskiego „złota”. Jest również ważnym środkiem transportu dla Lankijczyków i atrakcją dla licznych turystów odwiedzających wyspę. Podobno jest to jedna z piękniejszych tras kolejowych na świecie. Tabor kolejowy pamięta jeszcze czasy kolonialne (pełna niepodległość w 1948 r.) i idealnie wpasowuję się do mijanych górskich krajobrazów. Oprócz podróży koleją główną atrakcją dla turystów jest zwiedzanie fabryki (przetwórni) herbaty. Właśnie do jednej z fabryk w okolicy miejscowości Nuwara Elija, stolicy herbacianego zagłębia, zostaliśmy zaproszeni. Dzięki opowieści Piotra i pokazywanym zdjęciom dowiedzieliśmy się skąd bierze się herbata biała, czarna i zielona. Wszystkie te rodzaje pochodzą z tego samego krzaczka. Herbata biała przygotowywana jest z najmłodszych listków, herbata czarna poddawana jest fermentacji, a przy produkcji herbaty zielonej etapy fermentacji pomija się. W zwiedzanej przetwórni maszyny i wyposażenie liczy zapewne ok. 100 lat, i nadal funkcjonuje. Każda z takich wizyt, przed wejściem do sklepu, kończy się degustacją. Szkoda, że zdjęcia nie oddają smaku i zapachu. Usłyszeliśmy tylko, że tamta herbata smakuje lepiej (inaczej!), niż kupiona w polskim sklepie. Cena małych paczuszek dla turystów jest też całkiem „słuszna”.
Stolicą Prowincji Centralnej jest Kandy. Z znajduje się tutaj ważna dla wyznawców buddyzmu Świątynia Zęba. w której podobno przechowuje się ząb Buddy. Świątynia stanowiła w przeszłości część kompleksu pałacowego władców królestwa Kandy. Codziennie przybywają tutaj tłumy turystów i buddyjskich pielgrzymów. Ponadto zachowały się przepiękne, bardzo bogate w roślinność królewskie ogrody botaniczne. Miasto uważane jest za duchową stolicę Sri Lanki. Jest bardzo gwarne i zatłoczone. Podobnie jak w całym kraju widzi się tutaj niemal sąsiadujące ze sobą świątynie hinduistyczne, buddyjskie, chrześcijańskie i meczety. Kolejnym odwiedzanym miastem była Dambulla znana ze Złotej Świątyni, której początki datowane są na I wiek p.n.e. Złota Świątynia Dambulla składa się z pięciu jaskiń w których umieszczono posągi Buddy i malowidła przedstawiające sceny z jego życia oraz dawnych władców wyspy. Podobnie jak świątynia w Kandy również i ta została wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Piękny kraj, piękne zdjęcia i interesująca opowieść. Tylko zazdrościć Rodzinie dzisiejszego Prelegenta, która odwiedza tak fantastyczne miejsca.

AZ
.

Piotr Homa i jego prelekcja

Zaszufladkowano do kategorii kronika - 2019 | Możliwość komentowania „Łza Indii – podróż po Sri Lance” – prelekcja Anny i Piotra Homów – 19 lutego 2019 r. została wyłączona

Chata na Groniu (Beskid Śląski) – wycieczka górska dla seniorów – 19 lutego 2019 r.

Choć w mieście zimy prawie nie widać, w górach na całego! Autobusem nr 57 dojechaliśmy do ostatniego przystanku Bystra Leśniczówka. Minęliśmy odnowiony ośrodek „Magnus” i rozpoczęliśmy podchodzenie do Chaty na Groniu. Przydały się nakładki na buty i kijki, było ślisko, śniegu w dalszym ciągu mnóstwo. Droga z początku prowadziła wzdłuż rzeki Białki. Świeciło piękne słońce, mogliśmy zatem obserwować przeciwległe stoki z wyraźnie zarysowanymi licznymi drogami. W połowie trasy krótki odpoczynek, a ponieważ był z nami Kornel wiadomym było, że ogrzejemy się „barszczykiem”. Tak było w istocie i pokrzepieni ruszyliśmy dalej. Dotarliśmy do zwornika szlaków skąd było już niedaleko do Chaty na Groniu – celu naszej wycieczki. Jest to miejsce dokąd chętnie przychodzimy. Wspaniały klimat i obecność gospodarza Jacka sprawiły, że kolejny raz cieszyliśmy się i śmialiśmy do łez słuchając występu tego znakomitego gawędziarza.
Powrotna droga była krótka – zeszliśmy do autobusu na przystanek do Mesznej. W wycieczce uczestniczyło 20 zadowolonych turystów. Pogodę mieliśmy piękną i choć przebyliśmy tylko 9 kilometrów uznaliśmy to za znakomitą zaprawę do dalszych wędrówek.

Teresa Kubik
.

Grupa seniorów na szlaku do Chaty na Groniu

Zaszufladkowano do kategorii kronika - 2019, seniorzy | Możliwość komentowania Chata na Groniu (Beskid Śląski) – wycieczka górska dla seniorów – 19 lutego 2019 r. została wyłączona

Świnica (Tatry Wysokie) – wycieczka górska – 17 lutego 2019 r.

Małą grupką członków i sympatyków Koła PTT w Kozach wybraliśmy się na Świnicę. Pogoda od samego rana była, jak to mówią: „laserowa”.
Wędrówkę rozpoczeliśmy z Kuźnic i przez Myślenickie Turnie, Kasprowy Wierch oraz Przełęcz Świnicką dotarliśmy na taternicki (zimowy) szczyt Świnicy. Część grupy pokusiła się na przejście wąską granią na wyższy (letni) wierzchołek. Powrót odbył się szlakiem przez schronisko „Murowaniec” do Kuźnic.

Paweł Stawiarz

uczestnicy wycieczki na Świnicę

Zaszufladkowano do kategorii Koło PTT w Kozach, kronika - 2019 | Możliwość komentowania Świnica (Tatry Wysokie) – wycieczka górska – 17 lutego 2019 r. została wyłączona

Lubomir (Beskid Makowski) – wycieczka górska dla młodzieży – 16 lutego 2019 r.

Za nami czwarty wyjazd z podopiecznymi Fundacji Grupa Kęty Dzieciom Podbeskidzia w ramach zdobywania Korony Góry Polski. Tym razem naszym celem był najwyższy szczyt Beskidu Makowskiego – Lubomir, a wędrowała z nami młodzież z placówek w Kętach, Oświęcimiu i Żywcu. Polskie Towarzystwo Tatrzańskie Oddział w Bielsku-Białej jest partnerem tego przedsięwzięcia, wspomagając młodych turystów przewodnicko i organizacyjnie. Zachęcamy do zapoznania się z krótką relacją z tej wycieczki:

W dniu 16 lutego 2019 roku udaliśmy się naszą grupą na kolejny szczyt z Korony Gór Polski – Lubomir w Beskidzie Makowskim.
O godzinie 6:00 wyjechaliśmy z Oświęcimia. Jechaliśmy około 2 godzin. Po przybyciu na miejsce pod opieką przewodnika Łukasza Kudelskiego pokonaliśmy trasę: Przełęcz Jaworzyce – Gościniec pod Lubomirem – Lubomir – Schronisko na Kudłaczach – Pcim. Całą trasę z postojami przeszliśmy w około 6 godzin.
O godzinie 15:00 wyjechaliśmy z Pcimia do Rabki Zdrój, gdzie w pizzerii Maleńka czekała już na nas pyszna pizza.
W tym dniu dopisała nam pogoda. Był pogodny i ciepły dzień. Najbardziej podobał mi się budynek obserwatorium astronomicznego, które niestety było zamknięte. Podczas wycieczki cały czas towarzyszyły nam wspaniałe widoki na okoliczne doliny i osadzone w nich wsie. Towarzystwo wspaniałych dziewczyn sprawiło, że czas płynął szybko i w dobrych humorach.
Do Oświęcimia dotarliśmy na godzinę 20:00. Już nie mogę się doczekać kolejnego wyjazdu.

Rafael Rua-Boroń
.

Grupa młodzieży na szczycie Lubomira

Zaszufladkowano do kategorii Fundacja "Grupa Kęty Dzieciom Podbeskidzia", kronika - 2019 | Możliwość komentowania Lubomir (Beskid Makowski) – wycieczka górska dla młodzieży – 16 lutego 2019 r. została wyłączona

Pilsko (Beskid Żywiecki) – wycieczka górska – 16 lutego 2019 r.

Kameralny wypad na Pilsko 4-osobowej grupy członków PTT z Oddziału Bielskiego. Nie można było nie wykorzystać tak słonecznie zapowiadającego się weekendu! Były piękne widoki, błękitne niebo, ciepłe słońce i zimny śnieg pod stopami.

Fantastyczny dzień z rewelacyjną ekipą!

Martyna Ptaszek
.

nasza 4-osobowa ekipa na szczycie Pilska

Zaszufladkowano do kategorii kronika - 2019 | Możliwość komentowania Pilsko (Beskid Żywiecki) – wycieczka górska – 16 lutego 2019 r. została wyłączona

„Argentyńska przygoda – o wyprawie na Aconcaguę i nie tylko” – prelekcja Janusza Pilszaka – 12 lutego 2019 r.

Stało się już tradycją, że na początku roku spotykamy się z naszym Kolegą, Januszem Pilszakiem, aby usłyszeć o Jego „górskich” dokonaniach w poprzednim roku. W styczniu 2018 zapoznaliśmy się z relacją z wejścia na Kazbek i Elbrus. Teraz Janusz zabrał nas prawie 2000 m wyżej, bo na Aconcaguę (6962 m n.p.m.).
Wyprawa miała miejsce w lutym 2018 roku, kiedy na półkuli południowej kończy się lato. Oczywiście o letnich temperaturach możemy mówić na nizinach Argentyny, np. w Buenos Aires, gdzie było +37oC. Powyżej 4000 m n.p.m. w nocy temperatura spadała do –20oC, a w dzień słońce operuje bardzo mocno. W namiocie temperatura dochodziła do +15oC, a na zewnątrz należało się bronić przed poparzeniem. Należało też być przygotowanym na niespodziewaną burzę śnieżną.
Wyprawa była realizowana w składzie dwuosobowym, przy niewielkiej pomocy lokalnej agencji górskiej na terenie Parku Narodowego Aconcagua. Aby dotrzeć pod Aconcaguę należy pokonać z Polski prawie 14 tys. km. W omawianej wyprawie wybrano loty z Warszawy do Rzymu, następnie do Buenos Aires i na zakończenie do Mendozy. W drodze powrotnej zrezygnowano z przelotu pomiędzy Mendozą i Buenos Aires wybierając nocny przejazd wygodnym autobusem. Mendoza jest miejscem załatwiania formalności związanych z atakiem na szczyt Aconcagua, a ściślej pobytu na ternie Parku (Parque Provincial Aconcagua). Wykupuje się pozwolenie na pobyt, które jest jednocześnie polisą ratowniczą. Mimo dość wysokiej ceny, pozwolenie (permit) zapewnia kilka usług niespotykanych gdzie indziej, np. obowiązkowe badanie lekarskie przed wyruszeniem do baz przed szczytem, pomoc lekarską do bazy na poziomie 4350 m i gwarantowaną pomoc ratowników z transportem helikopterem włącznie. 4 lutego 2018 dwuosobowa ekipa melduje się na granicy Parku i każdy z uczestników otrzymuje bardzo uciążliwe, zaewidencjonowane imiennie, worki śmieciowe (jeden na odchody sanitarne, a drugi na pozostałe odpadki). Ta „przenośna toaleta” towarzyszy „szczęśliwcom” przez cały czas poruszania się po Parku Przy opuszczaniu Parku będzie trzeba się z nich rozliczyć pod groźbą wysokiej kary pieniężnej. Następne dni to transport ekwipunku i wyżywienia do kolejnych baz oraz aklimatyzacja na wysokościach w granicach 5000 m n.p.m. Taka kilkudniowa aklimatyzacja jest konieczna, aby poruszać się na wysokościach powyżej 6000 m n.p.m. bez wyraźnych objawów choroby wysokościowej. 13 lutego po pozytywnych wynikach badań lekarskich zapadła decyzja o podjęciu próby wejścia na szczyt Aconcagui. Pierwszy nocleg wypada na wysokości 5350 m n.p.m. a kolejny na 6095 m (Rocas Blancas). Rano 15 lutego, przy temperaturze -200C rozpoczyna się atak szczytowy. Przy pięknej pogodzie, po 8 godzinach udaje się osiągnąć szczyt. Nie ma zbyt dużo czasu na podziwianie przepięknych widoków, bo przed zapadnięciem zmroku trzeba jeszcze zejść do namiotu. Tak to marzenie się spełniło, zdrowie i pogoda dopisały, a Janusz może dopisać do górskiego CV zdobycie „prawie” siedmiotysięcznika. Starczyło jeszcze czasu na spacer po Buenos Aires i 20 lutego kolacja wypadła już z Rodziną w Kozach.
Przez ponad półtorej godziny słuchaliśmy fascynującej opowieści o wytrwałym dążeniu do osiągnięcia celu (szczyt Aconcagui) i o Argentynie. Już jestem ciekaw, czym zaskoczy nas Janusz podczas prelekcji w przyszłym roku.

AZ
.

zamiast typowego zdjęcia z prelekcji tym razem taki oto kolaż 😉

Zaszufladkowano do kategorii kronika - 2019 | Możliwość komentowania „Argentyńska przygoda – o wyprawie na Aconcaguę i nie tylko” – prelekcja Janusza Pilszaka – 12 lutego 2019 r. została wyłączona